Naprawdę trudno wymusić na europejskiej opinii publicznej optymizm w sprawie tej wojny, kiedy na co dzień jest karmiona newsami takimi choćby jak w ostatnich dniach – o upadku bronionej heroicznie przez Ukraińców Awdijiwki. Serwisy, telewizja, sieć prześcigają się we wstrząsających relacjach o bohaterstwie obrońców i barbarzyństwie Rosjan dokonujących egzekucji na bezbronnych, ciężko rannych jeńcach. Bo jak wygrać w niesprawiedliwej wojnie, gdy jedna strona jest zależna od wsparcia chwiejnych systemów demokratycznych, a druga to wyzuty z humanitaryzmu, poddany dyktatowi mordercy mechanizm siania śmierci.
Czytaj więcej
"Zdecydowanie potępiamy wysypanie ukraińskiego zboża przez protestujących w Medyce" - oświadczył ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz, komentując wtorkowy protest polskich rolników. Ukraińskie koleje wzywają polskich protestujących do "zaprzestania nielegalnych działań".
Gdy doda się do tego jeszcze perfidną, serwowaną na wiele sposobów przez Kreml propagandę i amerykański imposybilizm, ogólny rachunek musi wyjść taki, jak w badaniach przeprowadzonych na zlecenie Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR): Europa bardziej wierzy w sukces Rosjan niż Ukraińców, choć większość chciałaby kompromisu czy szybkiego pokoju.
Czy Europejczycy rozumieją, jakim zagrożeniem jest wymuszony pokój? Czy Ukraina robi wszystko, by zyskać wsparcie?
Naprawdę trudno wymagać od europejskiej opinii publicznej rozumienia geopolityki. Bo kto jej tak naprawdę wytłumaczy, że brutalne nakłanianie Ukrainy do zawarcia porozumienia pokojowego z Rosją, a chce tego znakomita większość ankietowanych, to śmiertelne zagrożenie dla Kijowa? Wymuszony pokój na warunkach Putina to pewność kolejnej agresji, a wcześniej rosyjskie próby destabilizacji politycznej w wolnej części Ukrainy. Nawet nie zielone ludziki, które pojawiały się dotąd „znikąd”, by siać separatyzm i szerzyć terroryzm, ale pewność kolejnego ataku na rozbrojone przez wymuszony pacyfizm państwo.
Naprawdę trudno Ukrainie mobilizować na swoją rzecz europejską opinię publiczną, gdy ma do zaoferowania tak mało pozytywnych komunikatów. Gdy z Kijowa słyszy się wciąż tę samą, roszczeniową śpiewkę Wołodymyra Zełenskiego (który swoją drogą nigdy nie znalazł czasu na wywiad dla polskiej prasy) przeplataną newsami o ambicjonerskich rozliczeniach w ukraińskiej armii czy braku skutecznej mobilizacji ukraińskiej młodzieży do obrony kraju.