Relacje polsko-niemieckie weszły w nową fazę. Okres wzajemnego zrozumienia i bliskości mamy już za sobą. Dziś ton debaty się zaostrza i rośnie nieufność – po obu stronach. Zmiana władzy w Polsce nie jest jedyną tego przyczyną. Komplikacje we wzajemnych stosunkach to rezultat trzech czynników: błędnej interpretacji wydarzeń (po obu stronach), rosnącego skupienia się na sobie (po obu stronach) oraz fałszywych wyobrażeń o partnerze.
Najlepiej widać to na przykładzie rozwoju zdarzeń w Polsce od czasu objęcia rządów przez PiS.
Selektywne postrzeganie
W Niemczech mamy do czynienia z pewnego rodzaju selektywnym postrzeganiem partnera. Na pierwszy plan wysuwa się obawa przed możliwością ograniczenia praworządności i standardów demokratycznych w Polsce. I rzeczywiście można mieć różne poglądy na temat działań obozu rządzącego w sprawie Trybunału Konstytucyjnego oraz krytyczny stosunek do zmian w mediach publicznych. Wiele wskazuje też na to, że w Polsce istnieje tendencja do znacznej koncentracji władzy. Jednak z pewnością jest za wcześnie na wydanie ostatecznego wyroku w tych sprawach.
Zapomina się przy tym często, że w kampanii wyborczej w 2015 r. PiS przedstawił obszerny program przebudowy gospodarki, państwa i społeczeństwa. Była w nim mowa o sprawiedliwości społecznej, a także o problemach rozwoju gospodarczego, jak i technologicznej innowacyjności. W kręgach obozu rządzącego pojawiła się też uproszczona ideologiczna narracja przeciwko „wyzyskowi" przez ciemne zewnętrzne moce. Mimo to PiS wcale nie prezentuje dziś czegoś, co w Niemczech określono mianem „nacjonalizmu skierowanego w przeszłość". Proponuje coś, co można nazwać neotradycyjną modernizacją. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że Polska powinna zostać wzmocniona gospodarczo i społecznie przy wsparciu tradycyjnych wartości oraz historycznych doświadczeń.
Właśnie o to chodzi, kiedy Jarosław Kaczyński i inni politycy PiS wskazują z jednej strony na ważną rolę rodziny, a także wspólnoty narodowej czy Kościoła, a z drugiej strony zwracają baczną uwagę na pułapkę średniego dochodu oraz konieczność dogonienia zachodniej części kontynentu w sensie ekonomicznym. Widać to także wtedy, gdy wicepremier Jarosław Gowin udowadnia, że Polsce potrzebna jest gospodarka „innowacyjna, a nie imitacyjna".