Lubią państwo oglądać kluczowe momenty meczu w zwolnionym tempie? Podczas niedawnej wizyty Donalda Tuska w Niemczech jedną z najbardziej obiecujących akcji miała być propozycja zastąpienia „widocznego znaku wypędzeń” w Berlinie wspólnym muzeum II wojny światowej w Gdańsku. Warto się przyjrzeć tej jednej akcji w zwolnionym tempie, aby lepiej zrozumieć, co nas dzieli w relacjach z niemieckim sąsiadem.
Nowy premier słusznie mógł liczyć na to, że po dwóch latach ochłodzenia Niemcy będą skłonne do przyjaznego gestu. Spośród wszystkich konfliktów polsko-niemieckich – takich jak spór o rurę i o roszczenia majątkowe obywateli RFN – najłatwiejsza do osiągnięcia wydawała się kwestia upamiętnienia wysiedlonych. Tuskowi mogło się wydawać, że odwlekanie oficjalnego ogłoszenia przez Angelę Merkel kształtu „widocznego znaku” oznacza, że pani kanclerz nie wyklucza umiędzynarodowienia projektu. Po wyborach do Niemiec udał się jako osobisty przedstawiciel Tuska Władysław Bartoszewski. Media donosiły, że senior polskiej dyplomacji skłonił sąsiadów do odłożenia prezentacji koncepcji „znaku” do momentu wizyty nowego premiera.
Pomysł, aby muzeum w Gdańsku upamiętniało wiele wydarzeń II wojny światowej, a także – w odpowiedniej proporcji – konsekwencje wojny, jakimi stały się deportacje , był odważny. Dobrze oddawał ducha gdańskiego spotkania prezydentów Johannesa Raua i Aleksandra Kwaśniewskiego w 2003 roku, którzy opowiedzieli się za uniwersalizacją historii, a nie za zamykaniem jej w ramach narodowych interpretacji. Prawdopodobnie Tusk chciał, aby 70. rocznica rozpoczęcia II wojny, którą będziemy obchodzić w 2009 roku, podkreślona została „widocznym znakiem” polsko-niemieckiego pojednania. Gdańscy liberałowie, dumni z międzynarodowego charakteru obchodów 25-lecia „Solidarności” w 2005 roku, chcieli zapewne, by kolejna „gdańska” rocznica miała europejski wymiar. Równocześnie Tusk ryzykował, bo idea budowy gdańskiego muzeum upamiętniającego także wypędzenia mogła napotkać opory w Polsce.
Angela Merkel nie dostrzegła zalet propozycji polskiego premiera i nie doceniła politycznego ryzyka, jakie podjął Donald Tusk
Angela Merkel nie dostrzegła zalet propozycji szefa polskiego rządu i nie doceniła politycznego ryzyka, jakie podjął. Zdobyła się zaledwie na grzecznościowe wyrażenie zainteresowania. Dzień przed wizytą premiera w Berlinie w wywiadzie na łamach „Gazety Wyborczej” szef niemieckiej dyplomacji Frank Steinmaier rozwiał nadzieje na porozumienie. – O tym, jak placówka będzie wyglądała, zadecydujemy my, Niemcy – stwierdził.