Kościół stawiany pod ścianą

Gabinet Tuska testuje, jak daleko może się posunąć, w stosunkach z Kościołem. Sprawdza, czy katolicy są nadal liczącą się siłą społeczną – pisze duchowny

Publikacja: 19.03.2012 18:33

Ks. Artur Stopka

Ks. Artur Stopka

Foto: YouTube

Red

Po roku 1989 Kościół katolicki w Polsce traktowany był przez państwo w kategoriach klienta lub zakładnika. Być może właśnie stoi przed szansą, aby stał się dla państwa partnerem.

Czy faktycznie w Polsce na linii państwo-Kościół właśnie wybuchła wojna i pora bić w tarabany, ogłaszać mobilizację, zwierać szeregi i umacniać fortyfikacje? A może to przedwczesny alarm i – jak sugerują niektórzy publicyści – wszystko rozejdzie się po kościach?

Wojna nie wojna

Moim zdaniem mówienie o wojnie nie jest adekwatne do sytuacji. A już na pewno twierdzenie, że w obecnej ekipie rządowej dopiero teraz nastąpiła zmiana stosunku do Kościoła. Pierwszy sygnał, jakie będzie podejście do tematu, według mnie, miał miejsce ponad cztery lata temu. Mało kto zauważył, że jeszcze przed utworzeniem gabinetu w listopadzie 2007 roku kandydatka, która miała objąć resort zdrowia, sięgnęła po kwestię in vitro, od razu w sposób konfrontacyjny wobec stanowiska Kościoła. Mówiła też o promocji antykoncepcji, twierdząc, że jej stanowisko w obydwu sprawach, to „postawa chrześcijańskiej miłości bliźniego". Trzy miesiące później dofinansowywanie sztucznego zapłodnienia było już przedmiotem oficjalnych wypowiedzi premiera.

W mojej ocenie relacje państwo-Kościół w Polsce po roku 1989 nie były idyllą i sielanką, a ich względna stabilność wynikała w dużej mierze z faktu, że Kościół w nowych warunkach z jednej strony nie zrezygnował całkowicie z realizowania pewnej misji zastępczej, którą pełnił w czasach PRL-u, z drugiej nie podjął próby zdecydowanej zmiany mechanizmów funkcjonujących na linii państwo-Kościół. Symptomatyczne jest ciągłe istnienie Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, która stanowi w znaczącym stopniu kontynuację zainicjowanej w roku 1949 Komisji Mieszanej. Podobnie można odbierać funkcjonowanie przez dwie dekady Komisji Majątkowej, wymyślonej w PRL-owskich gabinetach w ramach gry z Kościołem. Co zastanawiające, także podpisanie Konkordatu nie zaowocowało radykalnie nowym ukształtowaniem relacji Kościoła i władz państwowych w naszym kraju.

Kij i marchewka

Myślę, że taka sytuacja, choć pozornie wygodna dla obydwu stron, w rzeczywistości więcej korzyści przysparzała kolejnym ekipom rządowym. Jej istotą jest bowiem założona z góry nierówność stron i brak partnerstwa we wzajemnych kontaktach. Kościół systematycznie ustawiany był na pozycji petenta, a czasami także zakładnika poszczególnych rządów. Przede wszystkim traktowany był instrumentalnie, jako narzędzie w politycznych rozgrywkach oraz jako swoisty zawór bezpieczeństwa lub siła nacisku mająca ułatwić przeprowadzanie wobec społeczeństwa zamysłów aktualnej władzy. W zamian otrzymywał pozorne przywileje, które szybko okazywały się pułapką, bo łatwo je jest wykorzystać przeciwko Kościołowi.

Dotychczas tę specyficznie rozumianą metodę kija i marchewki najsprawniej stosowali sprawujący władzę o korzeniach sięgających przed 1989 rok (przykładem jest ratyfikacja Konkordatu, a także kwestia wejścia Polski do Unii Europejskiej). Robili to tak sprytnie, że w umysłach wielu reprezentantów Kościoła do dziś zakodowane jest przekonanie, iż właśnie z nimi najszybciej i najłatwiej można było coś korzystnego dla niego uzyskać.

Rządowi chodzi o doprowadzenie do tego, aby to ksiądz klęczał przed przedstawicielem władzy, oczekując na jego łaskawość i przychylność

Innym grupom rządzącym przez ostatnie ponad dwie dekady Polską, w tym również obecnej, zabrakło tej specyficznej „finezji". Swoje relacje z Kościołem budowały raczej topornie, z jednej strony usiłując „wyhandlować" przede wszystkim wsparcie w konkretnych sprawach lub milczenie w innych, z drugiej bez pardonu dążąc do podporządkowania go swoim wizjom i zapędom. W swych manipulacjach odwoływały się zarówno do klerykalizmu, jak i do antyklerykalizmu.

Wielkie testowanie

Myślę, że wydarzenia ostatnich kilku miesięcy, dla których sygnałem była słynna deklaracja premiera przed wyborami, że jego rząd „nie będzie klękał przed księdzem" (warto odnotować, w jaki zestawieniu znalazł się tutaj Kościół – razem z bankierami i związkowcami), to nie tyle wojna z Kościołem, ile intensywne badanie, jak daleko można się posunąć, gdzie są granice, za którymi Kościół powie „non possumus". Trwa testowanie, w jakim stopniu Kościół katolicki w Polsce, w którym dokonują się bardzo istotne zmiany pokoleniowe, jest i pozostanie liczącą się siłą społeczną (a więc również - w odbiorze ludzi władzy - polityczną). Odbywa się sondowanie, jak silny jest obecnie autorytet Kościoła.

W moim przekonaniu w rozpętanej ostatnio awanturze wokół likwidacji Funduszu Kościelnego i zmian w sposobach finansowania misji Kościoła na polskiej ziemi rządowi nie chodzi o pieniądze, bo oszczędności z likwidacji Funduszu Kościelnego będą co najmniej symboliczne. Chodzi o sposób, w jaki się to odbywa, o jawne lekceważenie instytucji, która powołuje się na to, że należy do niej 95 procent społeczeństwa. Chodzi o stawianie jej pod ścianą, badanie reakcji na próby prowadzenia wobec niej polityki faktów dokonanych, zaganianie do rogu i narzucanie własnych rozwiązań. O obniżenie rangi i znaczenia. Doprowadzenie do tego, aby na stałe, to ksiądz (nie jako reprezentant kleru, ale uosobienie Kościoła, jako wspólnoty i instytucji) klęczał przed przedstawicielem władzy, oczekując na jego łaskawość i przychylność.

Szansa na partnerstwo

Paradoksalnie, doprowadzając do skrajności dotychczasowy model funkcjonowania na linii państwo-Kościół, aktualna ekipa rządowa stworzyła sytuację, w której te relacje mogą ulec zdecydowanej zmianie na korzyść wspólnoty katolików w Polsce. Właśnie teraz jest szansa, aby wreszcie doprowadzić tutaj do partnerstwa i równorzędnego traktowania obydwu podmiotów.

Aby to osiągnąć potrzebna jest pełna jawność i transparentność kontaktów między przedstawicielami Kościoła i władz różnego szczebla, rezygnacja z zakulisowych ustaleń, nieformalnych uzgodnień, niepisanych umów itp. Pozytywne skutki może przynieść również „odklerykalizowanie" tych relacji, niwelujące możliwość traktowania Kościoła jako prywatnego przedsiębiorstwa duchownych. Jeśli np. o kwestiach materialnych przedstawiciele władzy rozmawiają z wiernymi świeckimi, nie da się potem w komentarzu politycznym mówić, że „biskupi i księża" zabezpieczają swoje interesy. Kościół to przecież w przytłaczającej większości zwykli obywatele, bez koloratek i habitów. Uświadamianie tej oczywistości rządzącym zmienia perspektywę ich działania.

Potrzebny jest również o wiele silniejszy niż w ostatnich latach głos Kościoła w istotnych kwestiach społecznych. Niestety, po dużym zaangażowaniu w kampanię wyborczą w roku 1993, Kościół przez ostatnie prawie dwadzieścia lat przesadził w drugą stronę i zrezygnował nie tylko z głośnych oraz jednoznacznych wypowiedzi politycznych, ale również z zabierania przez jego jednoznacznych (co nie znaczy oficjalnych) reprezentantów głosu w ważnych debatach na tematy społeczne. Wielu ludzi (w tym również młodych) ze zdumieniem pyta, dlaczego brak jasnego stanowiska Kościoła katolickiego w Polsce w kwestii wolności w mediach, zwłaszcza w Internecie albo w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego. „Potraficie się tylko wykłócać o pieniądze dla księży" – powiedział mi kilka dni temu jakiś student.

Sił politycznych, które chciałyby Kościół zawłaszczyć lub ustawić pod swoje dyktando, w naszym kraju nie brakuje. Wszystkie one traktują go w kategoriach łupu, który należy spożytkować na własną korzyść. Dlatego nie są zainteresowane ułożeniem relacji państwo-Kościół na wzór innych cywilizowanych państw. Zainteresowane są jednak uporządkowaniem tej sprawy miliony mniej lub bardziej żarliwych katolików w Polsce. A ich na dłuższą metę nie da się lekceważyć, jak jednego czy drugiego biskupa albo księdza.

Autor jest księdzem katolickim i dziennikarzem, pracował m.in. w „Gościu Niedzielnym" i Katolickiej Agencji Informacyjnej, był twórcą i redaktorem serwisu wiara.pl oraz rzecznikiem prasowym archidiecezji katowickiej

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?