Na opublikowanym w dwóch częściach exposé premiera Tuska w "Gazecie Wyborczej" nie zostawiono suchej nitki. W istocie, teksty były merytorycznie wątłe, a opisane w nich zasługi rządu co najmniej wątpliwe. Ale nie znaczy to, że premier nie ma osiągnięć. Ma, ale ich głośno nazwać nie może, aby nie naruszyć demokratycznej poprawności.
Kości premierów
Zacznijmy od tego, że Tusk jako premier skupił się nie tyle na rządzeniu, ile na wzmocnieniu pozycji premiera. Jest reformatorem, ale nie gospodarki, nie społeczeństwa, lecz władzy. Zastał sytuację, w której premierzy padali jak muchy, co siedem – osiem miesięcy pojawiał się następny, silny przez kilka miesięcy, a potem nagle niszczony albo przez prezydenta, albo przez koalicjanta, albo przez własną partię. Mazowiecki, Bielecki, Olszewski, Suchocka, Pawlak, Oleksy, Cimoszewicz, Belka, Marcinkiewicz, Kaczyński – polska polityka to cmentarzysko, na którym bieleją kości słabych premierów, którzy tracili władzę, zanim na poważnie zdążyli się wziąć do rządzenia.
Tusk postanowił z tym skończyć. Skupił całą swoją wolę i energię na obronie pozycji premiera. Poprzednich szefów rządu często obalały ich własne partie, więc jeszcze przed wzięciem władzy Tusk zamienił Platformę w koszary. Poprzednich premierów niszczył koalicjant, więc Tusk PSL najnormalniej kupił, zarówno stanowiskami, jak i ochroną roztoczoną nad KRUS. Poprzednich premierów mordowali często prezydenci, więc Tusk wprowadził na to stanowisko osobę ze swojej natury niezdolną do skutecznej gry.
Tej samej logice – stabilności premiera – zostało podporządkowane samo rządzenie. Patrząc na poprzedników, Tusk zrozumiał, że każda aktywność władzy jest ryzykowna, że nawet najlepsza decyzja ma negatywne skutki, które opozycja i media od razu wyniosą do rangi narodowego dramatu. Więc zdecydował się na ostentacyjną pasywność.
Patrząc na poprzedników Tusk zauważył także, że nieprawdą jest panujące dotąd przekonanie, że kadencja premiera jest długa, więc można sobie pozwolić na chwilowy spadek w sondażach. Każdy taki spadek zawsze stawał się sygnałem do ataku na premiera, był jak krew, której zapach pobudzał i opozycję, i media, i rywali we własnych szeregach. Aby tego uniknąć, politykę rządu podporządkował premier sondażom.