Szkoda, że ten nikczemny akt służy niektórym publicystom do rozgrywek z nielubianymi mediami. Naprawdę, czy nie ma już nic świętego? Oto czytam w "Gazecie Wyborczej" tekst Pawła Wrońskiego, według którego ten bandycki wyczyn to "nie incydent, ale świadectwo narastających w Polsce nastrojów". I dalej pisze, że w Polsce narasta fala antysemityzmu, czego dowodem ma być zachowanie chuliganów na stadionach i anonimowych internautów na forach. Wroński zgrabnie zestawia te wybryki z milczeniem Jarosława Kaczyńskiego, a następnie z twierdzeniem Piotra Zaremby, który w komentarzu w "Rzeczpospolitej" napisał, że prezydent Komorowski nie powinien był przepraszać Żydów za Jedwabne.
Paweł Wroński jest zbyt inteligentny, żeby nie rozumieć, co robi i jakiej nieuczciwości się dopuszcza. Dlatego nie oskarża Zaremby wprost. O nie. Tak między oczy Wroński pisać nie może, wszystko przeto jest osnute na sprytnych zestawieniach, sugestiach, niedopowiedzeniach. Autor "GW" jedynie stwierdza, że tekst Zaremby symptomatyczny jest dla pewnego sposobu myślenia. Jakiegoż to? Oczywiście, czytelnik sam sobie dopowiada. Dla takiego, który toleruje antysemityzm i lekceważy niebezpieczeństwo nienawiści rasowej.
Publicysta "GW" stwierdza też, że prezydent Komorowski nie przypisywał zbrodni całemu narodowi. Własnym oczom nie wierzę. Czyżby Wroński na Czerskiej oduczył się czytać? Kto inny, jeśli nie Komorowski, powiedział, że naród polski bywał sprawcą?
Te przeinaczenia pozwalają publicyście "GW" zbudować pułapkę, w którą może złapać inaczej myślących. Nie ma bowiem żadnego związku między twierdzeniem, że naród polski nie ponosi odpowiedzialności za morderstwo Żydów w Jedwabnem i dlatego prezydent jako jego reprezentant nie powinien za to przepraszać, a podłym aktem wandalizmu sprzed kilku dni.
Ale mimo braku związku Wroński chce podczepić zwolenników tego pierwszego sądu do chuliganów ze stadionów i rzekomo antysemickich fanów ojca Rydzyka. Dlaczego? Żeby ich skompromitować. Otóż, jeśli czegoś Wroński powinien się wstydzić, to właśnie takiej dialektyki.