Piotr Buras: Co ma Wołyń do rozszerzenia UE

Nie ma i nie powinno być żadnych „standardów kulturowo-politycznych”, jakie spełnić mają kraje kandydujące do UE, poza tymi, które wynikają z zasad i metodologii polityki rozszerzenia zdefiniowanych przez Unię. A te dotyczą niezależności sądów, trójpodziału władz czy wolności wyborów.

Publikacja: 14.09.2024 07:24

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i premier Donald Tusk

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i premier Donald Tusk

Foto: PAP/EPA

Dmytro Kułeba nie jest już ministrem spraw zagranicznych Ukrainy, ale burza wywołana jego słowami na Campusie Polska może położyć się cieniem na polskiej polityce zagranicznej. Pytany o ekshumacje Polaków Kułeba porównał zbrodnie ukraińskie na Wołyniu z przesiedleniami w ramach akcji „Wisła”, wywołując oburzenie polskiej opinii publicznej i ostre reakcje polityków. Podczas gdy szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski mówił o „błędzie” Kułeby i wyraził nadzieję, że Ukraina rozwiąże problem ekshumacji „w duchu wdzięczności” za naszą pomoc dla Kijowa, inni przedstawiciele rządu poszli dalej. Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz ostrzegł, że „bez uszanowania i upamiętnienia [polskich ofiar] nie ma mowy (...) o wstąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej”. Premier Donald Tusk stwierdził zaś, że „Ukraina nie będzie członkiem Unii Europejskiej bez polskiej zgody. Ukraina musi spełniać standardy, a one są wielorakie. To nie jest tylko kwestia handlu, granicy, standardów prawno-ekonomicznych. To jest też kwestia standardów kulturowo-politycznych”.

Odwrót Ukrainy od orientacji na Europę mógłby mieć fatalne skutki

Krytyka władz Ukrainy za ich postawę w sprawie Wołynia jest zrozumiała. Blokada ekshumacji na Wołyniu nie ma żadnego uzasadnienia i stanowi poważne obciążenie dla relacji między sąsiadami w momencie, kiedy ich współpraca i sojusz mają szczególną wagę. To Kijów ponosi za to odpowiedzialność. Ukraińcy powinni też – we własnym interesie – lepiej rozumieć wagę, jaką Wołyń odgrywa w polskiej pamięci, a także w naszej polityce wewnętrznej. Ale wiązanie tej kwestii z procesem integracji Ukrainy z UE byłoby złą polityką, sprzeczną ze strategicznymi interesami Polski i Unii.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Czy Polska nie wpuści Ukrainy do Unii Europejskiej z powodu Wołynia?

Ukraina stała się kandydatką do członkostwa w Unii w wyniku agresji rosyjskiej, zaś w grudniu 2023 r. UE otworzyła jej drogę do negocjacji akcesyjnych. Konkretne rozmowy mogą rozpocząć się za polskiej prezydencji w UE (od stycznia 2025 r.). Ambicją Warszawy jest, by otworzyć przynajmniej jeden, może nawet dwa obszary negocjacyjne. Ten proces będzie trwać bardzo długo, ale jego wiarygodność – uzależnienie postępów w negocjacjach oraz wymiernych korzyści z przybliżania się do UE od spełniania kolejnych unijnych warunków – będzie mieć fundamentalne znaczenie. Zwłaszcza jeśli Ukraina zmuszona będzie w nadchodzących miesiącach do „kompromisu” przerywającego działania wojenne. Jego częścią będzie zapewne pogodzenie się z pozostaniem – na bliżej nieokreśloną przyszłość – części jej terytorium pod kontrolą Rosji. Wtedy pewność i trwałość zakotwiczenia Ukrainy na Zachodzie (w szczególności integracja z Unią Europejską) będzie najważniejszą miarą sukcesu w wojnie z Rosją, okupionego ogromnymi stratami oraz daniną krwi.

Akcesja Ukrainy do UE leży w polskim strategicznym interesie, ale w nieunikniony sposób będzie generować liczne spory i napięcia. Przygotowanie polskiej opinii publicznej na te wyzwania i przedstawienie jej fundamentalnych korzyści wynikających z rozszerzenia UE jest obowiązkiem rządu

To nie tylko interes Ukrainy, lecz w nie mniejszym stopniu interes Polski i całej Unii. Tylko wiarygodna perspektywa integracji z UE może sprawić, że Ukraina będzie krajem demokratycznym, stabilnym i przewidywalnym. Jeśli oferta akcesji miałaby się okazać mirażem pisanym palcem na wodzie, odwrót Ukrainy od orientacji na Europę mógłby mieć fatalne, zwłaszcza dla Polski, skutki. Czasami mówi się o modelu izraelskim dla Ukrainy: uzbrojonego przez Zachód po zęby sojusznika podzielającego zachodnie wartości i cele strategiczne. Ale przy ewentualnym załamaniu się wiary Ukraińców w realność perspektywy europejskiej bardziej prawdopodobny mógłby stać się scenariusz turecki: rządzonej autorytarnie (lub pogrążonej w chaosie) i niechętnej Unii wojskowej potęgi u jej bram.

Jak Grecja i Bułgaria szachowały Macedonię

Ryzyko, że proces rozszerzenia Unii może skończyć się fiaskiem lub wzajemną frustracją, nie jest wcale teoretyczne. Potwierdza to doświadczenie krajów bałkańskich, które od ponad 20 lat kandydują do Unii Europejskiej, a ich negocjacje wloką się niemiłosiernie, zaś w niektórych przypadkach (Macedonia Północna i Albania) nawet jeszcze na dobre się nie zaczęły. Ważnym powodem jest brak determinacji tamtejszych elit do reform. Ale równie istotnym jest postawa samej Unii Europejskiej i jej państw członkowskich. Grecja przez wiele lat blokowała drogę Byłej Jugosłowiańskiej Republiki Macedonii do UE, bo z powodów historycznych kwestionowała nazwę Macedonia jako określenie tego państwa. By przełamać impas Skopje zgodziło się w 2018 r. na zmianę nazwy na Macedonia Północna. W 2019 r. decyzję o rozpoczęciu negocjacji – mimo spełnienia zdefiniowanych przez UE warunków przez ten kraj – zablokowała Francja, uznając, że UE nie jest gotowa na rozszerzenie. Zaraz potem swoje pretensje zgłosiła Bułgaria, twierdząc, że język macedoński to w istocie bułgarski, a także żądała zmiany konstytucji Macedonii Północnej i uwzględnienia w niej praw mniejszości bułgarskiej. Dopiero po zawarciu porozumienia w tej sprawie Sofia zniosła swoje weto wobec decyzji UE o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych. Ale zmiana rządu w Skopje spowodowała, że reforma konstytucji utknęła w miejscu – a wraz z nią proces rozszerzenia UE. W Macedonii Północnej i większości innych krajów bałkańskich mało kto już wierzy, że UE na serio traktuje swoją ofertę integracyjną, a poparcie dla akcesji dramatycznie spadło.

Czytaj więcej

Estera Flieger: Polska nie ma już wyjścia – musi sprawę ludobójstwa na Wołyniu szybko załatwić

To, że kraje członkowskie Unii stosują bilateralne problemy natury historycznej, politycznej czy kulturowej z państwami kandydującymi do UE jako element szantażu, jest przekleństwem polityki rozszerzania. Podważa to wiarygodność Unii i sprawia, że nie jest ona w stanie skutecznie oddziaływać na transformację krajów w jej sąsiedztwie w kierunku zgodnym z interesami UE. Jaki bowiem sens ma mozolny i kosztowny proces dostosowywania prawa, instytucji i gospodarki do wyśrubowanych wymogów Unii, jeśli w każdej chwili jakieś państwo członkowskie może zablokować postęp na drodze do Unii z powodów niemających nic wspólnego z kryteriami akcesji? Jest to możliwe, bo otwarcie i zamknięcie każdego etapu negocjacji akcesyjnych wymaga jednomyślności wszystkich krajów UE. Szkoda, że Polska nie poparła niemiecko-słoweńskiej inicjatywy, by znieść możliwość weta w tym jednym obszarze.

Czy kwestie historyczne, takie jak sprawa Wołynia, powinny mieć znaczenie przy negocjacjach akcesyjnych do UE?

Trzeba powiedzieć bardzo jasno: nie ma i nie powinno być żadnych „standardów kulturowo-politycznych”, jakie spełnić mają kraje kandydujące do UE, poza tymi, które wynikają z zasad i metodologii polityki rozszerzenia zdefiniowanych przez Unię. A te dotyczą niezależności sądów, trójpodziału władz czy wolności wyborów. Nie ma w nich mowy o sporach językowych, różnicach w interpretacji przeszłości czy konfliktach o pomniki lub cmentarze.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Granice sąsiedzkiej cierpliwości

Polska powinna stać na straży tego, by te właśnie zasady były przestrzegane, i sama postępować zgodnie z ich duchem i literą. Akcesja Ukrainy do Unii Europejskiej leży w polskim strategicznym interesie, ale w nieunikniony sposób będzie generować liczne spory i napięcia – przede wszystkim związane z interesami gospodarczymi i koniecznymi zmianami w politykach unijnych (np. rolnej czy spójności). Przygotowanie polskiej opinii publicznej na te wyzwania i przedstawienie jej fundamentalnych korzyści wynikających z rozszerzenia UE jest obowiązkiem rządu. Powodowane względami polityki wewnętrznej wiązanie kwestii Wołynia z podejściem do akcesji byłoby niewybaczalnym błędem. Podważałoby kluczową rolę, jaką Polska może i powinna pełnić w kształtowaniu unijnej polityki rozszerzenia, która będzie jednym z priorytetów całej Unii w nadchodzących latach. Nowy minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha swoją pierwszą rozmowę telefoniczną odbył z szefem polskiej dyplomacji. Oby ten gest był zapowiedzią tego, że kwestie bilateralne między Polską a Ukrainą będą rozstrzygane w lepszej atmosferze pomiędzy oboma krajami, a nie staną się obciążeniem dla integracji Ukrainy z UE.

O autorze

Piotr Buras

jest dyrektorem warszawskiego biura think tanku European Council on Foreign Relations

Dmytro Kułeba nie jest już ministrem spraw zagranicznych Ukrainy, ale burza wywołana jego słowami na Campusie Polska może położyć się cieniem na polskiej polityce zagranicznej. Pytany o ekshumacje Polaków Kułeba porównał zbrodnie ukraińskie na Wołyniu z przesiedleniami w ramach akcji „Wisła”, wywołując oburzenie polskiej opinii publicznej i ostre reakcje polityków. Podczas gdy szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski mówił o „błędzie” Kułeby i wyraził nadzieję, że Ukraina rozwiąże problem ekshumacji „w duchu wdzięczności” za naszą pomoc dla Kijowa, inni przedstawiciele rządu poszli dalej. Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz ostrzegł, że „bez uszanowania i upamiętnienia [polskich ofiar] nie ma mowy (...) o wstąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej”. Premier Donald Tusk stwierdził zaś, że „Ukraina nie będzie członkiem Unii Europejskiej bez polskiej zgody. Ukraina musi spełniać standardy, a one są wielorakie. To nie jest tylko kwestia handlu, granicy, standardów prawno-ekonomicznych. To jest też kwestia standardów kulturowo-politycznych”.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Zostawić internet i jechać na wiec Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Witkowski: Edukacja się nie zmieni, jeśli nie zmienimy myślenia o edukacji
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Konwencje KO i PiS, czyli wojna o kontrolę nad migracją i o prezydenturę
Opinie polityczno - społeczne
Dominika Lasota: 15 października nastąpiła nie zmiana, a zamiana. Ale tych marzeń już nie uśpicie
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko