Można się było obawiać, że dążąca do odwracania wszystkiego, co kojarzy się z PiS, PO postawi na likwidatorów dorobku IPN. Tymczasem większość tych ludzi tak się nie prezentuje.

Tacy historycy, jak Andrzej Paczkowski, Antoni Dudek, Tadeusz Wolsza czy Andrzej Chojnowski byli zwolennikami lustracji (nawet własnego środowiska) i bronili, przynajmniej w ogólnych zarysach, IPN Janusza Kurtyki. Można się po nich spodziewać korekt, ale nie rewolucji (lub raczej kontrrewolucji). Najbardziej radykalny „kontrrewolucjonista" to Andrzej Friszke. Miejmy nadzieję, że nie będzie żądał czystek wśród obecnej kadry instytutu, która – niezależnie od błędów – kojarzy mi się z bezkompromisowością i patriotyzmem, a to cnota dobra również dla historyka.

Gdy mowa o korektach, trzeba pytać o ich granice. Na przykład profesor Paczkowski, świetny badacz PRL i zacny człowiek, wziął ostatnio udział, prawda że powściągliwie, w atakach na książkę Romana Graczyka „Cena przetrwania". Można było odnieść wrażenie, że robi to po to, aby nie sprawiać przykrości redakcji „Tygodnika Powszechnego". Wiele więc zależy od społecznej atmosfery. Generalnie, im bardziej historycy IPN będą się czuli niezależni od uwarunkowań i presji, tym odważniejsze książki będą pisać. „Gazeta Wyborcza" już ogłasza: „Kurtyki-bis nie będzie". Czytaj: prezes będzie nasz, uzależniony od naszych fobii i czczący nasze kapliczki.

Czy tak się stanie? Nowa rada weźmie udział w wyłanianiu prezesa i będzie go kontrolować. Kurtyka był produktem niepowtarzalnego momentu, gdy PO i PiS chodziło w dziedzinie badań najnowszej historii mniej więcej o to samo. Dziś tę atmosferę zastąpił klimat instrumentalizacji historii w politycznej walce. Przez wszystkie partie, ale instrumentalizacja przez wpływowy, broniący swoich interesów i spokoju establishment jest zawsze najgroźniejsza. Zobaczymy, w jakiej mierze PO temu establishmentowi ulegnie. I jak bardzo rada będzie tu pomocna, a w jakiej mierze pomocy odmówi. To będzie ciekawy test.