Dla wszelkich zmian traktatowych w Unii Europejskiej wymagana jest zgoda wszystkich państw członkowskich; Irlandia powiedziała „nie” w referendum, które wymagane jest w tym kraju dla ratyfikacji traktatu – a zatem stanowisko prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że sprawa traktatu jest „bezprzedmiotowa”, na pierwszy rzut oka jest oczywiste i zgodne ze zdrowym rozsądkiem. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Chwila refleksji przekonuje, że przeciw takiemu stanowisku przemawiają poważne argumenty prawne i polityczne.
Na początek – argumenty prawne. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego sprawa jest dość jasna: każde państwo, które podpisało jakąś umowę międzynarodową, ma obowiązek dokonać wszelkich działań w dobrej wierze, prowadzących do ratyfikacji. W praktyce obowiązek ten spoczywa oczywiście nie na państwie jako całości, ale na najwyższych organach, mających wpływ na ratyfikację krajową. W Polsce taki obowiązek spoczywa dziś na prezydencie RP, który uzyskał fundamentalną podstawę prawną do takiego podpisania, a mianowicie ustawę akceptującą parlamentu.
Poza tym zobowiązaniem z zakresu prawa międzynarodowego – które jest często zapominane, ale którego nie należy lekceważyć – prezydent ma również pewne obowiązki wynikające z konstytucji.
Co do zakresu obowiązku ratyfikacji przez prezydenta wśród konstytucjonalistów polskich istnieje rozbieżność: jedni uważają, że prezydent nie ma wyboru, gdy na jego biurko wpływa odpowiednia uchwała sejmowa, inni (np. prof. Lech Garlicki) – że prezydent zachowuje swobodę działania w tej sprawie. Moim zdaniem sprawa jest jasna: jedyny ruch, jaki ma szef państwa w sytuacji, gdy ma wątpliwości co do traktatu, na który zgodziła się większość sejmowa, to wysłanie go do Trybunału Konstytucyjnego z pytaniem o zgodność z konstytucją. Ale podkreślmy, wątpliwość prezydenta musi mieć charakter konstytucyjny, jednak nic, co prezydent Kaczyński dotąd powiedział o traktacie, nie sugeruje, że wątpi, czy jest on zgodny z konstytucją.
W samej rzeczy, byłoby absurdem podejrzewać go o podpisanie międzynarodowej umowy niezgodnej z polską ustawą zasadniczą! A to właśnie prezydent, współdziałając z ówczesnym premierem Jarosławem Kaczyńskim, wynegocjował traktat w obecnym brzmieniu.