Władcy przeszłości z Kremla

Musimy pozwolić Rosji przedstawić jej stanowisko w sprawie Smoleńska. Nieważne, jak bardzo nie będziemy się z nim zgadzali. Ważniejsze, że w momencie zakończenia rosyjskiego śledztwa odzyskamy wrak i inne dowody – pisze poseł PO

Publikacja: 25.11.2012 18:43

Jacek Żalek

Jacek Żalek

Foto: Forum, Wojciech Jakubiuk Wojciech Jakubiuk

Red

Rosyjski sąd odrzucił wniosek o rehabilitację kilkuset AK-owców zamordowanych przez NKWD w czasie tzw. obławy augustowskiej w 1945 r. Można się zastanawiać, dlaczego tak się stało. Oczywiście władze rosyjskie obawiają się zdecydowanych kroków w podobnych sprawach, żeby nie narazić się na falę odszkodowań, o jakie mogłyby się zacząć ubiegać ofiary stalinizmu. Przede wszystkim jednak nie godzą się, aby Rosja traciła wizerunkowo na arenie międzynarodowej. Nawet jeśli nie dotyczy to świeżych wydarzeń, tylko sięga czasu II wojny światowej.

Ten krok rosyjskich władz rzuca nam również światło na ich postępowanie w sprawie Smoleńska. Już od pierwszych chwil po 10 kwietnia 2010 r. obserwujemy wrzutki medialne i coraz to nowe rewelacje. Skąd mamy wiedzieć, które z nich traktować wiarygodnie i poważnie? W trzecim roku od katastrofy możemy zauważyć, że im bardziej chcemy, żeby ta niepewność dobiegała ku końcowi, tym częściej pojawiają się nowe informacje wywołujące prawdziwe wrzenie.

W sierpniu 2011 r. opublikowałem w „Rz” tekst „Kreml kopie rów nad Wisłą”. Było to bezpośrednio po prezentacji raportu MAK. Teza o tym, że obcemu państwu może zależeć na oddziaływaniu na Polskę na zasadzie „dziel i rządź”, nie była wówczas tak bardzo elektryzująca. Może było za mało przesłanek do tego, aby wzbudziła duże emocje.

W ostatnim czasie mieliśmy sekwencję nowych wydarzeń. Ekshumacje i drugie pogrzeby, konferencja naukowców, którzy wspierają polityczne i prywatne inicjatywy wyjaśniania okoliczności katastrofy, publikacja w Internecie dramatycznych zdjęć ofiar tragedii czy wreszcie głośny nie tylko w Polsce tekst „Rzeczpospolitej” o śladach trotylu i nitrogliceryny na wraku tupolewa. Po tym ostatnim zdarzeniu mieliśmy wypowiedź prof. Zbigniewa Brzezińskiego, który jasno stwierdził, że władzom rosyjskim zależy na tym, żeby sprawa tragedii smoleńskiej dzieliła w dalszym ciągu Polaków. Dlatego wcale im się nie spieszy z oddaniem Polsce wraku tupolewa. Teraz wybrzmiało to mocno, chociaż nie zaskakująco. Pytanie, co robić? Intencje Rosjan są już nad wyraz jasne.

Minimalizowanie strat

Polityczne wrzenie powodowane Smoleńskiem pojawia się regularnie. Można pytać, czy to przypadek? Już od pierwszych tygodni po 10 kwietnia 2010 r. zwracam uwagę, że po Smoleńsku nasze państwo ulega politycznej manipulacji ze strony sąsiada. Władze na Kremlu są świadome, że posiadają kontrolę nad przeszłością, nad dowodami z katastrofy. Mogą w ten sposób mieć i mają wpływ na teraźniejszość oraz przyszłość. Jak kiedyś niemal na zawołanie można było potrząsnąć polską polityką za pomocą lustracyjnych teczek, tak teraz można to zrobić za pomocą Smoleńska.

Ostateczne zwycięstwo rosyjskich władz nastąpi, gdy nie osiągniemy w Polsce porozumienia w sprawie gazu łupkowego

Warto podkreślić, że ofiarami takiego stanu rzeczy padają wszyscy uczestnicy smoleńskiego sporu w Polsce. W pierwszej kolejności należałoby wymienić rodziny ofiar.

Pokazały to najmocniej sprawy z ekshumacjami śp. prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego i legendy „Solidarności” Anny Walentynowicz. Rosyjskie rewelacje osłabiają polskiego premiera i polski rząd. Mają na celu podważyć zaufanie obywateli do państwa. Słaba i podzielona Polska – oto wymarzony dla Rosji „partner” w sąsiedzkich stosunkach.

Na podstawie śledztwa smoleńskiego widzimy, w jaki sposób rosyjska władza prowadzi politykę zagraniczną. Jest miejsce na dyplomację, co widzieliśmy np. w zachowaniu Władimira Putina już w dniu katastrofy. Nie są to jednak puste i kurtuazyjne gesty. Są one ściśle obliczone na osiąganie korzyści i minimalizowanie własnych strat.

Premier Putin deklarował rządowi polskiemu udzielenie wszelkiej pomocy w prowadzeniu śledztwa. Deklaracje wzmacniał uścisk, jakim na miejscu katastrofy obdarzył premiera Tuska. Z perspektywy czasu widać, że deklaracji tych nie zamierzał wypełnić. Często powtarzam pytanie skierowane do tych, którzy odsądzają od czci i wiary polskiego premiera za to, że ślepo uwierzył rosyjskim władzom: co zrobiliby na jego miejscu?
Odrzucenie propozycji Putina mogłoby doprowadzić do kryzysu w obustronnych stosunkach i otwartego konfliktu wokół toczącego się śledztwa. Mogłoby to zrodzić sytuację, w której dochodzenie do prawdy stałoby się jeszcze trudniejsze i dłuższe.

Nie dać się podzielić

Rosja rozdaje karty w smoleńskiej grze. Posiada wymarzone narządzie do wpływania na sytuację polityczną w Polsce. Osią tego narzędzia jest wrak polskiego samolotu. Oprócz destabilizowania sytuacji w Polsce przedmiotem troski jest ich własny wizerunek, a dokładnie troska o to, by po jej stronie nie było nawet  cienia winy. Rosjanie nie chcą przyjąć do wiadomości nawet części współodpowiedzialności za wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. i uznać np. błędów kontrolerów lotu.

Tamtejsze media nie miały oporów, aby szybko forsować wersję o niedoszkolonych polskich pilotach robiących błędy, a potem, że „samolotem dowodził prezydent Kaczyński”. Mieliśmy jeszcze historię o tym, że lądowanie wymuszał pijany gen. Błasik. Z dzisiejszej perspektywy niegodziwość tych oskarżeń wydaje się oczywista. Rozbudziły one wyobraźnię wokół tego, co stało się w Smoleńsku. I podniosły emocje związane z tą sprawą na wystarczająco wysoki poziom. Subtelne zagrania dyplomatyczne mieszają się z brutalnymi atakami i prowokacjami. Regularnie jako państwo jesteśmy celem tych działań.
Gdy nie będzie jedności w tej sprawie między Polakami, to z jeszcze większą łatwością będziemy jako państwo rozgrywani przez rosyjskie władze. Po publikacji „Rz” okazało się, że użyteczny dla Rosji scenariusz znakomicie wypełnili ci, którzy najbardziej dali się ponieść emocjom.

Nie odmawiając przy tym nikomu szczerych chęci dojścia do pełnej prawdy, swoimi pochopnymi wnioskami umożliwili skompromitowanie hipotez, które stawiali, próbując wyjaśniać przyczyny katastrofy. Kreml doskonale wykorzystuje niemożność porozumienia między rządem a opozycją. Wystarczyła wypowiedź, że „zamordowanie 96 osób to zbrodnia”. Zaczęły się komentarze, przekonywanie, kogo obwiniał o zbrodnię, czy Donalda Tuska czy raczej Władimira Putina. Władze rosyjskie mogą zacierać ręce. Wzburzony lider opozycji, osłabiony premier. Cel osiągnięty.

Tymczasem polskim interesem jest to, by nie dać się dzielić. Użyłem kiedyś takiego sformułowania, że Kreml przy okazji Smoleńska kopie głęboki rów nad Wisłą. Cel może wydawać się fantastyczny, ale jest on całkowicie realny. Mało tego powoli, ale konsekwentnie realizowany. Odmowa wydania wraku samolotu, podobnie czarnych skrzynek. Próby rozmycia winy kontrolerów lotu i wieży na lotnisku w Smoleńsku. Zmiana w ostatniej chwili treści napisu na tablicy upamiętniającej ofiary tej tragedii.

Łatwiej wykopać rów

Przez prawie trzy lata tych przykładów uzbierało się dość dużo. Paradoksalnie w polityce inaczej niż w życiu. Rów znacznie łatwiej jest wykopać, niż zasypać. Ostateczne zwycięstwo rosyjskich władz na tym polu nastąpi wówczas, gdy w wyniku smoleńskich emocji i braku jedności nie będziemy mogli znaleźć porozumienia między sobą np. w sprawie gazu łupkowego czy w sprawie innych problemów związanych z bezpieczeństwem energetycznym.

Wątpliwości odnośnie do rosyjskiego śledztwa można mnożyć. Rzecz jednak w tym, aby umiejętnie je formułować w przestrzeni publicznej i we wzajemnych relacjach z sąsiadem. W rosyjskiej polityce zagranicznej rusofobia prowokowana nad Wisłą ma swoje istotne miejsce. W interesie władz na Kremlu nie leży to, by Polska była silnym krajem z mocnym rządem i premierem, który cieszy się zaufaniem społecznym. W interesie Rosji jest ograniczyć zaufanie polskiego społeczeństwa wobec państwa, a dokładniej skompromitować państwo i podzielić Polaków.

Celem Rosji jest Polska z gębą rusofoba: słaba, pozbawiona silnego rządu, uwikłana w konflikty wewnętrzne, niebędąca w stanie walczyć o swoje interesy w stosunkach z Rosją. Wiemy to od dawna, ale jakoś nie potrafimy się temu skutecznie przeciwstawić. Co więcej, chętnie w Polsce wchodzimy w buty, które są wygodne, niestety nie dla nas, tylko dla Rosji.

Nie mam najmniejszej wątpliwości: determinacja strony polskiej doprowadzi do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Myślę, że i władza na Kremlu ma tego całkowitą świadomość. Dlatego od początku smoleńskiego śledztwa nie traci okazji, aby upolityczniać spór o przyczyny katastrofy i dzielić polską scenę polityczną. Później nawet, gdy pojawiać się będą prawdziwe informacje, trudno będzie je przyjmować i jasno analizować bez podejrzeń o manipulacje i realizacje politycznych interesów.

Łatwiej będzie się znów awanturować. Musimy dać Rosji powiedzieć swoje. W końcu zakończą śledztwo i przedstawią wnioski końcowe. Nieważne, jak bardzo byśmy się z nimi nie zgadzali. Ważniejsze, że zakończenie rosyjskiego śledztwa to dla nas moment, kiedy będziemy mogli odzyskać wrak i inne dowody. Wówczas też będziemy mogli poprosić o pomoc międzynarodowych ekspertów i zająć się dokładnym badaniem tych dowodów.
Obecnie międzynarodowa komisja miałaby takie same warunki do działania jak polska wojskowa prokuratura. Ich dostęp do materiału dowodowego zależy w rzeczywistości nie od procedur dotyczących międzynarodowej pomocy prawnej, ale od interesu i rosyjskich władz, i ich nastawienia. Kreml zresztą pieczołowicie zadbał o to, by tak było. W końcu jak stwierdził George Orwell: „kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością”.

Rosyjski sąd odrzucił wniosek o rehabilitację kilkuset AK-owców zamordowanych przez NKWD w czasie tzw. obławy augustowskiej w 1945 r. Można się zastanawiać, dlaczego tak się stało. Oczywiście władze rosyjskie obawiają się zdecydowanych kroków w podobnych sprawach, żeby nie narazić się na falę odszkodowań, o jakie mogłyby się zacząć ubiegać ofiary stalinizmu. Przede wszystkim jednak nie godzą się, aby Rosja traciła wizerunkowo na arenie międzynarodowej. Nawet jeśli nie dotyczy to świeżych wydarzeń, tylko sięga czasu II wojny światowej.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?