Zacznijmy od różnic estetycznych. Paweł Poncyljusz wystąpił w pięknej muszce bordo. „Przebrał się za Korwina-Mikke – skomentował Janusz Palikot, którego krawat wyraźnie nawiązywał do Samoobrony, choć barwy nie były patriotyczne, lecz różowo frywolne.

Ale właściwie poza krawatem i muszką niewiele różniło polityków. Najpierw partyjną dezercję przypomniał Poncyljusz: „Jeżeli Janusz Palikot wewnątrz PO nie był w stanie przeprowadzić żadnych głębokich reform, to ja się pytam, w jaki sposób on te reformy będzie przeprowadzał z garstką swoich nowych posłów, którzy z polityką niewiele mają wspólnego". Ale Palikot nie pozostał dłużny: „Dlaczego odszedłeś z PiS, skoro miałeś takie możliwości, byłeś szefem kampanii, mogłeś zmieniać PiS od środka? Z tego samego powodu, z którego ja odszedłem z PO. I tu się akurat nasze drogi zbiegają".

Nawet wzajemne animozje okazały się grą pozorów: „Ja kibicuję PJN – oświadczył Palikot. – Oni się umówili, że każdy z nich będzie ministrem innego resortu. Tworzą taką nową partię. Ona składa się z tylu członków, ilu liczy Rada Ministrów." Poncyljusz dał odpór: „Ja nie kibicuję Ruchowi Palikota i nie chciałbym, żeby znaleźli się w Sejmie ani w rządzie, bo jesteście reprezentantami tego całego zła, przed którym polska polityka ostatnimi laty się uchroniła". Tego już Palikotowi było za wiele: „Boicie się! Wejdziemy. Zrobimy porządek w parlamencie. Wersalu nie będzie".

No i wszystko jasne. Pewien polityk, również w krawacie w paski, też pokrzykiwał, że Wersal się skończył.