W licznych sylwetkach, jakie zamieściły media po wyborze Martina Schulza na szefa europarlamentu, przewijały się dwa słowa: "wyrazisty" i "zadziorny". Dziennikarze używali ich raczej w pozytywnym kontekście, chcąc pokazać, jak barwną postacią jest niemiecki polityk. Czy słusznie?
Portal Deutsche Welle nazwał go "zadziornym Europejczykiem" a "Gazeta Wyborcza" oględnie wspomniała, że "nowy przewodniczący jest znany z ostrego artykułowania swych poglądów". Schulz otwarcie przyznaje, że "ma inny charakter niż Buzek, co najpewniej zapowiada mniej koncyliacyjny sposób sprawowania urzędu" – pisała "GW". Portal Onet w dobrotliwym tonie wspomniał, że: "dotychczasowy lider frakcji socjaldemokratów w Parlamencie Europejskim znany jest ze swojej zadziorności i talentu retorycznego. Jego niewyparzony język kochają zwłaszcza media". Równie wyrozumiały zdawał się portal tvn24: "Wybuchowy i skłonny do złośliwości oraz ciętych ripost, charyzmatyczny i wyrazisty (...) Ta daleko posunięta wyrazistość spowodowała, że socjaldemokrata wielokrotnie narażał się politykom z różnych krajów".
Narażał się czy prowokował? Media zwykle przychylniej traktowały Schulza niż jego ofiary. Słynna awantura z Silviem Berlusconim pamiętana jest głównie z powodu wybuchu ówczesnego premiera Włoch. Poirytowany atakami niemieckiego socjaldemokraty zasugerował, że Schulz doskonale nadawałby się do odegrania roli kapo.
Przytyk wywołał w RFN powszechne oburzenie – Niemców nie bawią sytuacje, gdy w sporach z ich rodakami używa się skojarzeń wojennych. Prawie nikt nie zauważył wówczas, że Berlusconi przyjechał do Brukseli zainaugurować włoską prezydencję i zdenerwowała go okładka niemieckiego "Spiegla", na której przedstawiono go jako bossa mafii. Ten stereotyp z kolei wcale nie bawi Włochów. Ale tym nikt się nie przejął.
Kolejne granice przyzwoitości przekraczały agresywne tyrady Schulza, gdy w Polsce rządził PiS. Eurodeputowany SPD rozpętał histerię przeciw Lechowi Kaczyńskiemu. Wykreował go na groźnego radykała zamierzającego przywrócić w Polsce wykonywanie kary śmierci. Przypomnijmy, że w tamtym czasie polski prezydent zadeklarował potrzebę swobodnej dyskusji na temat kary głównej. To wystarczyło, by Schulz zaczął wzywać do izolowania go w UE. Niemiecki polityk uznał też za stosowne pouczać Polaków, jaką powinni mieć władzę. – Mam nadzieję, że polski naród jest na tyle mądry, że szybko odeśle ten rząd do domu – oświadczył w czasie jednej z debat w PE.