Najpierw było zdziwienie, kiedy w relacjach z gali Nagrody Nike zobaczyłem ludzi trzymających kartki z pytaniami „Gdzie są dzieci?". W sumie dziwić się nie powinienem, bo przecież tak jest od dawna. Każdy, kto cokolwiek rozumie z sytuacji w Polsce, wie, że ten gest, niewątpliwie szlachetny w zamierzeniu, trafił w próżnię. Zadajmy sobie pytanie najprostsze: kto ogląda galę wręczenia nagrody „Gazety Wyborczej" pokazywaną w TVN? Zgadli państwo. Z nielicznymi wyjątkami są to ludzie, którzy i tak obecnego rządu nienawidzą. Bez względu na to, co robi.

Albo tysięczny już, ogłoszony w czwartek, protest przeciwko polityce PiS, podpisany przez znane osoby ze środowiska artystycznego z noblistką na czele? W tym wypadku chodziło o wspomniane dzieci imigrantów z placówki Straży Granicznej w Michałowie, których późniejszy los jest nieznany. Kiedyś nazywano to pisaniem na Berdyczów, a teraz możemy powiedzieć, że protest został zaadresowany wyłącznie do ludzi z tzw. liberalnej bańki. Władze się tym nie przejmą, media wspierające rząd nie zająkną, wyborcy PiS zignorują, a milcząca większość nie zauważy. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że mamy dwa albo nawet trzy rozmaite obiegi informacji, które w zasadzie się nie stykają. A poza tym te komunikaty adresowane są do wewnątrz. Do ludzi z tej samej bańki.

Czytaj więcej

Stan wyjątkowy: Michałowo walczy ze złą sławą, hotelarze walczą o wsparcie

Pytanie, po co je formułować. Zapewne po to, aby pokazać własną moralną wyższość i nieprawomocność obecnej władzy. Że to nie działa? Przecież nie o to chodzi. Idzie tylko o to, by utwierdzać się we własnych przekonaniach i dobrym samopoczuciu. Oczywiście, w drugą stronę to działa dokładnie tak samo. Tyle że tam jest syndrom oblężonej twierdzy. Wszyscy nas atakują, a już szczególnie elity, które nie dbają o polskie interesy. Wspomniany wyżej obieg trzeci to obieg popkultury, internetu, mediów społecznościowych, które ze swojej natury wszystko wykoślawiają i nie sposób się tam dogrzebać do faktów.

W takich warunkach nie jest możliwa żadna wymiana poglądów czy próba porozumienia. Nikomu na niej po prostu nie zależy. A że ofiarami padają ludzie, interesy kraju i prawda? To nieuniknione koszty. W takiej sytuacji można grać tylko na wyniszczenie przeciwnika. Ponieważ liberalnych elit zniszczyć się tak łatwo nie da, bardziej prawdopodobna jest przegrana rządu. Dlatego szykujmy się na jeszcze cięższe czasy.