Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie kodeksu wyborczego w sieci pojawiło się wiele komentarzy. Najciekawszy ich wątek dotyczył jednomandatowych okręgów wyborczych oraz głosowania przez pełnomocnika. W tych dwóch sprawach zwolennicy PiS byli zdecydowanie krytyczni.
Dyskusja o okręgach jednomandatowych nie dotyczyła jedynie Senatu, ale w ogóle samej idei JOW. Zwolennicy PiS powtarzali na ogół argumenty doskonale znane z wypowiedzi prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Po pierwsze, że to otwarcie drogi do parlamentu dla lokalnych kacyków. Po drugie, że wskutek takiego systemu wyborczego mielibyśmy znowu rozdrobniony Sejm. Po trzecie, że łatwo można manipulować granicami okręgów wyborczych. W kwestii głosowania przez pełnomocnika naczelnym argumentem przeciw było to, że pełnomocnik może zagłosować inaczej, niż życzy sobie jego mocodawca. Wiele razy była też mowa o możliwości fałszowania wyborów.
W każdym z tych argumentów jest oczywiście sens, jednak w sumie ujawniają one dość niebezpieczny sposób myślenia o procesie demokratycznym. Upraszczając, można opisać go w ten sposób: skoro Polacy wybierają władze, jakie nam się nie podobają, skoro media nie są rzetelne i sprzyjają jednej stronie, dlatego nie możemy zaakceptować rozwiązań, które dają ludziom większą swobodę i składają na nich większą odpowiedzialność za własne decyzje.
Jest w argumentacji zwolenników PiS jakaś tęsknota za ściślejszą regulacją; przekonanie, że obywatelowi nie można dać całkowitej swobody, bo jest zbyt głupi i może z niej źle skorzystać. I ten sposób myślenia ma pewne faktyczne podstawy. Najpierw jednak warto zastanowić się nad zaletami obu wspomnianych rozwiązań, które TK uznał za zgodne z konstytucją.
Kariera bardziej niezależna
Jednomandatowe okręgi wyborcze nie są oczywiście lekiem na całe zło polskiego systemu politycznego i nikt przy zdrowych zmysłach tak nie twierdzi. Są jednak pozbawione wielu wad obecnego systemu proporcjonalnego z okręgami wielomandatowymi. Ten system jest mechanizmem nie tyle partyjnym ile partyjniackim. Daje liderom ugrupowań niemal nieograniczoną władzę nad członkami partii, bo pozwala konstruować listy wedle własnego uznania. Ludzie i tak nie głosują na osobę, ale w przeważającej części na partię.