Beatyfikacja homoseksualizmu

Organizacje broniące praw mniejszości seksualnych chcą wykreować w świeckiej kulturze nowe sacrum. Dążą do tego, aby każda wypowiedź na temat homoseksualizmu mogła mieć tylko formę afirmacji – pisze filozof

Publikacja: 08.06.2009 02:08

Beatyfikacja homoseksualizmu

Foto: Fotorzepa, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Uwaga! Niniejszy tekst jest prawdopodobnie napisany w języku nienawiści. Autor broni w nim wolności badań naukowych, autonomii uniwersytetów i wolności słowa. Są to – jak wiadomo – poglądy skrajnie nieodpowiedzialne, które mogą doprowadzić do demoralizacji naszego niedojrzałego społeczeństwa. Osobom nie w pełni ukształtowanym ideowo zaleca się niezwłoczne przerwanie czytania tego artykułu.

[srodtytul]Piękne hasła, niecne motywy[/srodtytul]

W dyskusjach dotyczących zjawiska homoseksualizmu zwykle miesza się ze sobą dwa różne problemy. Pierwszy dotyczy tego, czy przedstawiciele mniejszości seksualnych powinni mieć takie sama prawa jak wszyscy inni obywatele, tj. prawo do małżeństwa, dziedziczenia czy adopcji dzieci. Drugi – czy można analizować i krytykować homoseksualizm.

Zagadnienia te są od siebie niezależne. Określona odpowiedź na jedno z nich logicznie nie pociąga określonej odpowiedzi na drugie. Na przykład, zwolennik małżeństw homoseksualnych może zarówno opowiadać się za zakazem jakiejkolwiek krytyki tych związków, jak też uważać, że należy o nich swobodnie dyskutować.

Sądzę, że drugi z wymienionych wyżej problemów jest bardziej istotny. Choć pozornie ma on charakter dość marginalny, w rzeczywistości dotyczy fundamentów liberalnego społeczeństwa. Ostatnio stało się to wyraźnie widoczne za sprawą dwóch wydarzeń: odwołania przez władze Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego pod wpływem nacisków medialnych konferencji, w której miał wziąć udział kontrowersyjny amerykański psycholog Paul Cameron oraz wysłania przez Kampanię przeciw Homofobii listu do ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy.

Cameron po pierwsze głosi tezy, które przypisują homoseksualistom różne negatywne cechy. Twierdzi na przykład, że geje częściej unikają płacenia podatków i popełniają więcej przestępstw niż heteroseksualiści. Po drugie przedstawia badania, które – w jego mniemaniu – uzasadniają prezentowane tezy. Wreszcie po trzecie wyciąga ze swoich ustaleń pewne praktyczne wnioski.

Utrzymuje, że homoseksualizm jest zjawiskiem społecznie niepożądanym, i że gejów oraz lesbijki należy poddać terapii. Amerykańskiemu psychologowi zarzucano pseudonaukowość, porównywano go z rasistą, a nawet pojawiły się sugestie, że powinien zająć się nim psychiatra.

Niedawno członkowie Kampanii przeciw Homofobii wysunęli pomysł, by w kodeksie karnym znalazły się sankcje za posługiwanie się tzw. mową nienawiści. Ci, którzy negatywnie wypowiadają się o gejach i lesbijkach, mogliby trafić na trzy lata do więzienia. Pomysł poparł rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski.

Na pierwszy rzut oka to dobrze, że lewicowi aktywiści i działacze gejowscy zaczęli troszczyć się o naukowy poziom dyskusji prowadzonych na polskich uniwersytetach. Uznanie powinna budzić również inicjatywa, która ma na celu ochronę różnych grup społecznych przed zniewagami.

Jednak, gdy uświadomimy sobie, że zdecydowana większość zarzutów wysuwanych przeciw Cameronowi nie ma nic wspólnego z argumentacją naukową, a pojęcie „mowa nienawiści” jest niezwykle mętne, oba zdarzenia zaczynają budzić poważny niepokój. Czyżby pod przykrywką pięknych haseł kryły się niecne motywy? Warto się nad tym zastanowić i bliżej przyjrzeć argumentom wysuwanym przez bojowników tolerancji.

[srodtytul]Mowa nienawiści[/srodtytul]

Zacznijmy od mowy nienawiści. Jaka jest definicja tego terminu? Gdzie zaczyna się ten niebezpieczny obszar, którego naruszenie może się skończyć więzieniem? Wojownicy o prawa mniejszości seksualnych podają przykłady. Jednym z najbardziej jaskrawych są, według nich, właśnie tezy głoszone przez Camerona. Spróbujmy więc na tym przykładzie scharakteryzować to pojęcie.

Człowiek może posiadać bardzo wiele różnych cech. Cameron wybiera jedną z nich: homoseksualizm i bada jej współwystępowanie z innymi cechami, np. skłonnością do unikania płacenia podatków. Stwierdza następnie, że posiadanie pierwszej z tych własności, zwiększa prawdopodobieństwo posiadania drugiej. Nie jest to teza, która została dobrze empirycznie uzasadniona. Co gorsze, jej konsekwencją może być, mówiąc ogólnie, jakaś forma wykluczenia.

Jednak ani brak potwierdzenia empirycznego, ani negatywne konsekwencje nie są czymś szczególnym. Bardzo dużo tez wysuwanych w naukach humanistycznych i społecznych nie jest dobrze empirycznie uzasadnionych, a chyba każde twierdzenie naukowe może zostać użyte w celu wykluczenia. I nie znaczy to, że mamy do czynienia z mową nienawiści.

O co więc chodzi tym, którzy zarzucają Cameronowi posługiwanie się tego typu językiem? Czy chcą oni powiedzieć, że przypisanie jakiejkolwiek negatywnej cechy zbiorowi ludzi wyróżnionych ze względu na narodowość, wyznanie, orientację seksualną, wykonywany zawód, miejsce zamieszkania, żywione wartości itd. jest niedopuszczalne? Jeśli tak, to w przypadku wejścia w życie zaproponowanych przez Kampanię przeciw Homofobii zmian w kodeksie karnym bardzo wielu naukowców będzie musiało zamienić katedry uniwersyteckie na cele więzienne.

Tezy, które mają taki sam charakter jak twierdzenia Camerona, we współczesnej humanistyce spotyka się bardzo często. Na przykład dr Alina Cała w wywiadzie opublikowanym w „Rzeczpospolitej” (25 maja 2009 r.) twierdzi, że Polacy „w pewnym sensie” ponoszą odpowiedzialność za śmierć 3 milionów Żydów. Podobnie, goszczący niedawno w Polsce prof. Slavoj Žižek negatywnie wypowiada się o kapitalizmie. Czy twierdzenie dr Całej z punktu widzenia większości Polaków i wypowiedzi prof. Žižka z punktu widzenia graczy giełdowych są mową nienawiści?

Dla działaczy Kampanii przeciw Homofobii tego typu pytania są bardzo kłopotliwe. Gdy odpowiedzą na nie twierdząco, sprowadzą swoją definicję mowy nienawiści do absurdu. Gdy natomiast zaprzeczą, będą musieli wskazać, czym różni się język Camerona od języka dr Całej i prof. Žižka. Jeżeli różnica polega tylko na tym, że ten pierwszy krytykuje gejów i lesbijki, a ci drudzy inne grupy społeczne, to wyrażenie „mowa nienawiści” okaże się po prostu synonimem „krytyki homoseksualizmu”. W takim przypadku otrzymamy propozycję skrajnie arbitralną.

[srodtytul]Szastanie antysemityzmem[/srodtytul]

Działacze organizacji broniących praw mniejszości seksualnych bardzo często przyrównują krytyków homoseksualizmu z antysemitami. Podobnie było w przypadku Camerona. Wychodząc od tego zaskakującego zestawienia, argumentowano, że skoro nie ma w dyskusji akademickiej miejsca dla osób głoszących antysemityzm, analogicznie poza jej obrębem powinien się znaleźć się również Cameron.

Rozumowanie to opiera się na ukrytym założeniu, że orientacja seksualna przypomina rasę: w obu wypadkach mamy do czynienia z pewną istotną cechą wrodzoną. Nie jest to założenie uzasadnione. W chwili obecnej nie ma mocnych naukowych racji przemawiających za tym, że część ludzi rodzi się homoseksualistami. Oczywiście, często słychać takie sugestie, ale dopóki naukowcom nie uda się tego uzasadnić, należy to traktować jako przedmiot wiary, a nie wiedzy.

Co ciekawe, te same osoby, które wychodząc od tego nienaukowego założenia, porównywały Camerona z antysemitami, jednocześnie – deklarując troskę o standardy naukowe – wytykały mu błędy metodologiczne. Przypomina to sytuację, w której zwolennicy magii zarzucają astrologowi, że uprawia pseudonaukę.

Jest to przejaw postawy, którą potocznie nazywa się moralnością Kalego. Sprowadza się ona w tym wypadku do tego, że gdy krytycy homoseksualizmu opierają się na pseudonaukowych przesłankach, to mamy do czynienia ze skandalicznym zachowaniem. Natomiast, gdy tego typu przesłanki wykorzystują w swoich wywodach np. osoby związane z Kampanią przeciw Homofobii, to wszystko jest w porządku.

Trudno zaakceptować takie stanowisko. Myślę, że pseudonauka pozostaje pseudonauką niezależnie od tego, czy używa się jej w walce w złej, czy też w dobrej sprawie.

[srodtytul]Polityczne testowanie hipotez[/srodtytul]

Wszystko wskazuje na to, że w swoich badaniach Cameron dokonuje licznych nadużyć metodologicznych. W związku z tym, jego tezy trudno uznać za naukowe. Gdyby jednak tylko o to chodziło, to można było to wykazać w trakcie planowanej konferencji. Analiza pomyłek metodologicznych, które popełnił amerykański psycholog, mogłaby być bardzo interesująca.

Z własnych doświadczeń wiem, że czasami warto analizować ze studentami błędne rozumowania, by nauczyć ich w ten sposób, jak nie należy argumentować. Jednak – czytając wypowiedzi osób przeciwnych konferencji na UKSW – odniosłem wrażenie, że w przypadku Camerona to nie ewidentne błędy metodologiczne są jego największym grzechem.

Oburzenie wywoływał przede wszystkim fakt, że zajmuje się on problemami, które w ogóle nie powinny być rozważane. Potwierdzeniem tego był list Kampanii przeciw Homofobii do ministra sprawiedliwości. W tym przypadku sprawa została postawiona jasno. Pewne tezy, niezależnie od tego, czy są prawdziwe, czy nie, nie mogą być przedmiotem dyskusji.

Organizacje broniące praw mniejszości seksualnych zaczęły więc otwarcie ingerować w treść debat akademickich i badań naukowych. Najwyraźniej uważają, że problemy omawiane w czasie dyskusji dotyczących homoseksualizmu wymagają ich akceptacji. Jest to stanowisko kuriozalne.

Gdy socjolog analizuje zachowania jakiejś grupy społecznej, np. chłopów, prezentacja wyników tych badań nie wymaga zgody kółek rolniczych. Dyskusja o religii nie jest uzależniona od aprobaty Konferencji Episkopatu. Badacze cech narodowych Polaków nie muszą liczyć się z opinią Młodzieży Wszechpolskiej, a prof. Žižek do krytyki kapitalizmu nie potrzebuje zgody Business Centre Club.

I dzieje się tak niezależnie od tego, czy twierdzenia omawiane w tych wszystkich przypadkach mają wydźwięk pozytywny, czy negatywny. Dlaczego więc, gdy chodzi o homoseksualizm, ma być inaczej?

W klasycznych modelach opisujących funkcjonowanie nauki wyróżnia się dwa etapy: formułowanie hipotez i ich sprawdzanie. Proces formułowania nie jest obwarowany żadnymi regułami. Badacz może sobie pozwolić nawet na najbardziej dziwaczne propozycje. Inaczej w przypadku sprawdzania hipotez. Tu obowiązują surowe normy metodologiczne.

Współcześnie coraz częściej politycy, dziennikarze czy działacze różnych organizacji społecznych roszczą sobie prawo do ingerencji w treść hipotez naukowych. Uważają, że pewne twierdzenia z czysto politycznych względów nie powinny być w ogóle dopuszczone do etapu sprawdzania. Według nich „postępowa nauka” powinna wyglądać tak: zaczynamy od procesu formułowania hipotez, potem następuje proces ich politycznego testowania i dopiero na końcu przychodzi czas na merytoryczną ocenę naukową.

Czy jednak naprawdę chcemy, by naukowiec przed przystąpieniem do sprawdzania jakiejś hipotezy zastanawiał się, czy jest ona politycznie poprawna? Przyznam, że nie jestem zwolennikiem tego typu zmian w klasycznym modelu funkcjonowania nauki.

[srodtytul]Kampania przeciw wolności[/srodtytul]

Należy odróżnić walkę o równouprawnienie od dążenia do nadzwyczajnego uprzywilejowania. Chyba nie wymaga wielkiej przenikliwości spostrzeżenie, że czym innym jest np. postulat, by osoby tej samej płci, żyjące w nieformalnych związkach, miały prawo dziedziczenia po swoim zmarłym partnerze, a czym innym domaganie się usunięcia z wyższych uczelni wykładowców negatywnie nastawionych do homoseksualizmu, wprowadzenia politycznej cenzury badań naukowych czy zamykania na trzy lata w więzieniu tych, którzy skrytykują Kampanię przeciw Homofobii.

W pierwszym przypadku mamy do czynienia z walką o równe traktowanie wszystkich obywateli, w drugim – z próbą istotnego ograniczenia swobód obywatelskich.

Odnoszę wrażenie, że Kampanii przeciw Homofobii przestało chodzić o zrównanie praw osób homo- i heteroseksualnych. Jej członkowie zradykalizowali swoje stanowisko i obecnie dążą do tego, by orientację seksualną zacząć traktować jako szczególną własność istoty ludzkiej. Wypowiedzi na jej temat mogą mieć jedynie formę afirmacji.

Obiektywna analiza, a tym bardzie krytyka jest niedopuszczalna. Jest to próba wykreowania w świeckiej kulturze nowego sacrum. Wyznawcy tej nowej formy świeckiej religijności, wysuwając kolejne, coraz bardziej radykalne postulaty zaczynają się ocierać o fanatyzm i dołączają do wrogów liberalnego społeczeństwa. Kampania przeciw Homofobii przekształca się w kampanię przeciw wolności.

[i]Autor jest doktorem filozofii, adiunktem w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, zastępcą redaktora naczelnego „Przeglądu Filozoficznego”[/i]

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?