Przez 14 lat od ostatnich igrzysk olimpijskich organizowanych przez Chiny wrosły one jeszcze mocniej w system globalnych łańcuchów dostaw. Nie tyle są już tylko elementem tego krwiobiegu dóbr i usług, ile powoli zaczynają konkurować o status serca globalnego organizmu. Nikomu więc z Pekinem nie opłaca się zadzierać, a on nie musi już nawet niczego udawać. Jego siła gasi z wyprzedzeniem każdy pojawiający się na zachodnich ustach frazes o prawach człowieka czy demokracji.
I tak jak podczas letnich igrzysk w tym mieście Rosja zaatakowała Gruzję, tak dzisiaj cień inwazji nie przestaje padać na Ukrainę. Nie jest to, a przynajmniej niezupełnie, zbieg okoliczności. Moskwa jest po prostu czujna. Wie, że obaj rywale do roli hegemona potrzebują jej pomocy, lub co najmniej neutralności. Wszystkie jej ruchy, z zewnątrz wyglądające na chaotyczne i czasem niezborne, to tylko oznaki gotowości na wielkie przebiegunowanie światowego porządku. To, którego symbolem pozostaną w podręcznikach historii oba pekińskie igrzyska.
Tak jak podczas letnich igrzysk w tym mieście Rosja zaatakowała Gruzję, tak dzisiaj cień inwazji nie przestaje padać na Ukrainę.
Jedna tylko rzecz się zmieniła – teraz to Chiny patrzą z wyższością na resztę świata. Jeszcze 14 lat temu ceremoniom otwarcia i zamknięcia igrzysk towarzyszyło, już wówczas sprawiające wrażenie naiwnego, powtarzane przez komentatorów z całego „wolnego świata" twierdzenie, że Państwo Środka jest dopiero w połowie drogi. Po otwarciu się na kapitalizm wcześniej czy później musi również rozpocząć proces demokratyzacji. Te dwa rodzaje wolności, gospodarcza i polityczna, wydawały się nam nierozłączne, jak syjamskie rodzeństwo.
Tylko że jeśli przez te półtorej dekady ktoś wybrał się w podróż, to raczej Zachód, a nie Chiny. Ten pierwszy ucieka coraz szybciej od wolności, tym drugim bynajmniej nie jest do niej spieszno. Pandemia była ostatnim brakującym elementem w budowaniu przez Pekin pozycji hegemona. Zepchnęła wolność o kilka stopni w hierarchii wartości, na jej szczycie osadziła porządek i bezpieczeństwo. A w ich zapewnianiu Chiny podobno nie mają sobie równych. Tak przynajmniej wygląda to w propagandowym przekazie, którego Zachód nie potrafi ani nawet specjalnie nie chce zweryfikować. No bo kto podskoczy silniejszemu?