Zapis przebudzenia narodu

Dzięki współodczuwaniu Jana Pospieszalskiego z rozmówcami obejrzeliśmy obraz pełen smutku i refleksji, a nie zapowiedź zemsty za poniżenia prezydenta – pisze publicysta

Publikacja: 28.04.2010 01:20

Krzysztof Kłopotowski

Krzysztof Kłopotowski

Foto: Fotorzepa, Michał Sadowski MS Michał Sadowski

Osiągnięcia prezydentury Lecha Kaczyńskiego dla wielu ludzi pozostają sporne. Ocenę wyda historia. Natomiast ocenę urzędu prezydenta Rzeczypospolitej jako opoki polskiej racji stanu już wydał naród, składając hołd tragicznie zmarłej parze prezydenckiej. Królewski pochówek wyznacza każdemu następcy na najwyższym urzędzie miarę, której ten sprosta lub nie.

Nadany w TVP 1 w poniedziałek reportaż dokumentalny „Solidarni 2010” Ewy Stankiewicz przy współpracy Jana Pospieszalskiego zapisuje na gorąco przebudzenie się polskiej tożsamości. Świadkowie wydarzeń odkrywają, że pragną być Polakami, inni zaś tylko to, że mają odwagę mówić o tym publicznie do kamery. Przestają wierzyć zakłamanym mediom. Widzą podobieństwo zgromadzeń ku czci zmarłego prezydenta i reszty ofiar katastrofy do pierwszej pielgrzymki papieża Jana Pawła II z roku 1979 i Sierpnia rok później.

Trudno przecenić rolę Pospieszalskiego występującego dzisiaj w roli współkreatora polskiej świadomości. Prowadząc od lat w TVP program „Warto rozmawiać”, zdobył zaufanie części opinii publicznej, która przechowała wartości narodowe. Dlatego otwierają się przed nim ludzie wierzący w Polskę, jak i ci dopiero nawracający się na patriotyzm. Czują, że znajdą u niego życzliwe zrozumienie.

W filmie znalazły się wypowiedzi kilkudziesięciu osób z setek tysięcy zgromadzonych. Oczywiście ich wybór był zgodny z zamiarem autorów dokumentu. Czy uprawniony? Nikomu nie wolno zawłaszczać tych tłumów, gdzie byli zwolennicy różnych obozów politycznych. Ale chyba można wyciągać wniosek z dominującego nastroju.

Świadkowie wydarzeń odkrywają, że pragną być Polakami, inni zaś tylko to, że mają odwagę mówić o tym publicznie do kamery

Oto przed trumnami prezydenckiej pary przeszło 180 tysięcy ludzi z całego kraju (niektórzy z małymi dziećmi), którzy wcześniej czekali od ośmiu do 18 godzin na sposobność krótkiego przyklęknięcia i modlitwy! Wytrwali żałobnicy. To była krew z krwi, kość z kości tego narodu, a nie jacyś szaleńcy. Jedni potraktowali czas spędzony w kolejce jako okazję do pokuty, inni jako okazję do rozważań na temat roli prezydenta Lecha Kaczyńskiego w obronie polskich interesów, historii relacji polsko-rosyjskich czy stanu życia publicznego w kraju z moralnego punktu widzenia. Wnioski z tych rozważań poznamy niebawem.

Moim skromnym zdaniem dostaliśmy tu przykład dziennikarstwa obywatelskiego. Przecież z narodowej refleksji może skorzystać każda partia polityczna, jeśli tylko zechce i potrafi.

Krytycy zarzucają Pospieszalskiemu brak obiektywizmu. Wyobraźmy więc sobie w tej roli innego dziennikarza. Niech miałby odwagę być dzień w dzień, noc w noc wśród żałobników przed pałacem prezydenta, który zginął w Rosji, a który wcześniej latami był szkalowany w mediach. Co na przykład usłyszałaby od ludzi Monika Olejnik, promotorka posła na „P”? Albo wprawiony w kontaktach na żywo z opinią publiczną w „Szkle kontaktowym” i obyty z kamerą Grzegorz Miecugow?

Mielibyśmy inny zapis świadomości narodowej. Ujrzelibyśmy twarze wykrzywione gniewem. Krytycy niechaj baczą, czego pragną, gdyż może być im to dane. To właśnie dzięki współodczuwaniu Jana Pospieszalskiego z rozmówcami dostaliśmy obraz smutku i refleksji, czasem chrześcijańskiej, zamiast zapowiedzi zemsty za poniżenia naszego prezydenta i polskiej tożsamości.

Gdyby w roku 1979 Telewizja Polska na gorąco nadawała wypowiedzi ludzi zgromadzonych na placu Zwycięstwa w Warszawie, a ci nie baliby się mówić, co byśmy usłyszeli? Pewnie to samo, co dzisiaj w „Solidarnych 2010”: prasa i telewizja kłamią, Polska jest zależna od Rosji, której nie można ufać, podobnie jak partii będącej u władzy. Byłyby także głosy, że Adam Michnik jest bohaterem narodowym, a nie wyobcowanym kłamcą – jak twierdzi propaganda.

Dziś Michnik zwalcza polski nacjonalizm, który wyniósł go do medialnej władzy. Historia zatacza koło jak w dramatach Szekspira. Kto był na szczycie, nieubłaganie spada w dół z krzykiem grozy.

Osiągnięcia prezydentury Lecha Kaczyńskiego dla wielu ludzi pozostają sporne. Ocenę wyda historia. Natomiast ocenę urzędu prezydenta Rzeczypospolitej jako opoki polskiej racji stanu już wydał naród, składając hołd tragicznie zmarłej parze prezydenckiej. Królewski pochówek wyznacza każdemu następcy na najwyższym urzędzie miarę, której ten sprosta lub nie.

Nadany w TVP 1 w poniedziałek reportaż dokumentalny „Solidarni 2010” Ewy Stankiewicz przy współpracy Jana Pospieszalskiego zapisuje na gorąco przebudzenie się polskiej tożsamości. Świadkowie wydarzeń odkrywają, że pragną być Polakami, inni zaś tylko to, że mają odwagę mówić o tym publicznie do kamery. Przestają wierzyć zakłamanym mediom. Widzą podobieństwo zgromadzeń ku czci zmarłego prezydenta i reszty ofiar katastrofy do pierwszej pielgrzymki papieża Jana Pawła II z roku 1979 i Sierpnia rok później.

Opinie polityczno - społeczne
Michał Płociński: Pakt migracyjny będzie ciążyć Rafałowi Trzaskowskiemu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemcy nie rozliczyli się z historią. W Berlinie musi stanąć pomnik polskich ofiar
Analiza
Michał Kolanko: Donald Tusk rzuca rękawicę Konfederacji. Ale walczy nie tylko o głosy biznesu
felietony
Przykra prawda o polityce międzynarodowej
Analiza
Jerzy Haszczyński: Gaza dla Trumpa, wschodnia Jerozolima dla Palestyńczyków?