Debaty będą tym, co zapamiętamy z tej kampanii. Do takiej formy wyborczej walki doszło jednak w wyniku zbiegu okoliczności. PiS rozpoczęło kampanię z impetem, Platforma znalazła się w impasie, Aleksander Kwaśniewski ostatecznie pojawił się na scenie, nawet jeśli rozpoczął występ od gafy z wywiadem dla niemieckiego czasopisma. Wobec zagubienia PO kierownictwa PiS i LiD chciały przejąć inicjatywę i podzielić skórę na chwiejącym się Donaldzie Tusku.
Debata bez lidera PO miała go ostatecznie pogrążyć. Stało się inaczej. Plan Kaczyńskiego zrujnował Kwaśniewski. Zlekceważył przeciwnika. Został wypunktowany i stało się jasne, że na żadnego "szefa" Tuska się nie nadaje. Jeśli wygrał w sondażach, to głównie dlatego, że Kaczyński zgromadził liczny elektorat negatywny.
Przekonanie o własnym nieuchronnym sukcesie okazało się zgubne także w drugiej debacie. Wcześniejsze lekceważenie lidera Platformy okazało się chciejstwem i niezręczną manipulacją. Tylko jedna osoba dała się na nią nabrać - sam Kaczyński. To on zlekceważył przeciwnika i poniósł porażkę. Tusk nie był zawzięty, jak mu się to nieraz zdarzało, osłaniał swoje czułe miejsca i punktował premiera tam, gdzie najbardziej bolało. Wskazywał na oderwanie od spraw zwykłych ludzi i nieudacznictwo. Obrazowo przypomniał sojusz z Lepperem, o którym liderzy PiS chcieliby pewnie zapomnieć. Sukces Tuska był tym większy, że niespodziewany.
Wiele wskazuje na to, że wyjątkowo sprawna machina wyborcza PiS ma jeden słaby element - jej patrona. Można tylko domniemywać, że gdyby premierem i twarzą kampanii był Marcinkiewicz, a Kaczyński pogodził się z rolą nielubianego, choć wzbudzającego respekt stratega, PiS miałoby zwycięstwo w kieszeni.
Przegrana debata z Tuskiem była punktem zwrotnym. Zmusiła PiS do zmiany retoryki - porzucenie postkomunistycznego wroga i skierowanie ostrza krytyki na liberalny korzeń PO. Tym samym zawrócono z kursu, który wyniósł PiS na prowadzenie. Niespodziewane zwycięstwo dodało za to wigoru Platformie. Dodatkowym prezentem była filipińska choroba Kwaśniewskiego. Mętne tłumaczenia i "troskliwe porady" Millera czy Oleksego odebrały mu na dni kilka resztki powagi.