Oto przykład odwagi, w tym wypadku dziennikarskiej, drobny, ale aktualny, bo z dnia wczorajszego ? komentarz redaktora Mariusza Zawadzkiego, zamieszczony na drugiej stronie „Gazety Wyborczej”, która skądinąd jest wspaniałym źródłem licznych przykładów odwagi. Gazety, która zawsze, z wielką śmiałością krytykuje polski ciemnogród i kołtunerię, mówi zdecydowanie „nie” rozwydrzeniu prawicy i przeciwstawia się pogrobowcom endeckich demonów oraz elementom klerykalnym, słowem ? bez oglądania się na możliwe konsekwencje występuje w obronie atakowanej przez opozycyjną ciemnotę władzy. Wspomniany komentarz jest doskonałym przykładem odwagi i pisania „pod prąd”; już sam tytuł odważny: [link=http://wyborcza.pl/1,90913,8790910,Gajowy_jest_cool.html" "target=_blank]„Gajowy jest cool”[/link].
Redaktor Zawadzki wykazuje się tu odwagą na wielu poziomach. Po pierwsze, ma odwagę przyznać się, że kiedyś nie był przekonany do kandydatury Bronisława Komorowskiego na prezydenta Polski. Że w czasie, gdy jego gazeta robiła prezydentowi kampanię i kruszyła resztki popularności jego rywala, gdy jego koledzy i koleżanki byli sercem jednoznacznie po stronie właściwej, przeciwko niedobitkom czarnej sotni, on stał na uboczu, a nawet pozwalał sobie podkpiwać w duchu. Nie musiał się do tego przyznawać, nikt przecież nie wiedział jego grzesznych wahań, nikt nie zauważył. A jednak ? zdobywa się na ten szlachetny odruch uderzenia się w pierś i samokrytyki. Co więcej, nie ukrywa, że nie jest mu łatwo przemóc reakcyjne nawyki, wciąż tkwiące w jego duszy, nie jest mu łatwo zdusić w sobie ochotę na tanie kpiny, na podśmiechujki z władzy – niemniej, potrafi się przemóc i uczciwe, szczerze pochwalić pana prezydenta, dostrzec jego wielkość, jego sukcesy. Nawet wbrew samemu sobie. A to jest największą odwagą, zwyciężyć swoje własne złe odruchy. Brawo!
„Ten tekst jest kryształowy”, że zacytuję już klasyczną opinię Autoryteta o wiekopomnym akcie odwagi, sławnej, konfesyjnej wypowiedzi Lesława Maleszki „Byłem Ketmanem”. Wypowiedzi, w której, przypomnę, Maleszka miał odwagę stanowczo zaprzeczyć zarzutom, stawianym mu przez domorosłych inkwizytorów, wymachujących wyciągniętymi z ipeenowskiego szamba świstkami, i nawet w beznadziejnej z pozoru sytuacji, godząc się z niektórymi ciosami, bronił jednak swojej prawdy o tych niełatwych czasach i dramatycznych, heroicznych decyzjach, które musiał podejmować.
Mówiąc nawiasem, żebyśmy sobie tu, moi kochani, nie przesłodzili ? przykład Lesława Maleszki pokazuje, że nie wszyscy mamy tej odwagi, o którą chodzi i która jest tak ważna, pod dostatkiem. Lesław Maleszka nie cieszy się nawet w swoim środowisku takimi dowodami uznania, na jakie swą odwagą zasłużył. Weźmy taką koleżankę Kolendę Zalewską, ja nie powiem, dobra, odważna koleżanka, jej materiał, w którym pokazała rodzenie się pod krzyżem faszyzmu z pochodniami, jej odważne oddanie głosu na antenie i komentarza wyłącznie ludziom mądrym i na poziomie, i odpowiedzialna praca montażowa, to zasługuje na docenienie. Ale dlaczego koleżanka, gdy uczy młodych dziennikarskiej odwagi, to nazywa się to „Biblia dziennikarska”? Ja powiem wprost, koleżanki i koledzy, że to jest dla mnie właśnie taka słabość jakaś, taka kapitulacja przed tym ciemnogrodem, ta „biblia”. Dlaczego to się nie nazywa, na przykład: „czego nauczył mnie Lesław?” Byłoby wiadomo, że koleżanka przekazuje młodym to, co sama otrzymała od mistrzów.
Ale wracając do redaktora Zawadzkiego i jego odważnego wyznania o prezydencie, ja myślę, że powinien on być wzięty pod uwagę przy przyszłorocznej nagrodzie Kisiela. Z tą nagrodą było różnie, ale od teraz to jest naprawdę nagroda dla tych właśnie, którzy potrafią śmiało pójść pod prąd. Pan profesor Buzek, cokolwiek o nim powiedzieć, jako polityk był przecież zawsze uosobieniem niepokornych, odważnych wyborów, i śmiałości wchodzenia w spory. Albo pan Mleczko, jako publicysta ? ta odwaga w wyszydzaniu obyczajowych przesądów, patriotycznego frazesu, moherowych staruszek, a czasem, wprost, odwaga uderzania w filary antypaństwowej opozycji, po nazwach partii i nazwiskach… Ja, powiem wam, koleżanki i koledzy, bardzo się cieszę, że ta nagroda zyskała taką godną oprawę. Że wyszła z niszy jakichś malkontentów, różnych takich pokątnych, że tak powiem, karłów moralnych, kąsających po nogawkach nasz wielki projekt. Tej, jak to z wielką odwagą powiedział redaktor Lis, „opluwającej swołoczy”, po prostu.