Czy wolno krytykować Izrael?

Nowoczesny zachodni postępowiec nie ma nic przeciwko Żydom, pod warunkiem, że Izrael przestanie sprawiać kłopot i dokona samorozwiązania - zauważa publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 12.04.2012 20:42

Dariusz Rosiak

Dariusz Rosiak

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Pytanie to pojawia się za każdym razem, gdy ktoś słynny, Gunter Grass na przykład, skrytykuje Izrael. I gdy inni, np. Żydzi skrytykują tego, kto krytykuje Izrael - wtedy pojawia się pytanie w wersji retorycznej: Czy wolno?

Oczywiście, że nie wolno - krzyczą oburzeni krytycy krytyka Izraela. Bo każda krytyka Izraela zostaje uznana za przejaw antysemityzmu. A zarzut antysemityzmu wyklucza - jak wiadomo - oskarżonego ze wspólnoty ludzi cywilizowanych. Teraz właśnie ofiarą nagonki pada wybitny noblista, który odważył się powiedzieć to, co i tak wszyscy wiedzą, ale boją się mówić, bo - patrz wyżej - jeśli powiedzą, zostaną uznani za antysemitów.

Czyli prawdziwą ofiarą ostatnich dni jest Gunter Grass, który - może i był w Hitlerjugend - ale co to ma za znaczenie, skoro ma rację w sprawie Izraela?

Obrzydzenie Grassa

To wszystko brzmi jak skomplikowana teoria wiązania supłów, ale być może da się rozplątać. Na początek można się przyjrzeć, co w istocie powiedział Grass w swoim manifeście politycznym, któremu - chyba omyłkowo - nadał miano wiersza.

Mówi oto Grass, że nie ma dłużej ochoty ukrywać swojego obrzydzenia państwem Izrael tylko dlatego, że w przeszłości był hitlerowcem. Pod drugie, zdaniem Grassa, potencjał nuklearny Izraela zagraża światowemu pokojowi, podobnie jak wspieranie tego potencjału przez Niemcy ("dostawcy zbrodni"). Fakt, że  Niemcy mordowali Żydów przed 60 laty nie usprawiedliwia, według Grassa, posiadania przez Żydów broni nuklearnej. Po trzecie, mówi Grass do "obłudnego Zachodu": jeśli chcecie kontrolować Iran, to poddajcie ścisłej kontroli Izrael, bo obie bomby są równe. Na koniec dorzuca jeszcze, że nienawiść Izraelczyków i Palestyńczyków też jest równa.

Czy takie poglądy to antysemityzm? Czy tylko kompletna naiwność polityczna? A może charakterystyczna dla niektórych sławnych ludzi w podeszłym wieku potrzeba akcentowania swoich poglądów w kontrowersyjny sposób?

To w sumie nie jest najważniejsze. Ważne, że Grass wpisuje się w pewien - coraz bardziej powszechny - schemat krytykowania Izraela, który dla Żydów na całym świecie jest nie do zaakceptowania. Nie tylko zresztą dla nich. Myślę, że pod postulatem, by były członek Waffen SS nie wypowiadał się na temat tego, co wolno, a czego nie wolno Izraelowi popisze się również każdy Polak. Lepiej dla niemieckiego noblisty byłoby, gdyby znosił swoje milczenie - heroicznie, skoro musi - do końca życia.

232 rezolucje

Ale brak moralnego smaku Grassa to najmniejszy problem. Znacznie niebezpieczniejsze jest egzemplifikowane wierszem rozumienie roli i praw Izraela we współczesnym świecie.

Nie ma chyba kraju częściej od Izraela krytykowanego i narażanego na oskarżania o łamanie prawa. Najbardziej widoczne jest to na poziomie ONZ. Od 2003 roku organizacja ta opublikowała 232 rezolucje potępiające Izrael, sześć razy więcej niż liczba rezolucji potępiających drugi na liście Sudan. Dodajmy, że w tym okresie Sudan dokończył ludobójstwo w Darfurze i wojnę z mieszkańcami południa swojego kraju, w której zginęło co najmniej 2 miliony ludzi.

W tym samym czasie Chiny kontynuowały ludobójstwo Tybetańczyków, w wielu innych miejscach na świecie dochodziło do aktów barbarzyństwa. Jednak ze wszystkich krajów łamiących prawa człowieka Rada Paw Człowieka ONZ uznała Izrael za największego winnego - 70 procent rezolucji Rady dotyczy właśnie tego państwa.

Jeśli przez moment się nad tym zastanowić to oburzająca niesprawiedliwość takiej postawy ONZ jest aż nadto widoczna. Nie Chiny, nie Birma, nie Zimbabwe, nie Arabia Saudyjska, nawet nie Korea Północna jest ośrodkiem zła na świecie tylko Izrael. Dlaczego? Bo Izrael gnębi Palestyńczyków i odmawia im prawa do samostanowienia.

W istocie jest dokładnie na odwrót. Owszem, w Izraelu są ludzie, którzy nie akceptują powołania państwa dla Palestyńczyków. Są też tacy, którzy nimi gardzą. Armia izraelska zabija nie tylko palestyńskich ekstremistów, ale również niewinnych cywilów, a obowiązujący system prawny faktycznie dyskryminuje obywateli Izraela nie będących Żydami.

Jednak wszystkie rządy izraelskie, włącznie z obecnym, uznają powołanie dwóch państw - jednego dla Żydów, drugiego dla Palestyńczyków - za podstawę pokoju na Bliskim Wschodzie. W przeciwieństwie do Arabów, zwłaszcza Palestyńczyków. Od 1948 roku nie są oni w stanie stworzyć reprezentatywnego dla siebie rządu, który zgodziłby się na obecność państwa żydowskiego na mapie. Ani w granicach z 1967 roku, ani w granicach sprzed 1967. W żadnych. I wygląda na to, że w dającej się przewidzieć przyszłości nic się tu nie zmieni.

W mainstreamowych mediach palestyńskich protokoły mędrców Syjonu funkcjonują jako prawda. Jedna z dwóch głównych organizacji palestyńskich jawnie dąży do zniszczenia Izraela. Kwestionowane są zarówno historyczne uzasadnienie obecności Żydów na tym terenie, jak i ich obecne prawo do posiadania państwa.

Co prowadzi nas do Europy, między innymi do Niemiec. 47 procent Niemców uważa, że Izrael dokonuje "eksterminacji" Palestyńczyków.

Członek Unii Europejskiej Grecja buduje na swoim terytorium elektryczny płot, który ma chronić Europę przed imigrantami (nie terrorystami!) z Afryki i Azji. Amerykanie już go zbudowali, broniąc się przed Meksykanami, którzy chcą zmywać gary i czyścić toalety w amerykańskich knajpach. Do dziś w centrum Belfastu stoi mur odgradzający dzielnice katolickie od protestanckich. Czy komuś to przeszkadza? Zapewne, ale mur oddzielający Izrael od terytoriów palestyńskich to jednak inna jakość - element "eksterminacji" Palestyńczyków.

Grassowi i jemu podobnym  nie przeszkadza bomba atomowa w posiadaniu bandyckiego reżimu Korei Północnej ani nieprzewidywalnych Pakistańczyków. Nie szkodzi, że Rosja i Chiny dysponują siłą mogącą zniszczyć świat. Największym zagrożeniem dla planety jest broń nuklearna Izraela.

Test Szaranskiego

Czy to wszystko jest przejawem antysemityzmu, czy też odważnej, uprawnionej krytyki?

Wybitny sowiecki opozycjonista, potem minister w rządzie Izraela Natan Szaranski ułożył trzypunktowy test na odróżnienie uzasadnionej krytyki Izraela od antysemickich ataków na ten kraj. Według niego krytyka przeradza się w antysemityzm, gdy działania Izraela są demonizowane, a kraj ten traktowany jest jako źródło wszelkiego zła. Po drugie - gdy krytykuje się go za działania, które innym w wypadku innych rządów traktowane są za uprawnione, np. ochronę własnych obywateli przez terrorem. Po trzecie, gdy krytyka służy podważeniu prawa Żydów do życia bezpiecznie we własnym kraju.

Schemat  myślenia, którego przejawem jest list Grassa, spełnia warunki testu Szaranskiego: zakłada, że Izrael jest źródłem największego zagrożenia dla świata, uznaje stosowanie podwójnych standardów wobec różnych państw za normę i w praktyce sugeruje, że jedynym korzystnym dla świata rozwiązaniem byłoby odejście od praktykowanego od 1948 roku zgody Zachodu na istnienie Izraela w formie państwa żydowskiego. Ten ostatni postulat jest oczywiście niewypowiedziany, a Grass zadbał, by w wywiadzie po opublikowaniu manifestu dodać, że jego krytyka skierowana jest przeciwko rządowi Beniamina Netanjahu, a nie państwu.

Poniewczasie. Tak jak rasista nie będzie miał nic przeciwko czarnym pod warunkiem, że nie będą sprawiać nam w Europie kłopotu i pozostaną w Afryce, tak nowoczesny, wykształcony i pragnący powszechnej sprawiedliwości postępowiec nie ma nic przeciwko Żydom w diasporze, pod warunkiem, że Izrael przestanie sprawiać kłopot całemu światu i dokona samorozwiązania. Izrael powinien się rozbroić, zrezygnować z potencjału nuklearnego, poddać stałej kontroli wrogiej sobie wspólnoty międzynarodowej, a na koniec powołać w pełni demokratyczne państwo (bo demokracja jest lepsza niż obecny izraelski "apartheid"), w którym może osiedlić się każdy bez względu na wyznanie i pochodzenie i każdy będzie miał takie same prawa.

Nie wiem, czy to jest antysemityzm czy antyizraelskość. Niech będzie, że Gunter Grass nie jest antysemitą, tylko trochę odklejonym od rzeczywistości geriatrycznym radykałem. Dla Żydów i tak wyjdzie na to samo.

Pytanie to pojawia się za każdym razem, gdy ktoś słynny, Gunter Grass na przykład, skrytykuje Izrael. I gdy inni, np. Żydzi skrytykują tego, kto krytykuje Izrael - wtedy pojawia się pytanie w wersji retorycznej: Czy wolno?

Oczywiście, że nie wolno - krzyczą oburzeni krytycy krytyka Izraela. Bo każda krytyka Izraela zostaje uznana za przejaw antysemityzmu. A zarzut antysemityzmu wyklucza - jak wiadomo - oskarżonego ze wspólnoty ludzi cywilizowanych. Teraz właśnie ofiarą nagonki pada wybitny noblista, który odważył się powiedzieć to, co i tak wszyscy wiedzą, ale boją się mówić, bo - patrz wyżej - jeśli powiedzą, zostaną uznani za antysemitów.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?