Od wielu lat filozofowie, socjologowie, psycholodzy społeczni i publicyści narzekają, że w Polsce nic się w przestrzeni społecznej nie dzieje, że brak nam ruchu „oburzonych” i nawet protesty przeciw ACTA wygnały na ulice tylko garstkę – a i to na moment – młodych ludzi. Ich zdaniem ten straszliwy brak ma wynikać ze słabości więzi społecznych, skoncentrowania Polaków na rodzinie i – oczywiście – braku liberalnej wrażliwości.

Prawda jest jednak taka, że owe narzekania wynikają raczej ze szczególnej ślepoty komentatorów niż z rzeczywistej sytuacji w Polsce. Gdyby bowiem cały tabun Radosławów Markowskich, Ireneuszów Krzemińskich czy Pawłów Wrońskich odważył się popatrzeć na bardziej konserwatywną część Polaków, to dostrzegłby kwitnący tam duch republikański.
To dzięki niemu udało się zebrać podpisy pod projektami ustaw zakazujących in vitro i aborcji, i to on sprawia, że właśnie ruszają w Polsce dwie kolejne akcje ustawodawcze.

Organizatorzy pierwszej chcą zakazu aborcji eugenicznej i zamierzają zebrać w tej sprawie milion podpisów (choć do zgłoszenia obywatelskiego projektu ustawy wystarcza sto tysięcy podpisów), a organizatorzy drugiej – zgłosić do Komisji Europejskiej projekt prawa zakazującego finansowania z budżetu unijnego badań wymagających uśmiercania ludzkich zarodków. W każdą akcję angażują się setki osób z całej Polski i w najbliższych tygodniach będzie ich niewątpliwie widać nie tylko przed kościołami, ale i w setkach innych miejsc.

A przecież nie są to jedyne akcje obywatelskie, które dowodzą zaangażowania Polaków.

Akcja „Ratuj Maluchy”, Fundacja Mamy i Taty, Marsze dla życia i Rodziny, które już za chwilę przejdą ulicami polskich miast, pokazują, że udało się już w Polakach obudzić wielki potencjał republikański i społeczny. Lewica i mainstream nie są go zaś w stanie dostrzec, bo uniemożliwia im to obrzydzenie dla prawej strony sceny światopoglądowej, która w odróżnieniu od strony lewej ma się świetnie.