Drachma będzie ratunkiem

Grecja bez powrotu do narodowej waluty i restrukturyzacji długu po prostu sobie nie poradzi – twierdzi konserwatywny polityk

Publikacja: 22.06.2012 02:30

Red

Możliwa koalicja między Nową Demokracją a socjalistami (PASOK) w Grecji nie powinna dawać nam nadziei na rozwiązanie fundamentalnych problemów, jakie ma grecka gospodarka. W obecnych warunkach nie jest możliwe pozostanie Grecji w strefie euro, a wymagana od Grecji skala dopasowania fiskalnego nie jest możliwa do wdrożenia. Ta polityka to sztuka utrzymywania iluzji, a nie sztuka rozwiązywania problemów, czego od polityki oczekujemy.

Od dłuższego czasu słyszymy deklaracje rozwiązania greckiego kryzysu, tymczasem najgorsze trudności ekonomiczne są dalej przed Grekami. Wystarczy powiedzieć, że w następnym miesiącu Grecja musi dokonać cięć budżetowych na kwotę kilkunastu miliardów euro. W związku z postawą elit brukselskich, ale także greckich, które chcą pozostać w strefie euro, aktualną sytuację w Grecji należy ocenić jako bardzo złą. Metody rozwiązania problemów przez wyżej wymienionych przypominają kopanie puszki w dół ulicy. Dlaczego?

Wyjaśnijmy może najpierw pewną fundamentalną kwestię. Duża część Europejczyków żyje w przeświadczeniu, że Grecy są jedynymi odpowiedzialnymi za stan swoich finansów publicznych i gospodarki w ogóle. Nie wyjaśnia to w sposób uczciwy greckiej rzeczywistości, w dużej mierze bowiem to mechanizmy działania unii walutowej sprawiły, że znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Kraj ten jest swego rodzaju „piorunochronem" strefy euro. Grecy zbierają cięgi nie tylko za swoje błędy.

Euro nie posłużyło Grecji

Grecja straciła konkurencyjność między innymi przez przyjęcie wspólnej waluty. Po pierwsze, obecność w strefie pozwoliła Grekom na pożyczanie pieniędzy bardzo niskim kosztem przez długi czas i to był bodziec, przez który Grecy odkładali reformy na wieczne nigdy. Bo były pieniądze na finansowanie państwa. Szczególnie istotny jest fakt, że skutkiem podłączenia do tej kroplówki było odłożenie reform rynku pracy, które pozwoliłyby podnieść grecką konkurencyjność. I Grecy byliby zmuszeni zrealizować te reformy dziesięć lat temu, gdyby nie euro. W tym scenariuszu mogliby rozłożyć reformę na dłuższy czas. Dzisiaj każemy to Grekom zrobić natychmiast. Problem polega na tym, że efekty reform przychodzą w średniej perspektywie, a recesja na skutek cięcia wydatków czy niepewność na rynku pracy jest odczuwalna w krótkim horyzoncie.

Po drugie, ponieważ euro było od początku zbyt silną walutą dla greckiej gospodarki, jej konkurencyjność spadła o 30 proc. względem gospodarki niemieckiej. Grecja, tnąc wydatki i płace, nie robi nic innego, tylko próbuje przywrócić utracony stan rzeczy bez osłabienia waluty. Jednakże odzyskanie konkurencyjności jedynie tą metodą jest niemożliwe do wprowadzenia, głównie ze względu na sprzeciw społeczny. Jakkolwiek reformy wymagane od Greków są obiektywnie konieczne w długim terminie, to teraz Grecja bez powrotu do narodowej waluty i restrukturyzacji długu po prostu sobie nie poradzi.

I tu możemy odwrócić powyższy wniosek. Skoro dla Grecji euro było zbyt silne, to dla kogo było zbyt słabe? Niech nam się nie wydaje, że Niemcy zawdzięczają aktualne sukcesy gospodarcze jedynie reformom i pracowitości. Takich wielkich reform w Niemczech nie było, a pracowitość niemiecka raczej ma stały charakter. Niemcy najzwyczajniej w świecie przejęli część konkurencyjności krajów południa Europy.

I teraz odpowiedzmy sobie wszyscy na pytanie, w czyim interesie jest pozostanie Grecji czy innych państw z podobnymi problemami w strefie euro? I czego dowodem jest ten taniec kopiących puszkę w dół ulicy, który obserwujemy co najmniej od dwóch lat i który będziemy obserwować dalej? Niemcy mają ewidentne korzyści ze wzrastającego eksportu i spadającego w związku z tym bezrobocia. Jest to problem w polityce europejskiej zasadniczy. Zaznaczam, że jestem zwolennikiem niemieckiego konserwatyzmu fiskalnego i modelu dyscypliny budżetowej.

Oczywiście sama dewaluacja narodowej waluty nie jest rozwiązaniem. Gdyby tak było, politycy mogliby w łatwy sposób interweniować z powodzeniem w gospodarkę. Jako wolnorynkowy konserwatysta nie mogę w to wierzyć. Niemniej euro, jako rozwiązanie polityczne, z wolnym rynkiem ma także niewiele wspólnego, a dewaluacja narodowej waluty pozwoli Grekom wycenić ich powrót na rynki finansowe i da rynkowe bodźce do reform.

Tragikomiczne ruchy

Niestety choroba grecka zaczyna się rozprzestrzeniać na inne kraje, czego można było się zresztą spodziewać. Hiszpańskie banki dostają dofinansowanie celem ratowania ich płynności. Ten sam scenariusz może wystąpić we Włoszech. Sytuacja jest nadzwyczaj poważna i wymaga odpowiednio dopasowanych i rozsądnych rozwiązań. A rozwiązanie kierowane aktualnie pod adresem Hiszpanów w postaci bailoutu (dofinansowania) dla banków nie należy do takich. Da się to zrozumieć krótkoterminowo, jest to bowiem bardzo zniuansowana forma udzielenia pomocy Hiszpanii bez finansowania rządu hiszpańskiego. Finansowanie rządu wymagałoby narzucenia Hiszpanii warunków podobnych do wymaganych od Grecji, Portugalii czy Irlandii.

Wymagana od Grecji skala dopasowania fiskalnego nie jest możliwa do wdrożenia

Pomoc Hiszpanii jest trudna do zrealizowania w sposób analogiczny do wymienionych państw, ponieważ kraj ten wymaga zbyt dużego zaangażowania finansowego. Tymczasem pogorszenie płynności banków hiszpańskich było niemal pewne po tym, gdy zaczęły one kupować państwowe obligacje za pieniądze pożyczone z Europejskiego Banku Centralnego. Jak widzimy, także EBC stosuje jedynie krótkowzroczne rozwiązania. Widzicie, jakie to tragikomiczne? Czyż nie jest to sytuacja, w której banki wspierają państwa, a później państwa wspierają banki i odwrotnie? Zdaje się, że EBC zdał sobie sprawę z tego klinczu i dlatego nie powtarza operacji tanich kredytów.

Wobec nietrafionych rozwiązań i dużej liczby błędów, które popełniliśmy przez przynajmniej ostatnie dziesięć lat, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest wyjście niektórych krajów Południa ze strefy euro, od Grecji zaczynając. Z dość prostej przyczyny. Jedyną alternatywą wobec tego działania będą stałe transfery finansowe z północy na południe Europy. Podkreślam, nie pożyczki jak obecnie, tylko transfery, ponieważ Południe nie jest w stanie odzyskać konkurencyjności w obecnie realizowanym scenariuszu, co wyjaśniłem wcześniej na przykładzie Grecji. Byłaby to swego rodzaju rekompensata za utraconą przez euro konkurencyjność południa. Tylko że to rozwiązanie jest nie do zaakceptowania dla niemieckich wyborców.

I tu dochodzimy do głównej przyczyny przyszłego opuszczenia strefy euro przez niektóre z państw. Transfer kilku czy nawet dziesięciu procent PKB z niemieckiego budżetu na południe wydaje się w większym stopniu nie do zniesienia dla niemieckich wyborców niż utrata części konkurencyjności na skutek wyjścia Grecji czy innych państw ze strefy.

Eurokraci czy piewcy europejskiej jedności mają niestety więcej pomysłów, które przyprawiają o ból głowy. Zaczynając od unii fiskalnej mającej polegać na koordynacji opodatkowania w krajach członkowskich. Różnice w opodatkowaniu służą konkurencyjności. Czy ktoś słyszał, żeby poziom opodatkowania był wyrównywany w dół? To zły pomysł i wcale nie służy stabilizacji finansów publicznych.

Po co taka demokracja?

Zresztą pojawia się tu o wiele bardziej fundamentalny problem związany z modelem demokracji narodowej. Po co taka demokracja z legitymacją w postaci powszechnych wyborów, jeśli polityka podatkowa i wydatkowa będzie kontrolowana przez centrum w Brukseli? Mimo że jestem wolnorynkowym konserwatystą, jako demokrata wolałbym pozostawić prawo do prowadzenia polityki gospodarczej suwerennym państwom, nawet gdyby była prowadzona zgodnie z tym, co proponował Keynes. Niech narody poznają konsekwencje takich rozwiązań.

Zresztą nie tylko synchronizacja podatkowa czy unia fiskalna może odbierać demokratyczne uprawnienia obywatelom. Podobnie czyni już teraz „trojka" (UE, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i EBC) wobec Grecji, uniemożliwiając jej prowadzenie suwerennej polityki. Jak ludzie na to reagują, wszyscy widzą.

Jakie rozwiązania poza wyjściem z unii walutowej krajów, dla których euro jest zbyt silne, możemy wdrożyć, by uczynić europejską gospodarkę konkurencyjną? Najpierw powinniśmy redukować wydatki, doprowadzić finanse publiczne do porządku i obniżać za tym podatki. Politycy i urzędnicy radzą teraz nad różnymi pakietami stymulacyjnymi, tymczasem nie zdążyli wdrożyć dawno zaprogramowanej przez Unię Europejską wolności świadczenia usług, co niechybnie polepszyłoby kondycję Europy. Po drugie, moglibyśmy zreformować nasze rynki pracy, by uczynić pracę bardziej elastyczną, co ułatwiłoby zatrudnianie ludzi. Unia Europejska powinna zabiegać także o uwolnienie handlu na całym świecie, jak pokazuje historia, to działa z korzyścią dla wszystkich stron wymiany.

—not. rafm

Martin Callanan

, przewodniczący Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim, na co dzień pracuje w parlamentarnej Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności, w 2009 r. po raz trzeci z rzędu wybrany z ramienia brytyjskiej Partii Konserwatywnej do PE

felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml