Widmo państwa wyznaniowego zawisło nad Polską. Jak przed laty publicyści, filozofowie, a nawet teologowie, ostrzegają, że jeśli nic się nie zmieni, niebawem obudzimy się w Iranie. Ich najczarniejsze sny nawiedzają karne oddziały „katolickich integrystów”, które tylko czekają na sygnał do ataku, a policja religijna już sporządza listy nieprawomyślnych lewicowców, w dokumentach biskupów zaś czuje się fanatyzm (Piotr Pacewicz „Ręka Boga, fanatyzm biskupów”, „Gazeta Wyborcza” 19.12.2007 r.). „Spokoju nie będzie” bowiem na wojnę wyruszyli najpierw „katolicy konserwatywni” (Mirosław Czech „Bić PiS z prawej strony” „GW” 30.11.2007 r.), a teraz dołączyli do nich hierarchowie, którzy postanowili sprawdzić PO, uznając, że „od zreedukowanych na konserwatyzm liberałów więcej mu się należy” (Robert Krasowski „Liberałowie w opałach”, „Europa” nr 193/2007).
Co wywołało lęki publicystów? Jakież to zbrodnie przeciw liberalnej demokracji czy spokojowi społecznemu popełnili biskupi oraz konserwatywni katolicy? Cóż takiego chcą zrobić, że trzeba bić na alarm? Odpowiedź jest banalnie prosta: biskupi wydali list, w którym sprzeciwili się refundowaniu zabiegów in vitro, przypomnieli, że wprowadzenie matury z religii zostało uzgodnione z poprzednim rządem i nie ma powodów, by się z tego wycofywać. I nic więcej.
Oba te stanowiska, co nie jest bez znaczenia, były reakcją na wcześniejsze wypowiedzi, komentarze i decyzje, które nie zostały wywołane przez Kościół czy „integrystów”. Kwestię refundowania in vitro jako pierwszy postawił „Dziennik”, później wypowiedzieli się politycy PO (w tym premier), a dopiero na koniec swoje stanowisko ogłosili biskupi. Oczywiste zresztą dla każdego, kto ma najmniejsze pojęcie o doktrynie Kościoła.
Podobnie było z religią na maturze. Krzyk podnieśli nie biskupi, ale media, którym fakt, że młodzież chcąca studiować teologię czy historię Kościoła będzie mogła zdać egzamin maturalny z religii, uznały za ostatni krok na drodze do państwa wyznaniowego.
Fakty nie są jednak w tym sporze istotne. Liczy się okazja do zaprezentowania światu własnej wizji modernizacji Polski, w której konserwatywny katolicyzm (niezależnie od odcieni) jest przeszkodą, jaką trzeba przekroczyć na drodze ku lepszej przyszłości. W tej sprawie – redaktorzy „Dziennika” i „Gazety Wyborczej” – choć w wielu innych kwestiach między nimi istnieje przepaść – są zadziwiająco zgodni. Dlatego zarówno publicysta „Dziennika” Cezary Michalski, jak i Mirosław Czech z „GW” mogą przestrzegać PiS przed religijnymi prawicowcami („w smutnych trzyczęściowych garniturach”, by posłużyć się terminologią Michalskiego), a hierarchię – przed nieodpowiedzialnymi działaniami integrystów.