Od konserwatystów przypominających siódme przykazanie i obowiązek zwracania długów po lewicę (nie wiem, czy postkomunistyczną czy postliberalną) usiłującą dowieść, że na pożyczaniu Grekom zarobiły unijne potęgi, bo tam Ateny zamawiały towary i usługi.
Jeśli ta ekonomia ma coś wspólnego z prawdą, to najlepszym sposobem pomnożenia pieniędzy byłoby rozdawnictwo, bo obdarowani zawsze coś u nas kupią. Ale nawet w takim idiotyzmie jest trochę racji. Nie tylko dlatego, że w naszych czasach nie ma już prawd mocnych, a nazwanie czegokolwiek kłamstwem jest niepoprawne politycznie. Także dlatego, że nie inaczej powstawała dzisiejsza eurostrefa. Wspólny pieniądz bez mechanizmów kontroli połączył gospodarki zupełnie różne i stojące na innych poziomach. Integracja ekonomiczna wyprzedziła polityczną, dlatego że tak jest łatwiej i nie trzeba zabiegać o żmudny konsensus. Więc każdy robił co chciał, ale za wspólne pieniądze. Tak jakby rzucić w tłum gotówkę i tylko ustnie poprosić o gospodarność.