Czy najważniejszym wydarzeniem mijającego roku było odsunięcie od władzy populistów? Taką tezę po 21 października głosiła większość zachodnich mediów i plejada krajowych liberalnych publicystów i politologów. Zwycięska Platforma jako pogromca poprzedniej koalicji winna w myśl logiki być komplementowana jako siła antypopulistyczna. Ten akurat komplement akurat po wyborach się nie pojawił. Dlaczego? Być może dlatego, że akurat Platformę w czasie wyborczej walki z PiS do populizmu gorąco zachęcano.
W politykę demokratyczną wpisana jest zawsze pewna doza populizmu. Są partie uznawane z definicji za ugrupowania populistyczne, np. Samoobrona. Etykietkę rządu „moherowych” populistów Donald Tusk szybko przylepił rządowi Jarosława Kaczyńskiego. Podchwyciły to zachodnie media. W rauszu emocji pomijano fakt, że Kaczyński traktował udział Samoobrony w koalicji jako zło konieczne. Lider PiS nie pozwolił, by woluntarystyczne teorie Leppera miały wpływ na linię gospodarczą rządu, na politykę zagraniczną. Premier pilnował też, by politycy Samoobrony i LPR nie mieli wstępu do resortów siłowych.
Jeśli oskarżenie PiS o populizm były trafne, to raczej wtedy, gdy sięgał po antynomię elity – zwykli Polacy. Polityka finansowa była odpowiedzialna i unikała właśnie populistycznego szastania pieniędzmi. Krytykom rządu Kaczyńskiego bardzo łatwo przychodziło definiować jako populizm nawet najbardziej racjonalne cele. Zwiększanie skuteczności w walce z przestępczością stawało się grą na najprymitywniejszych nastrojach typu „oko za oko”. Lustrację przedstawiano jako chęć upokorzenia elit. Wzmocnienie pozycji międzynarodowej Polski przybierało miano głupich i niepotrzebnych wojenek z sąsiadami. Chęć ukrócenia przemocy w szkole ogłoszono jako sadystyczną chęć chwycenia młodzieży za pysk.
A jednocześnie tam, gdzie rząd Kaczyńskiego opierał się roszczeniowym protestom, opozycja zachwycała się białym miasteczkiem pod siedzibą rządu jako rzekomym powrotem klimatu „Solidarności” z lat 1980 – 1981.
Jak doszło do tego, że w stronę Platformy skierowano zachętę do ratowania się populizmem? Nie twierdzę, że przyszło to liberalnym elitom z łatwością. Trzeba było głębokiej desperacji i przekonania, że likwidacja projektu IV RP musi się odbyć za każdą wyobrażalną w demokracji cenę. Dla ratowania Polski przed klęską, jaką miała być kolejna kadencja pod rządami Kaczorów, uświęcono niemal wszystkie środki. Przypomnijmy atmosferę z kampanii wyborczej w połowie września. Prawo i Sprawiedliwość po prezentacji nagrań z Marriotta przekonuje Polaków, że Janusz Kaczmarek nie był bohaterem bez skazy. Klipy PiS chwalą nawet niechętne Kaczyńskiemu media. W sondażach PiS utrzymuje prowadzenie przed Platformą.