Kłóćmy się, ale rozsądnie

W Niemczech nie zrozumiano dotąd jednego z zasadniczych założeń PiS, a mianowicie tego, że partia ta dąży do modernizacji państwa i gospodarki – pisze niemiecki politolog.

Publikacja: 25.01.2016 19:06

Nie wiadomo do końca, jaka jest wizja PiS dotycząca relacji z Niemcami – zauważa autor. Na zdjęciu:

Nie wiadomo do końca, jaka jest wizja PiS dotycząca relacji z Niemcami – zauważa autor. Na zdjęciu: Andrzej Duda z wizytą u Angeli Merkel

Foto: PAP

Relacje polsko-niemieckie weszły w nową fazę. Okres wzajemnego zrozumienia i bliskości mamy już za sobą. Dziś ton debaty się zaostrza i rośnie nieufność – po obu stronach. Zmiana władzy w Polsce nie jest jedyną tego przyczyną. Komplikacje we wzajemnych stosunkach to rezultat trzech czynników: błędnej interpretacji wydarzeń (po obu stronach), rosnącego skupienia się na sobie (po obu stronach) oraz fałszywych wyobrażeń o partnerze.

Najlepiej widać to na przykładzie rozwoju zdarzeń w Polsce od czasu objęcia rządów przez PiS.

Selektywne postrzeganie

W Niemczech mamy do czynienia z pewnego rodzaju selektywnym postrzeganiem partnera. Na pierwszy plan wysuwa się obawa przed możliwością ograniczenia praworządności i standardów demokratycznych w Polsce. I rzeczywiście można mieć różne poglądy na temat działań obozu rządzącego w sprawie Trybunału Konstytucyjnego oraz krytyczny stosunek do zmian w mediach publicznych. Wiele wskazuje też na to, że w Polsce istnieje tendencja do znacznej koncentracji władzy. Jednak z pewnością jest za wcześnie na wydanie ostatecznego wyroku w tych sprawach.

Zapomina się przy tym często, że w kampanii wyborczej w 2015 r. PiS przedstawił obszerny program przebudowy gospodarki, państwa i społeczeństwa. Była w nim mowa o sprawiedliwości społecznej, a także o problemach rozwoju gospodarczego, jak i technologicznej innowacyjności. W kręgach obozu rządzącego pojawiła się też uproszczona ideologiczna narracja przeciwko „wyzyskowi" przez ciemne zewnętrzne moce. Mimo to PiS wcale nie prezentuje dziś czegoś, co w Niemczech określono mianem „nacjonalizmu skierowanego w przeszłość". Proponuje coś, co można nazwać neotradycyjną modernizacją. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że Polska powinna zostać wzmocniona gospodarczo i społecznie przy wsparciu tradycyjnych wartości oraz historycznych doświadczeń.

Właśnie o to chodzi, kiedy Jarosław Kaczyński i inni politycy PiS wskazują z jednej strony na ważną rolę rodziny, a także wspólnoty narodowej czy Kościoła, a z drugiej strony zwracają baczną uwagę na pułapkę średniego dochodu oraz konieczność dogonienia zachodniej części kontynentu w sensie ekonomicznym. Widać to także wtedy, gdy wicepremier Jarosław Gowin udowadnia, że Polsce potrzebna jest gospodarka „innowacyjna, a nie imitacyjna".

W Niemczech nie zrozumiano dotąd w pełni jednego z zasadniczych założeń PiS, a mianowicie tego, że partia ta dąży do modernizacji państwa i gospodarki – choć w dość specyficzny sposób.

Błędne interpretacje

Nietrafna jest także charakterystyka PiS jako partii konsekwentnie eurosceptycznej. Niewątpliwie ugrupowanie to stoi na stanowisku wyrazistej suwerenności, opowiadając się za zachowaniem przez państwa członkowskie UE podstawowego zakresu kompetencji narodowych. Ale jednocześnie rządowi PiS zależy, aby zachować sprawnie działającą Unię w wielu sferach – zarówno politycznej, jak i gospodarczej. Dowodem na to może być kwestia polityki energetycznej. Z polskiego punktu widzenia jednym z instrumentów, za pomocą którego można powstrzymać projekt Nord Stream 2, jest ścisłe zastosowanie prawa europejskiego. Zatem ideał polityki PiS w sprawach europejskich w mniejszym stopniu przypomina idee ugrupowania krytycznego wobec Unii na wzór brytyjskich konserwatystów niż starą, gaullistowską wizję sprawnie działającego związku państw w formie Europy ojczyzn.

Ale również PiS błędnie odczytuje to, co się dzieje w Niemczech. Prawo i Sprawiedliwość nie było na przykład w stanie właściwie zinterpretować, jakie są zasadnicze interesy Niemiec wobec Polski. Tymczasem Niemcy nie chcą słabej czy zmarginalizowanej Polski. Wręcz przeciwnie, są zainteresowane istnieniem silnej, dobrze prosperującej, przewidywalnej i chętnej do współpracy Polski, będącej aktywnym partnerem UE i gotowej, ze względu na swój potencjał, do przyjęcia odpowiedzialności za losy całej Europy.

Choć prawdą jest też i to, że różnica w potencjałach czy też jednostronne działania Berlina, a także niedostatki w okazywaniu empatii ze strony Niemiec, prowadzą raz po raz do napięć. Nie zmienia to jednak w niczym podstawowych interesów Niemiec.

Polscy obserwatorzy i politycy mają oczywiście prawo, a być może także obowiązek, śledzić poczynania Niemiec z uwagą i zdrową dawką sceptycyzmu. Podobnie jak polski rząd ma prawo w relacjach z Niemcami prezentować zdecydowane stanowisko, a nawet odrzucać politykę „ekspiacyjno-suplikacyjną", jak się tego domagał kiedyś Jarosław Kaczyński. Trudności pojawiają się jednak w chwili, gdy Niemcom zarzuca się dążenie do hegemonii kosztem Polski, co miałoby prowadzić do ustanowienia niemiecko-rosyjskiego kondominium. Niemiecka obecność w Polsce jest co prawda zauważalna, ale nie jest to dominacja.

Z kolei jeśli chodzi o relacje niemiecko-rosyjskie, to można w sposób nieco przesadny sformułować następującą tezę: kontakty pomiędzy oboma krajami w sferze energetycznej nigdy nie były tak bliskie jak obecnie, lecz w sprawie sankcji wobec Rosji Niemcy nigdy nie prezentowały tak konsekwentnego stanowiska jak obecnie.

Niezrealizowana idea

Kolejnym wielkim problemem w relacjach polsko-niemieckich jest to, że coraz bardziej wpływają na nie uwarunkowania wewnętrzne. W obu krajach – chociaż w innym kontekście – obserwujemy pewnego rodzaju nowy optymizm. Manifestuje się w takich hasłach jak niemieckim: „Wir schaffen es!", oraz polskim: „Damy radę!". Politolog Rafał Matyja nazwał niedawno taką postawę „złudnym posybilizmem". Za tym hasłem kryją się wielkie wyzwania, wysiłki reformatorskie, ale także problemy, które absorbują polityków i przyciągają uwagę społeczeństwa. W Niemczech jest to nadzieja, że uda się pokonać kryzys związany z napływem uchodźców, w Polsce – zdecydowanie PiS, aby wcielić w życie projekty przemian, mimo wszelkich przeciwności.

To wszystko właśnie powoduje, że kwestie związane z polityką wewnętrzną w większym stopniu niż w poprzednich latach wpływają na relacje polsko-niemieckie. Może się to dodatkowo skomplikować, gdy np. niemieccy politycy wydarzenia w Polsce zaczną komentować już nie tak wstrzemięźliwie jak dotąd. A w Polsce dyskurs polityczny zacznie być odbierany nie jako polemika, lecz zderzenie wrogich obozów.

Problemem jest też brak zrozumienia roli drugiej strony w polityce europejskiej. Kto ocenia krytycznie bilans poprzednich polskich rządów w relacjach z Niemcami i zadaje pytania na temat korzyści wynikających z bliskiej współpracy, ten powinien wiedzieć, że inwestycja w dwustronne stosunki uruchamia aktywność długoterminową. U podstaw orientacji Warszawy na Niemcy stała pewna idea, a mianowicie taka, że opierając się na bliskiej współpracy z zachodnim sąsiadem, będzie można zyskać szanse współdecydowania na europejskiej scenie politycznej.

Fakt, że to się w pełni nie udało, jest efektem co najmniej dwóch czynników. Z jednej strony kryzys strefy euro sprawił, że uwaga Niemiec skupiła się na południu Europy i Francji. Z drugiej strony, z wyjątkiem pewnych jednostkowych sytuacji, Niemcy nie zdołały określić roli, w jakiej widziałyby kraj niestwarzający zasadniczych problemów, generalnie podobnie myślący w wielu kwestiach, ale niebędący w strefie euro, oddalony od centrów decyzyjnych i ich problemów.

Jeszcze więcej niejasności jest w polityce PiS wobec Niemiec. Głównym problemem nie jest wcale to, że PiS prezentuje sporą dozę ostrożności i nieufności w stosunku do kraju za Odrą, lecz to, że na razie brakuje mu klarownej strategii i programu działania. Z jednej strony Niemcy są dla PiS konkurentem lub zgoła zagrożeniem, z drugiej zaś ważnym sąsiadem i głównym aktorem w UE.

Nie do końca jest też jasne, jakie będą konsekwencje tej negatywnej fascynacji Niemcami. Czy chodzi o zmniejszenie wpływów Niemiec poprzez koncepcję Międzymorza i oparcie się na Wielkiej Brytanii? Czy postawienie na dwustronne kontakty z USA w sprawach bezpieczeństwa ma zrównoważyć niemiecką wstrzemięźliwość w sprawie wzmocnienia wschodniej flanki NATO? Czy też jako obowiązujące należy traktować słowa prezydenta Andrzeja Dudy, który w czasie wizyty w Berlinie w oświadczył: „Naszym wielkim zadaniem jest budowanie jak najlepszych relacji z Niemcami"?

Z wielką uwagą będziemy śledzić, czy ogólne założenia w polskiej polityce wobec Niemiec znajdą swój wyraz w konkretnej formie.

Stare, utajone konflikty

Oba kraje czekają więc co najmniej turbulencje. Ale nie oznacza to, że dojdzie do załamania w relacjach wzajemnych. Dlaczego? Wygląda na to, że wiele z obecnych nieporozumień nosi cechy konfliktu, którego korzenie sięgają dalej niż ostatnia jesień. Konfliktu wcześniej utajonego lub zepchniętego na boczny tor.

Spójrzmy na kwestie związane z NATO i debatę na temat wzmocnienia wschodniej flanki, na politykę wobec Rosji, Partnerstwo Wschodnie czy politykę energetyczną. W poprzednich latach Polska i Niemcy dyskutowały na ten temat w przyjaznej atmosferze, co doprowadziło do neutralizacji problemów, ale nie do ich rozwiązania.

Wiele innych spraw spornych nie zostało w ogóle przedyskutowanych lub po prostu zmarginalizowanych. Te tlące się konflikty po części ujawniają się obecnie, a w przyszłości mogą wywołać poważne wstrząsy. Czy to samo w sobie jest złe? Nie. Konflikty pomiędzy państwami są rzeczą równie normalną, jak współpraca czy rywalizacja. Mogą zresztą przynieść pozytywny skutek. Są wyrazem życzenia zmian i mogą prowadzić do znaczących korekt linii. Warunkiem jest jednak to, by strony trzymały się określonych zasad gry, do których należą wzajemny szacunek, wola współpracy oraz umiar. Po obu stronach. Dlatego warto dzisiaj rzucić hasło: „Give conflict a chance!", lub: „Kłóćmy się, ale rozsądnie!".

Gdyby chcieć wykorzystać szanse wynikające z ujawniających się dziś różnic, chodziłoby o dwie rzeczy. Po pierwsze, obie strony musiałyby zdać sobie sprawę z czterech niebezpieczeństw stanowiących od dawna wyzwania w relacjach polsko-niemieckich. Są to: występująca po obu stronach skłonność do braku solidarności, różnice w postrzeganiu zagrożeń, erozja polsko-niemieckich relacji w odniesieniu do kształtowania spraw europejskich oraz wkradający się brak wzajemnego zaufania.

Po drugie, relacje polsko-niemieckie muszą być stale wzbogacane o nowe projekty i ciągły dialog. Na przykład przez dwustronne projekty wsparcia reform na Ukrainie, jakieś „partnerstwa na rzecz implementacji" konkretnych zagadnień w związku z umową stowarzyszeniową. Czy też przez stworzenie polsko-niemieckiego gremium ds. energii. Albo przez stałą grupę ekspertów z resortów obrony i spraw zagranicznych zajmującą się analizą ryzyk i opcji w zakresie bezpieczeństwa europejskiego.

tłum. p.jen.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Szymon Hołownia w debacie TVP przeczył sam sobie
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Debaty, czyli nie chcą, ale muszą
Opinie polityczno - społeczne
Pytania, na które Karol Nawrocki powinien odpowiedzieć podczas debaty prezydenckiej
felietony
Marek A. Cichocki: 80 lat po wojnie Polska staje przed olbrzymią szansą
analizy
Włoski historyk Massimiliano Signifredi: Obiecujący początek papieża Leona XIV