W polskiej debacie publicznej, w której Viktor Orbán przedstawiany jest albo jako rycerz ze spiżu, mobilizujący entuzjazm narodowy przeciwko światowym siłom poprawności politycznej, albo demon stawiany w jednym rzędzie z Łukaszenką i Putinem, czwarta nowelizacja węgierskiej konstytucji i reakcja nań instytucji europejskich nie mogły zostać niezauważone. Dużo pisano o zwiększeniu władzy parlamentu, zdominowanego przez partię Orbána, oraz pomniejszeniu roli Trybunału Konstytucyjnego. Z kolei zwolennicy władz w Budapeszcie sugerowali, że przyczyną ataków są poprawki związane z ochroną rodziny. Kiedy jednak uważnie analizuje się nowele zgłoszone do uchwalonej zaledwie dwa lata temu konstytucji, uwagę przykuwa coś innego.
Powtórzyć zwycięstwo
Prace nad wszystkimi budzącymi największe kontrowersje projektami, które delikatnie modyfikują obowiązki w ramach podziału władzy i check and balance, trwały od dawna. Debatowano nad nimi od miesięcy przy otwartej kurtynie, dlatego poruszenie przeciwników Orbána wydaje się spóźnione. Z drugiej strony, to prawda, Fidesz do pakietu zmian dołączył jedno zdanie, podkreślające konserwatywny światopogląd tej partii.
Interesującym zabiegiem było przyznanie czynnych praw wyborczych obywatelom węgierskim mieszkającym poza granicami kraju
Już w pierwszej poprawce czytamy, że „małżeństwo i posiadanie dzieci to podstawa rodziny”. Jakie to ma znaczenie? Marginalne. W nieznowelizowanej konstytucji widniał już bowiem zapis o tym, że państwo musi wspierać instytucję małżeństwa, które tworzą mężczyzna i kobieta.