Jan Maciejewski: To jest wojna. Tym razem naprawdę

O wojnie mówimy w Polsce od tylu lat w tonie tak wielkiej powagi i zgrozy, że słowo to przestało już dla nas cokolwiek znaczyć. Stało się synonimem sporu, wewnętrznego konfliktu. Środkiem stylistycznym, którym w atmosferze końca historii można beztrosko się posługiwać.

Publikacja: 09.11.2021 19:22

Jan Maciejewski: To jest wojna. Tym razem naprawdę

Foto: AFP

Pastuszek nudził się podczas pilnowania owiec. Postanowił więc – dla hecy i zabicia czasu – wszcząć alarm. Zbiegł więc do wsi, krzycząc, że z lasu nadszedł wilk. Przerażeni chłopi wybiegli z domów z widłami i kosami ku uciesze pastuszka.

Ale kiedy kilka tygodni później wilk naprawdę się zjawił, a chłopiec jeszcze raz zbiegł do wsi, nikt mu nie uwierzył. Ku zgrozie pastuszka i zagładzie owiec. Bajka stara jak świat, morał banalny do bólu, a my wciąż dajemy się nabrać podobnym pastuchom.

Niemal dokładnie rok temu przez Polskę przelewały się wielotysięczne protesty pod hasłem „To jest wojna". „Wojna polsko-polska" ciągnie się tyle czasu, że nikt o zdrowych zmysłach nie czeka już chyba na ogłoszenie pokoju. Mamy za sobą wojny o sądy, trybunały, aborcję i gimnazja. Praktycznie każda rozpalająca emocje społeczne sprawa zostaje w naszym kraju ubrana w retoryczny mundur, szaty i tony zbrojnego konfliktu.

Czytaj więcej

Na granicy z Białorusią. „Ludzie wożą termosy z herbatą, nigdy nie wiesz kiedy spotkasz migranta”

Tak już widać po prostu mamy. Jest w tym dziedzictwo szlacheckich sejmików, wrośnięta w naszą tradycję skłonność do przesady, podlana clickbaitowym sosem dodawanym do polityki przez telewizje informacyjne i media społecznościowe. Ale dla tego jednego słowa warto zrobić wyjątek. Zarezerwować go na ewentualność, z którą być może naprawdę przyjdzie nam się zmierzyć. Bo jak nikt – z najbliższą rodziną włącznie – nie obawiał się o życie Jana Rokity wykrzykującego „Nicea albo śmierć!", tak faktyczna, a nie tylko retoryczna wojna być może już się toczy.

Tymczasem znieczuleni psotami medialnych i politycznych pastuszków w sprawie konfliktu polsko-białoruskiego zachowujemy się z lekkomyślnością ocierającą się coraz mocniej o zdradę. Przemoc, na razie tylko symboliczna, wobec funkcjonariuszy Straży Granicznej ma wszelkie znamiona sabotażu. Podobnie jak powielanie białoruskiej propagandy przez niektóre media czy polityczne szopki w postaci denuncjowania – właśnie w tym konkretnym czasie – polskich ministrów do trybunału w Hadze. Nie twierdzę, że wszyscy odpowiedzialni za te akty są świadomymi sojusznikami Łukaszenki. Ale podczas wojny głupota również równa się zdradzie stanu.

Pastuszek nudził się podczas pilnowania owiec. Postanowił więc – dla hecy i zabicia czasu – wszcząć alarm. Zbiegł więc do wsi, krzycząc, że z lasu nadszedł wilk. Przerażeni chłopi wybiegli z domów z widłami i kosami ku uciesze pastuszka.

Ale kiedy kilka tygodni później wilk naprawdę się zjawił, a chłopiec jeszcze raz zbiegł do wsi, nikt mu nie uwierzył. Ku zgrozie pastuszka i zagładzie owiec. Bajka stara jak świat, morał banalny do bólu, a my wciąż dajemy się nabrać podobnym pastuchom.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Kto będzie kontrolował i ograniczał nowe mocarstwo w środku Europy?
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Kto po śmierci Barbary Skrzypek zatrzyma szaleństwo wojny polsko-polskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy czas wyrzucić Węgry z Unii?
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Uczciwość kandydata cenimy najwyżej. Prezydent jak z sondażu
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
analizy
Marek Kozubal: To nie czasy księżnej Diany. Zaminujemy granicę z Rosją i Białorusią?
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście