Studia międzyobszarowe w Polsce mają już długą, 25-letnią historię, ale pozostają szerzej nieznane, ciesząc się rozpoznawalnością jedynie w najlepszych liceach oraz wśród olimpijczyków. Pierwsze takie kierunki powstały na przełomie lat 1992 i 1993 na Uniwersytecie Warszawskim, za którym szybko podążyły inne uczelnie. Podstawowym założeniem było wprowadzenie do systemu szkolnictwa wyższego elementów anglosaskiej edukacji – indywidualnego kształcenia pod kierunkiem specjalnie dobieranego nauczyciela, tzw. tutora, oraz swobodnie kształtowanego przez studenta toku studiów, w celu przekroczenia barier oddzielających poszczególne dziedziny nauki. Intencją ówczesnego rektora UW prof. Andrzeja Wróblewskiego, było stworzenie na Uniwersytecie „mini-Oksfordu”. Obecnie w Polsce funkcjonuje 12 ośrodków dydaktycznych tego typu.
Studia dla najlepszych
Studenci takich kierunków jak MISH (Międzyobszarowe Indywidualne Studia Humanistyczne i Społeczne) oraz MISMaP (Międzywydziałowe Indywidualne Studia Matematyczno-Przyrodnicze) dzięki elastycznej formule studiów mogą z łatwością łączyć różnorodne dziedziny nauki: prawo i filozofię, historię i ekonomię czy chemię i psychologię. Umożliwiają to tzw. minima dyplomowe, czyli „odchudzone” programy studiów, niezbędne do otrzymania absolutorium. Drugim kluczowym elementem tej formuły studiowania jest wspomniany system tutoringu. Tutor jest nie tylko doradcą pomagającym opracowywać indywidualne plany zajęć, ale przede wszystkim wspiera w rozwoju indywidualnych pasji i zainteresowań badawczych. Jest to więc w pewnym sensie odnowienie tradycyjnej relacji mistrz–uczeń na gruncie współczesnej akademii. Model ten bezwzględnie się sprawdził – mimo relatywnie krótkiego czasu oraz niewielkiej liczby absolwentów, osoby kończące studia międzyobszarowe licznie zasilają szeregi kadry akademickiej, twórców kultury, polityków i publicystów (by wymienić Martę Bucholc, Szczepana Twardocha czy Karolinę Wigurę-Kuisz). Jak otwarcie stwierdził w rozmowie z portalem Perspektywy rektor UW prof. Marcin Pałys, są to studia dla najlepszych.
Dowodów na sukces tej formuły dostarczają także dane statystyczne. W obecnym roku akademickim prestiżowe stypendium ministra nauki i szkolnictwa wyższego otrzymało 21 studentów międzyobszarowych z uniwersytetów Warszawskiego, Jagiellońskiego, Śląskiego i KUL (około 3,2 proc. stypendystów), przy czym ich liczba w tych czterech ośrodkach wynosi około 1000 osób (w porównaniu z 1,3 mln studentów w całej Polsce według GUS – dane za zeszły rok). Gdyby więc proporcja stypendystów miała odpowiadać stosunkowi do ogólnej liczby studentów, byłaby 40-krotnie niższa (ok. 0,08 proc.)! Ponadto rokrocznie co najmniej kilku studentów MISH, MISMaP lub ISM (Indywidualnych Studiów Międzyobszarowych na UŚ) otrzymuje Diamentowy Grant, ministerialne wyróżnienie pozwalające na realizację autorskiego projektu naukowego o wartości ok. 200 tys. zł, a także możliwość podjęcia studiów doktoranckich z pominięciem stopnia magistra.
Warto też zwrócić uwagę, że studia międzyobszarowe cechuje nacisk kładziony na curriculum absolwenta – niezależnie od obranej przez niego ścieżki kariery zaangażowanego w życie społeczne i wszechstronnie wykształconego obywatela. Tym samym unika się typowej bolączki polskich szkół wyższych coraz bardziej przypominających szkoły zawodowe.
Prowizorkę czas zmienić
Resort nauki wciąż jednak zdaje się nie przykładać dostatecznej wagi do tego typu formy kształcenia. Jest to o tyle interesujące, że wielokrotnie można było już słyszeć zapewnienia ze strony ministerstwa o wadze interdyscyplinarności we współczesnej nauce.