Pytanie to pojawia się za każdym razem, gdy ktoś słynny, Gunter Grass na przykład, skrytykuje Izrael. I gdy inni, np. Żydzi skrytykują tego, kto krytykuje Izrael - wtedy pojawia się pytanie w wersji retorycznej: Czy wolno?
Oczywiście, że nie wolno - krzyczą oburzeni krytycy krytyka Izraela. Bo każda krytyka Izraela zostaje uznana za przejaw antysemityzmu. A zarzut antysemityzmu wyklucza - jak wiadomo - oskarżonego ze wspólnoty ludzi cywilizowanych. Teraz właśnie ofiarą nagonki pada wybitny noblista, który odważył się powiedzieć to, co i tak wszyscy wiedzą, ale boją się mówić, bo - patrz wyżej - jeśli powiedzą, zostaną uznani za antysemitów.
Czyli prawdziwą ofiarą ostatnich dni jest Gunter Grass, który - może i był w Hitlerjugend - ale co to ma za znaczenie, skoro ma rację w sprawie Izraela?
Obrzydzenie Grassa
To wszystko brzmi jak skomplikowana teoria wiązania supłów, ale być może da się rozplątać. Na początek można się przyjrzeć, co w istocie powiedział Grass w swoim manifeście politycznym, któremu - chyba omyłkowo - nadał miano wiersza.
Mówi oto Grass, że nie ma dłużej ochoty ukrywać swojego obrzydzenia państwem Izrael tylko dlatego, że w przeszłości był hitlerowcem. Pod drugie, zdaniem Grassa, potencjał nuklearny Izraela zagraża światowemu pokojowi, podobnie jak wspieranie tego potencjału przez Niemcy ("dostawcy zbrodni"). Fakt, że Niemcy mordowali Żydów przed 60 laty nie usprawiedliwia, według Grassa, posiadania przez Żydów broni nuklearnej. Po trzecie, mówi Grass do "obłudnego Zachodu": jeśli chcecie kontrolować Iran, to poddajcie ścisłej kontroli Izrael, bo obie bomby są równe. Na koniec dorzuca jeszcze, że nienawiść Izraelczyków i Palestyńczyków też jest równa.