„Urzędnik państwowy, minister w rządzie, napuszcza obywateli przeciw obywatelom – dajcie po ryju lekarzom jak Wam wypisują złe recepty! Niebywałe!" – oburza się Palikot. Zauważa, że „gdy Dorn chciał lekarzy wziąć w kamasze, to media na niego napadły jakby łamał ustrój, a Grasiowi, no bo to Platforma, wszystko uchodzi na sucho! Rząd uchwalił beznadziejne prawo, złą ustawę, ale to jest prawo! Jednak nie dla Tuska! Tuskowi wolno więcej – zawieszam prawo! Kary dla lekarzy nie będą nakładane!! Niebywałe!! Doprawdy, to pełzające państwo totalitarne! Tak być nie może!".

Można by się ograniczyć do stwierdzenia, że Palikot działa w swoim stylu, który ukształtował się, gdy poseł z Biłgoraja był głównym narzędziem Platformy od obrażania śp. Lecha Kaczyńskiego. PO wyhodowała sobie Palikota. Niech więc się teraz nie dziwi, że publicznie wymyśla się jej od „skurw...", bo sama wprowadziła takie standardy.

Można by też powiedzieć, że Palikot ma sporo racji. Bo niezależnie od chamstwa i demagogicznej przesady („państwo totalitarne") stwierdza rzecz oczywistą – Platforma jest w Polsce na szczególnych prawach i może pozwolić sobie na znacznie więcej niż jakikolwiek inny rząd. Bo jest zaporą przeciw strasznemu PiS, i to w oczach bardzo wielu usprawiedliwia wszelkie jej zachowania, a przynajmniej każe specjalnie się na nie oburzać. Tylko że to właśnie Palikot zrobił niegdyś bardzo wiele, by wykreować właśnie taką sytuację, aby „wojna z Kaczorami" przesłoniła jak największej liczbie Polaków całą resztę świata, i aby w efekcie PO zyskała u wielu swoisty immunitet. Niech się więc teraz nie dziwi, że Tuskowi wolno więcej.

Można by wreszcie powiedzieć obie te rzeczy naraz. Platforma stworzyła Palikota, a Palikot w pocie czoła położył fundamenty platformerskiego systemu. Te dwa potwory wyhodowały się wzajemnie. I jeśli teraz nagle dostrzegły kły i pazury, to trudno nie określić tego mianem gigantycznej hipokryzji.