Przygotowania do wielkiej bitwy

Przed nami ostatnie okrążenie w biegu na dłuższym dystansie. Czekają nas dwa lata wyborczych zmagań. Kto je prześpi, kto nie ustawi się na dobrych pozycjach wyjściowych, przegra bardzo boleśnie –prognozuje eurodeputowany PJN

Aktualizacja: 22.01.2013 20:58 Publikacja: 22.01.2013 20:51

Przygotowania do wielkiej bitwy

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

Rok 2013 będzie jak ostatnie okrążenie w biegu długodystansowym. To ostatni rok bez wyborów przed elekcyjnym czteroskokiem w latach 2014–2015 (wybory do Parlamentu Europejskiego i samorządów oraz elekcja prezydencka i parlamentarna). Kto potknie się przy pierwszych wyborach, straci rytm i politycznie przegra prawie wszystko. Dotyczy to niemal każdego ugrupowania – od Platformy Obywatelskiej po PJN.

Lęk o przyszłość

Zacznijmy więc analizę tego, co dziać się będzie na polskiej scenie politycznej, od partii dzisiaj najsilniejszej. Dojdzie tam do podjazdowej wojny wewnętrznej. Nie żeby zaraz otwarty bunt i powszechna rebelia miała się tam wydarzyć, ale ugrupowanie to będzie targane wewnętrznymi konfliktami, a ofiary tego procesu będą znikać ze sceny politycznej.

Efekt znudzenia – tak niedoceniany przez politologów, a bardzo często eksponowany przeze mnie w opisie polityki – będzie niszczący dla Platformy. Tych ludzi już dziś nic nie łączy – poza chęcią pozostawania u władzy. Dodatkowo – serdecznie się nienawidzą i chętnie utopiliby się w łyżce wody. Wojna służbami, konflikty między baronami, napięcia między poszczególnymi bezideowymi w sumie frakcjami – wszystko to będzie osłabiać PO i wiązać ją w polityce ksobnej, skupionej wyłącznie na sobie. Formacja ta już nie jest zdolna do żadnej długookresowej strategii – za dużo tam grania na siebie, strachu przed wypadnięciem z gry przy słabnących notowaniach całej partii, waśni przy dojeniu państwa i jego agend.

Sam Tusk nie będzie już w stanie ciągnąć całego ugrupowania – zwłaszcza że widzi, z kim ma do czynienia. W Platformie zaczyna się proces, który można zaobserwować u kolarzy, gdy do grupy uciekającej dociera fakt, że się nie udało, że peleton zaraz do nich dojdzie. Wówczas zaczyna się wożenie za kimś, niechęć do solidarnej gry, oszczędzanie sił na indywidualną końcówkę. Ludzie PO już wiedzą, że historia dominacji ich ugrupowania się kończy i należy zacząć się martwić nie o los „projektu", ale o własną... powiedzmy przyszłość.

Prawu i Sprawiedliwości uda się w tym roku uzyskać takie poparcie społeczne, jakie partia ta miała w wyborach... 2007 roku. Jej lider, Syzyf polskiej polityki, zdoła wtoczyć swój głaz tam, skąd go już kilka razy zrzucał. Wszyscy będą się temu wysiłkowi przyglądać z podziwem, ale gdy poparcie jego formacji osiągnie owe 32 procent uzyskane wszak przed ponad pięcioma laty, wówczas Jarosław Kaczyński znów zrobi coś, co obniży owo poparcie o kilka procent – coś palnie, wyrzuci paru polityków z partii i oskarży ich o zdradę i wieloletnie knucie, napisze coś, co po raz kolejny odstraszy od niego potencjalnych wyborców. Co dwa miesiące będzie przesuwał się na prawo, odbierając tlen ziobrystom, by po następnych dwóch pójść trochę do centrum, przyduszając nieco PJN.

Taki kiwaczkowaty styl uprawia już od lat i innego nie zna, więc będzie robił to, co do tej pory przynosiło mu jego upragniony zysk – dominację na prawicy. Że nijak go to nie zbliża do przejęcia władzy, to już inna, i dla Kaczyńskiego drugoplanowa, sprawa. Najważniejsze, że on niepodzielnie rządzić będzie w PiS i nic po jego prawej stronie nie wyrośnie. A przecież o to mu w końcu chodzi.

Kanibalska rywalizacja

Bardzo ciekawie zapowiada się rywalizacja na lewicy – konkurują tam ze sobą dwa podmioty o podobnym potencjale: SLD i Ruch Palikota. Ich rywalizacja ma charakter kanibalski, wiadomo bowiem, że liderzy obu ugrupowań chcą wzajemnej anihilacji. Ich sojusze są jedynie czasowe i taktyczne – ostateczną stawką jest jednak zniszczenie jednych przez drugich. Zarówno Miller, jak i Palikot mają swoje ograniczenia i nie są w stanie ich przekroczyć – ten pierwszy może już tylko udoskonalać swój cyniczno-prowincjonalno-seksistowski styl; ten drugi nie potrafi zmienić swego błazeńsko-chamsko-prowokacyjnego emploi. To może zapewnić im trwanie jeszcze przez jakiś czas w polskiej polityce, ale na pewno nie pozwoli przekroczyć 10 procent poparcia społecznego. Lewica marzy wciąż o księciu na białym koniu, który przyjdzie i powiedzie ją do swego zamku. Od czasu do czasu Aleksander Kwaśniewski obsadzany jest w roli owego pięknego panicza, ale i on ma swoje ograniczenia – jego koń nie jest taki biały, pika wydaje się nieco przytępiona, a i chęć do walki słabiutka. Książę może i byłby zainteresowany dostatnim życiem u boku pięknej królewny, ale nie za bardzo chce mu się zdobywać dla niej zamki i pałętać się po gościńcach, gdzie zbójców od groma.

Kiedy ostatnio zaczęło się coraz głośniej mówić o jego powrocie do polityki, to sympatyczna mu kiedyś „Gazeta Wyborcza" wyciągnęła sprawę znaną od lat – o jego wysokich zarobkach u Jana Kulczyka. Gdyby były prezydent naprawdę zdecydował się na wejście do gry, to wiadomo, że straciłaby na tym przede wszystkim Platforma, a tak się niesympatycznie składa, że dziś to ona kontroluje w Polsce zarówno służby specjalne, jak i środki przekazu. Spokojne życie gnuśnego celebryty, jakie dziś wiedzie Kwaśniewski, może mu się więc w tym kontekście zacząć wydawać nie aż tak złe, jak to sobie czasami myśli. A bez jego udziału w odbudowie lewicy trudno sobie wyobrazić, by – nawet zjednoczona – mogła zagrozić dominacji PO i PiS.

Ostatnio głośno zrobiło się o PSL za sprawą deklaracji jej prezesa, że chce zbudować, także w oparciu o PJN, szeroką listę do Parlamentu Europejskiego. Ten ruch został powszechnie obśmiany i skrytykowany zarówno ze strony giermków Tuska, jak i wojów od Kaczyńskiego. I chociażby z tego powodu warto uznać, że Janusz Piechociński ma szansę na delikatne, a może i trochę mniej delikatne, przemodelowanie polskiej sceny politycznej. Jego ambicje zbudowania chadeckiego centrum mogłyby zagrozić duopolowi PO–PiS, ale wszystko zależy od tego, czy lider ludowców nie cofnie się na bezpieczne pozycje związku zawodowego mieszkańców wsi i walki jedynie o 6–7 procent.

Ciśnienie aparatu może być zbyt duże i Piechociński, chcąc zachować swoje przywództwo, może się poddać i zaprzestać bardziej ambitnej polityki. Bo trwanie na dotychczasowych pozycjach jest bezpieczniejsze (choć krótkowzroczne) niż walka o wysoką stawkę bycia jednym z trzech głównych rozgrywających w polskiej polityce. Dobrze znana teraźniejszość zazwyczaj wygrywa z niepewną przyszłością, nawet jeśliby ta druga była bardziej świetlana i obiecująca. Ten rok będzie czasem sprawdzania przywództwa szefa ludowców i tego, czy jest w stanie narzucić swojej partii własną wizję, czy też raczej będzie musiał podążać za głosem zachowawczej części swego zaplecza.

Elektorat, którego nie ma

Czym będzie 2013 rok dla partii mniejszych? Dla Solidarnej Polski będzie to prawdopodobnie ostatni rok działalności. Walczą dzielnie, ale nie widać, żeby znaleźli jakiś elektorat, który by czekał właśnie na taką ofertę programową i personalną. Sądzę, że rozsypią się jeszcze przed wyborami europejskimi – PiS wyskrobie im powoli klub, a media zupełnie stracą zainteresowania ich konferencjami w sejmowej sali 101. Może się mylę, ale chyba okazało się, że po krótkim poszukiwaniu swojego wyborcy Zbigniew Ziobro i koledzy zorientowali się, że jest on w PiS. Po prostu – dla dotychczasowego elektoratu Kaczyńskiego ziobrzyści są zdrajcami, a dla elektoratu PO pisowcami.

Wyborcy czekającego na antykaczystowskiego Ziobro i umiarkowanego Kurskiego zwyczajnie nie ma. Ich strategia brania PiS w kleszcze przypominała skecz Woody'ego Allena, kiedy na pytanie, jakim sposobem sam wziął do niewoli 15 Niemców, odpowiedział: „Okrążyłem ich". To jest możliwe w komedii filmowej. Polityka nieco gorzej znosi tego typu dowcipy.

Publicystyczny fejk

Czy zmaterializuje się wreszcie partia trzech falsetów, czyli Radka Sikorskiego, Michała Kamińskiego i Romana Giertycha? Od samego początku był to byt czysto medialny (powołany w dwóch redakcjach), który ostatecznie spalił się kilka miesięcy temu na grillu u tego ostatniego. Kamiński i Giertych sztucznie próbują jeszcze podtrzymywać zainteresowanie sobą, ale chyba tylko po to, żeby wynegocjować jakieś miejsce dla siebie w PO. Sikorski jest chyba coraz bardziej wkurzony tą sytuacją, bo wyraźnie pogarsza ona jego pozycję w Platformie i nie buduje na zewnątrz. O ile on jest sexy politycznie (wszak wciąż zajmuje jedne z najwyższych miejsc w rankingach zaufania do osób publicznych), o tyle pozostała dwójka jest dla niego raczej obciążeniem i balastem. Co bowiem mogą mu oni zaoferować, czego nie mógłby dostać sam? Medialna historia tego „projektu" winna stać się w przyszłości studium przypadku dla studentów politologii i dziennikarstwa: jak można dwoma wywiadami i trzema zaprzyjaźnionymi publicystami zająć uwagę komentatorów politycznych przez kilka miesięcy na analizie zjawiska, które jest oczywistym fejkiem?

A PJN? Najciężej pisać o własnej partii – nie jest się nawet po trosze w tym obiektywnym. Ale ostatnie tygodnie pokazują, że miejsce, które zajęliśmy na polskiej scenie partyjnej, jest obiektem zainteresowania wszystkich poważnych sił politycznych. Czekamy na rozczarowanych wyborców PO oraz PiS i mamy nadzieję, że następne miesiące będą dla nas owocne. Propozycja Janusza Piechocińskiego, skierowana do nas w ostatnim czasie, pokazuje, iż nie da się zbudować czegoś po centroprawicowej stronie bez udziału PJN i bez podjęcia naszej tematyki.

To pozwala na stosunkowo optymistyczne patrzenie w przyszłość. Pierwsze wybory, wybory do PE, są bowiem jakby skrojone pod nas (z każdego zresztą względu – ordynacji, specyfiki elektoratu idącego do nich, dynamiki kampanii, charakterystyki liderów). Jest szansa na to, że właśnie w tej elekcji może udać się nam przekroczyć 5-procentowy próg i dobrze rozpocząć czteroskok (lub być ważną częścią jakiegoś szerszego porozumienia wyborczego). Rok 2013 w znacznej mierze o tym rozstrzygnie.

Ostatnie okrążenie

Dawno w polskiej polityce tyle się nie działo. Niby wszystko wygląda bardzo stabilnie, ale większość biorących udział w tej grze czuje, że już za chwilę nastąpią bardzo poważne zmiany na polskiej scenie politycznej. Wszyscy ze wszystkimi rozmawiają. Wszyscy wszystkich bardzo uważnie obserwują. Rok 2013 to ostatnie okrążenie w biegu na dłuższym dystansie. Kto je prześpi, kto nie ustawi się na dobrych pozycjach wyjściowych, kto uzna, że bieg już jest rozstrzygnięty, przegra bardzo boleśnie. Na twarzach jednych zawodników widać zmęczenie, na innych znużenie, na jeszcze innych pewność klęski lub wygranej. Pod koniec tego roku już będziemy wiedzieć, kto zmarnował ostatnie okrążenie, a kto bardzo dobrze rozłożył siły. Pierwszym poważnym testem na to, kto pędzi ku zwycięstwu, a kto skazany jest na zejście ze sceny i pogardę widzów, będą wybory do Parlamentu Europejskiego za 17 miesięcy. Już za 17 miesięcy.

 

Autor jest politologiem, posłem PJN do Parlamentu Europejskiego

Rok 2013 będzie jak ostatnie okrążenie w biegu długodystansowym. To ostatni rok bez wyborów przed elekcyjnym czteroskokiem w latach 2014–2015 (wybory do Parlamentu Europejskiego i samorządów oraz elekcja prezydencka i parlamentarna). Kto potknie się przy pierwszych wyborach, straci rytm i politycznie przegra prawie wszystko. Dotyczy to niemal każdego ugrupowania – od Platformy Obywatelskiej po PJN.

Lęk o przyszłość

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?