Korzyści zasięgu to swego rodzaju „renta różnorodności" możliwa do realizowania w wielkich ponadnarodowych tworach. Swobodne połączenie na przykład włoskiego wzornictwa, niemieckiej techniki, brytyjskich finansów i polskiej lub czeskiej produkcji przemysłowej stwarza kolosalną przewagę konkurencyjną. Pod warunkiem wszakże, że skala działania (wielkość rynku, zaplecza, wsparcia) pozwoli na pełny rozwój każdej z tych przewag, kiedy portfel zamówień będzie pełny. Chodzi więc o równoczesny rozwój wszystkich ważnych dziedzin w wielkiej skali. Na przykład polska medycyna (naukowo i badawczo silna) rozwinie się wtedy, gdy oprócz polskich będzie leczyła i zagranicznych pacjentów, którzy zapewnią jej odpowiednie środki na rozwój. Ogromną korzyścią zasięgu jest równoczesny rozwój wszystkich bazowych technologii stosowanych dziś we wszystkich obszarach ekonomicznej aktywności. Są to przede wszystkim: technologie informacyjne, elektronika, robotyka i automatyka, technologie materiałowe i biotechnologia. Żadnego europejskiego państwa nie stać na ich samodzielny rozwój na najwyższym poziomie, a tylko taki zapewnia przewagę konkurencyjną w skali globalnej. „Dłubanina" w malej skali i za małe środki jest najczęściej marnowaniem tych środków.
Korzyści komplementarności wiążą się z sieciowym charakterem współczesnej gospodarki. Wielkie firmy nie są dziś monolitami, ale sieciami jednostek o wysokiej autonomii powiązanych ze sobą zmiennymi więziami ekonomicznymi: kooperacji, kapitałowymi, handlowymi itp., ale także i ludzkimi: współpracy zespołów wymiany kadr i wspólnego ich rozwoju. Jest w tych sieciach bardzo ważne, coraz większe, miejsce dla małego i średniego biznesu. Chodzi o klastry współpracujących firm specjalizujących się w określonych dziedzinach takich jak np. „dolina lotnicza" w Polsce czy przemysł obrabiarkowy Badenii Wirtembergii. Klastry muszą mieć charakter międzynarodowy i ponadgraniczny (nawet jeśli zlokalizowane są w granicach jednego kraju), działając w ramach jednolitego reżimu prawno-finansowego (zezwolenia, licencje, nadzór, podatki itp.). Taki reżim może powstać jedynie w wyniku daleko posuniętej ponadnarodowej integracji.
Z ekonomicznego i biznesowego punktu widzenia europejska federacja czy nawet Stany Zjednoczone Europy, dysponujące oczywiście wspólną walutą, są więc projektem w pełni uzasadnionym. Europa nie jest jednak przedsięwzięciem biznesowym, ale politycznym, które narodziło się jako reakcja na niesłychaną skalę ludobójstwa, do jakiego doszło na tym kontynencie w XX wieku. Europa jest wspólnym przedsięwzięciem państw i narodów: ciągle żywe są historia, tradycja oraz kult pojęcia ojczyzna utożsamianego właśnie z państwem narodowym. W europejskich szafach pełno jest świeżych jeszcze niekiedy szkieletów, które wypadają z hukiem przy każdym wstrząsie. Logika biznesowa wymaga więc poważnej adaptacji do warunków społecznego i politycznego otoczenia. Obecny kryzys strefy euro stwarza na to wyjątkową szansę. Z pewną przesadą można stwierdzić, że do niedawna Europa była na najlepszej drodze do stania się w przyszłości obszarem ochrony zabytków, gdzie przewaga konkurencyjna sprowadzałaby się do atrakcyjności muzeów, restauracji, hoteli i mniej lub bardziej luksusowych pamiątek. Obecnie nie jest to już możliwe. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że unia monetarna musi zostać uzupełniona zgodnie ze swymi założeniami o unię fiskalną. Inaczej bowiem całej Europie grozi rozerwanie sieci ekonomicznych powiązań i ekonomiczna zapaść na skalę niespotykaną od wielkiego kryzysu z lat 30-tych szczęśliwie minionego ubiegłego wieku. W dalszej kolejności musi to doprowadzić do politycznej fragmentacji i związanych z nią konfliktów, których wolałbym sobie nie wyobrażać.
Integracja fiskalna powinna doprowadzić z kolei do powstania ogólnoeuropejskich mechanizmów regulacyjnych respektujących odrębność i suwerenność państw narodowych w obszarach nie objętych wspólna regulacją, czyli skutecznym eliminowaniem nadmiernych odchyleń od wspólnie określonych celów. Wspólna regulacja może i powinna obejmować wspólne polityki w takich kluczowych obszarach jak: badania naukowe, edukacja, ochrona środowiska i zdrowia, przedsiębiorczość, imigracja, obronność. Jest rzeczą oczywistą, że oprócz polityk wspólnych we wszystkich tych obszarach jest miejsce na polityki narodowe realizowane w ramach nakreślonych przez polityki wspólne. Musi to oznaczać wyłonienie wspólnych organów regulacyjnych wyposażonych w budżety i sankcje. Zastąpiłyby one słabych komisarzy. Konieczne jest więc określenie w pełni partycypatywnych mechanizmów formułowania polityk, tworzenia mechanizmów regulacyjnych i formowania organów. Jest to olbrzymie zadanie, które możliwe jest do wykonania właśnie w warunkach stresu i zagrożenia. Dobrze jest uświadomić sobie, że najsilniej ograniczy ono suwerenność największych graczy, czyli Niemiec i Francji, które do tej pory swobodnie dają sobie dyspensę od reguł, narzucanym mniejszym i słabszym takich jak np. dyscyplina budżetowa. Ci najwięksi mają też najwięcej do stracenia i dlatego można się po nich spodziewać racjonalnego zachowania.
Jaka może być emocjonalna reakcja społeczeństw Europy na tę wielka zmianę? Można się obawiać festiwalu populizmu, demagogii i negatywnych emocji. Mogą one zagrozić temu co racjonalnie uzasadnione, a nawet konieczne i nieuniknione. Cała nadzieja w europejskich elitach, w ich intelektualnej, politycznej i moralnej sile. Unia Europejska była od początku projektem elit i takim do dziś pozostała. Elity muszą przeprowadzić zmianę, a następnie przekonać do niej społeczeństwa i oddać im nowe instytucje pod demokratyczna kontrolę. Czy elity zdadzą egzamin – okaże się w najbliższych tygodniach.
Autor jest profesorem zarządzania, kierownikiem Katedry Zarządzania Akademii Leona Koźmińskiego. W latach 1993-2011 był rektorem, a obecnie pełni w funkcję prezydenta ALK. Stypendysta Fundacji Fulbrighta, wykładowca wielu prestiżowych uczelni, m.in. UCLA, Washington University, Sorbony. Przewodniczący rady nadzorczej Telekomunikacji Polskiej.