W klasycznej wersji zabawy prowadzący zadaje uczestnikom pytania, na które ci – niezależnie od treści pytania – muszą odpowiedzieć „pomidor” nie wybuchając przy tym śmiechem. Kto się zaśmieje – oddaje fant.
Gra „w Putina” ma podobne zasady. Chodzi w niej o to, by na dowolne, niewygodne dla odpowiadającego pytanie odpowiedzieć „Putin”, „Kreml” albo „Rosja”. Jak to wygląda w praktyce można było zobaczyć podczas konferencji z udziałem Jarosława Kaczyńskiego w Kopczanach przy murze na granicy polsko-białoruskiej. Na pytanie dziennikarza TVN24 o wniosek opozycji ws. wotum nieufności wobec ministra obrony Mariusza Błaszczaka Kaczyński odpowiedział: „W tym momencie, niestety, jestem zmuszony, to nie jest żadna osobista wobec pana uwaga, traktować jako przedstawiciela Kremla. Bo tylko Kreml chce, żeby ten pan [Mariusz Błaszczak] przestał być ministrem obrony narodowej”. I trzeba mu oddać sprawiedliwość, że się nie zaśmiał.
Czytaj więcej
Podczas konferencji prasowej zorganizowanej w Kopczanach przy murze na granicy polsko-białoruskiej prezes PiS i szef MON przekonywali, że zapora ta "pozwoliła na zatrzymanie ofensywy Łukaszenki i Putina na Polskę".
Ale w „grze w Putina” nie o fanty i zachowanie powagi przy odpowiedzi chodzi – korzyścią z niej jest możliwość przerzucenia odpowiedzialności za dowolny popełniony błąd na rosyjskiego dyktatora.
Przez cztery miesiące nie zauważyliśmy, że w lesie pod Bydgoszczą leży dwutonowa rosyjska rakieta? Wina Putina – gdyby Rosja jej nie wystrzeliła, to ona by w lesie pod Bydgoszczą nie leżała. Proste i logiczne. A jeśli już leży to rozmawiać o tym nie można, bo rakieta jest rosyjska, więc służy interesom Kremla. A Mariusz Błaszczak to nasz polski minister, więc należy – cytując klasyka – popierać, nie przeszkadzać.