Społeczeństwo spacyfikowane

W epoce Tuska wypromowano model Polaka jako bezwolnego konsumenta cudzych idei i dóbr, wyemancypowanego z narodowej wspólnoty, słabego i niezdolnego do krytycznej oceny rzeczywistości – wskazuje publicysta.

Aktualizacja: 16.05.2013 15:28 Publikacja: 15.05.2013 19:07

Społeczeństwo spacyfikowane

Foto: Fotorzepa, Wojciech Grzędziński Woj Wojciech Grzędziński

Red

Czterdzieści lat temu Polacy budowali socjalizm. Budowali go oczywiście i wcześniej, ale wtedy – w epoce Edwarda Gierka – po raz pierwszy w historii PRL zasmakowali odrobiny dobrobytu. Niektórym, bo przecież nie wszystkim, wydawało się wtedy, że możliwe jest osiągnięcie w ówczesnych warunkach wyższego poziomu życia. Po sześciu latach rządów Gierka stało się jasne, że krótkotrwała stabilizacja zaczyna się sypać i żadnego dobrobytu nie będzie.

Nieudana modernizacja epoki Gierka podniosła świadomość społeczną. Modernizacja epoki Tuska tę świadomość obniżyła

Dziś Polacy budują kapitalizm. Nie oglądając się na nic i na nikogo. I – podobnie jak kiedyś – wielu z nas wierzy w dostatnią przyszłość. Ale po sześciu latach rządów Donalda Tuska to wyczekiwane eldorado powoli znika za horyzontem. Kryzys przypomniał, że gospodarka rynkowa nie jest nieustającym pasmem sukcesów. Że oprócz bogactwa może przynosić także ubóstwo.
Rozczarowanie jest nieuniknione. Gdy Gierek znalazł się w tym samym momencie rządów co dzisiaj Tusk, miał już za sobą Radom i organizującą się przeciw niemu opozycję, która wkrótce miała przekształcić się w masowy protest „Solidarności”.

Dziś jednak żadnej nowej „Solidarności” nie będzie. Bo w imię czego Polacy mieliby protestować? W imię narodu? Państwa? W imię wspólnych interesów? Ale przecież nie ma już dziś czegoś takiego jak wspólny interes. Neoliberalna doktryna nauczyła nas, że jest tyle interesów, ile reprezentujących je ludzi. A skoro dobro wspólne nie istnieje, to trzeba myśleć wyłącznie o sobie samym.

Rywalizacja

System liberalny, pomimo osłabienia wywołanego kryzysem, ciągle ma się u nas nieźle. A społeczeństwo coraz bardziej rozdarte różnicami w dochodach i dostępie do dóbr nie jest dziś zdolne do wspólnej refleksji nad kondycją państwa.

Rywalizacja to słowo kluczowe dla opisu dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Cel tej rywalizacji jest prosty: podłączyć się pod płynący coraz węższym strumieniem obieg pieniędzy. A im mniej pieniędzy na rynku, tym rywalizacja staje się bardziej zaciekła.
Polacy są społeczeństwem na dorobku. Było tak za Gierka, jest tak i dziś – w epoce Tuska. Z tą różnicą, że załamanie gospodarcze w okresie Gierka było w stanie połączyć ludzi we wspólnym froncie sprzeciwu. Powszechne ubóstwo i brak perspektyw zjednoczyło bardzo różne środowiska.

Dzisiaj byłoby to niemożliwe. Polacy zrozumieli, że bogactwa nie starczy dla wszystkich, ale ciągle wierzą w swój indywidualny sukces. Pomaga im w tym ogromna machina reklamowo-medialna, która promuje wzorce zwykle mające się nijak do możliwości i zasobów przeciętnego Polaka. Gdyby wierzyć serialom i reklamom, Polacy mieszkają w luksusowych apartamentach, wyjeżdżają co roku na wakacje nad egzotyczne morza, a ich jedynym zmartwieniem jest wybór banku, w którym chcą ulokować rosnące kapitały. Przekaz, który trafia do świadomości, jest z gruntu fałszywy, ale rozbudza nadzieje i aspiracje, podpowiada, że bez względu na to, kim jesteś, „jeśli się postarasz, też możesz to mieć”. W ten sposób tworzy się nie tyle bogactwo, ile miraż bogactwa – złudną perspektywę dostatku, która skutecznie paraliżuje wszelkie odruchy kontestacji.
W „Reglamentowanej rewolucji” Antoni Dudek przytacza esbecki raport z końca lat 80., którego autor – zapomniany już dziś Wojciech Garstka (w 1990 roku kontrkandydat Kwaśniewskiego w wyborach na szefa Socjaldemokracji RP) – sugeruje Jaruzelskiemu wprowadzenie liberalizacji gospodarczej jako skutecznego środka pacyfikacji. Powszechna walka o zyski miała doprowadzić w zamyśle ówczesnego MSW do podziałów i zaniku więzi społecznych.

Na szczęście postulowany przez SB „model chiński” nie został w Polsce zrealizowany, niemniej ciekawe jest, że w samym jądrze Peerelu sformułowano tak bardzo niemarksowską tezę, że nierówności kapitalizmu mogą być najskuteczniejszą ochroną reżimu.

Egoistyczne szczęście

W PRL społeczeństwo podlegało silnej presji ideologicznej. Propagowane wówczas komunistyczne wzorce kulturowe adaptowane były ze Związku Sowieckiego, w związku z czym budziły powszechną pogardę. W rezultacie budowanie komunistycznego człowieka okazało się nie tylko nieskuteczne, ale wręcz przeciwskuteczne. Zjednoczyło bowiem ludzi w opozycji wobec narzucającego obcą ideologię reżimu. „Solidarność” odwoływała się szeroko do chrześcijańskiej i narodowej symboliki, widząc w niej odpowiedź na ideologiczną krucjatę władz.

Dziś twierdzi się, że żadna presja już nie istnieje, że neoliberalizm gwarantuje każdemu wolność od jakiejkolwiek ideologii. To nie do końca prawda. Gdyby tak było, Polska nie byłaby ciągle rozrywana przez ideowe wojny.

Ale ta presja ideologiczna wywierana jest dzisiaj w bardziej dyskretny sposób. Nie nawołuje się już społeczeństwa do wyrzeczeń (choć one są – i to duże), ale od razu obiecuje przyszłe szczęście. Szczęście nie kolektywne, lecz indywidualne.

Kluczowym pojęciem stała się wolność rozumiana jako wolność do realizowania własnego, egoistycznego szczęścia (najczęściej utożsamianego z materialnym dostatkiem, ale nie zawsze – przykładem może być choćby unikanie zobowiązań w życiu osobistym). Szczęścia egoistycznego, bo nieskrępowanego więzami rodzinnymi czy kulturowymi.

Nic dziwnego, że wielu Polaków, zwłaszcza tych, którzy znaleźli się na ścieżce awansu społecznego, chętnie podchwytuje „wolnościowe” hasła. Nowa ideologia usprawiedliwia bowiem ich kulturowe ubóstwo i nie uzależnia awansu od nadrobienia braków.
Naiwnością byłoby jednak sądzić, że przebudowane według tego neoliberalnego wzorca społeczeństwo stanie się bezkonfliktowe. Wolność od ideologii nie oznacza bowiem – o czym szczególnie boleśnie przekonuje się konserwatywna część społeczeństwa – równouprawnienia różnych systemów wartości. Przeciwnie, neoliberalizm ponownie podzielił ludzi według światopoglądu, umieszczając na samym dole hierarchii tych wszystkich, którzy odrzucają „nowoczesność”. Dotknęło to zresztą nie tylko osób o poglądach konserwatywnych, ale też – o czym warto pamiętać – znacznie mniej licznych zwolenników społecznie wrażliwej lewicy.

Nowi robotnicy

Neoliberalizm to nic innego jak ideologia, która udaje, że jej nie ma. Z tym, że każda ideologia zdradza czasem oznaki swojego istnienia. Dziś takimi oznakami są – przykładowo – wyretuszowany uśmiech telewizyjnej gwiazdy na okładce tygodnika, różowe okulary na nosie prezydenckiego doradcy czy też tłumy panów w garniturach i pań w żakiecikach przemierzających biurowe dzielnice miast.

Te panie w żakiecikach i panowie w garniturach to poprzemysłowy odpowiednik dawnej klasy robotniczej z czasów Gierka. Niejednokrotnie nawet pracują w tych samych miejscach, co ich poprzednicy. Niektóre z biurowych zagłębi, jak choćby warszawski Służewiec, to przecież zaadaptowane do nowych czasów dzielnice fabryczne.

Uniformizacja to nie tylko wygląd zewnętrzny. To także, a może przede wszystkim, stan umysłu. „Nowi robotnicy” w większości przeszli przyśpieszony kurs liberalizmu, który każe im z poświęceniem oddawać się wzajemnej rywalizacji, nie pozostawać w tyle za najnowszymi trendami w kraju oraz wykazać czujność wobec tych, którzy odstają od tego modelu. Oczywiście „nowi robotnicy” mogą, a nawet powinni wykazać się kreatywnością, ale tylko w ramach usprawniania obowiązującego systemu. Nagrodą za taką postawę jest nie tyle osobista pomyślność, ile zaledwie jej obietnica.

Ta postawa nazywana jest w neoliberalnej nowomowie „indywidualizmem”. Podobnie jak w innych ideologiach, towarzyszy jej hasło przewodnie. Brzmi ono: „bądź sobą” lub „wyraź samego siebie”. W rzeczywistości należy je rozumieć dokładnie odwrotnie, jako „bądź taki sam jak inni” lub po prostu „nie wychylaj się”.

Skutkiem jest wypromowanie modelu Polaka jako bezwolnego konsumenta cudzych idei i dóbr, wyemancypowanego z narodowej wspólnoty, słabego i niezdolnego do krytycznej oceny rzeczywistości.

O ile nieudana modernizacja epoki Gierka podniosła – wbrew intencjom władzy – świadomość społeczną, o tyle modernizacja epoki Tuska paradoksalnie tę świadomość obniżyła. Cel, jakim miał być cywilizacyjny awans Polski, oddala się, a Polska nadal pozostaje peryferyjnym, nieatrakcyjnym intelektualnie rezerwuarem pracy i usług dla wysoko rozwiniętych państw Europy.

Wentyl bezpieczeństwa

Zmiany wywołane oddolnie wydają się więc dzisiaj znacznie mniej prawdopodobne niż w epoce schyłkowego Peerelu. Społeczeństwo rozdarte sprzecznymi interesami zaczęło niebezpiecznie zatracać spójność. Konflikty, które kiedyś rozgrywały się między władzą a poddanymi, w znacznie większym stopniu przeniosły się teraz do wnętrza społeczeństwa. Rywalizacja spowodowała, że wszelki bunt, agresja, frustracja wyładowywane są indywidualnie, w relacjach międzyludzkich – w poziomie, a nie w pionie. To bezpieczne dla systemu, ale fatalne w skutkach dla trwałości więzi społecznych.

Oczywiście pojawiają się dziś w Polsce szersze odruchy protestu, ale ich uczestników nie łączy wspólna idea, lecz co najwyżej wspólny interes, zwykle krótkotrwały, co powoduje, że bunt wygasa po doraźnym rozwiązaniu problemu. Takie bunty – niekiedy zwoływane na Facebooku czy Twitterze – są doskonałym wentylem bezpieczeństwa rozładowującym na pewien czas negatywne emocje.

Buntować się można przeciw korporacjom, znanym markom, nieżyciowym przepisom, co oczywiście często bywa potrzebne i pożyteczne, ale nie rozwiązuje fundamentalnych problemów, które wywołał kryzys gospodarczy.

Demontaż obowiązującego systemu liberalnego jest dziś jednak mało prawdopodobny, czego doskonałym przykładem jest trwająca od kilku lat wojna między PO i PiS. Istniejąca równowaga między obydwiema partiami oraz uwarunkowania międzynarodowe gwarantują, że – niezależnie od wyniku wyborów – daleko idące zmiany systemowe nie są możliwe. Linia podziału między PO i PiS nie jest więc wbrew pozorom całkiem równoległa do linii oddzielającej system liberalny od innych systemów wartości. Obie partie różnią się głównie tam, gdzie może być zagrożona wrażliwość konserwatywnej części społeczeństwa. Tam, gdzie idzie o gospodarkę, tak wyraźnych różnic między nimi już nie ma.

Wydaje się, że wielu zwolennikom PiS wystarczy dziś sama wymiana rządu i przesunięcie na prawo akcentów w polityce społecznej. W wojnie między PO i PiS nie chodzi zatem o system liberalny jako taki, ale raczej o wybór między jego odmianami: neoliberalną i neokonserwatywną.

Realna bitwa o kształt i wartości przyszłego społeczeństwa rozstrzygnie się więc prawdopodobnie z dala od naszych wewnętrznych sporów. Nie wywoła jej żadna nowa „Solidarność”, bo Polacy – biorąc od wielu lat udział w zorganizowanym wyścigu szczurów – całkowicie zatracili społeczną wrażliwość. Nie wywoła jej również żaden rząd, bo pozostaje to poza kompetencjami jednego państwa. O tym więc, czy i kiedy obudzimy się w innej rzeczywistości, zadecydują raczej globalne przemiany wywołane kryzysem.

Autor jest publicystą, był m.in. zastępcą redaktora naczelnego „Dziennika”

Czterdzieści lat temu Polacy budowali socjalizm. Budowali go oczywiście i wcześniej, ale wtedy – w epoce Edwarda Gierka – po raz pierwszy w historii PRL zasmakowali odrobiny dobrobytu. Niektórym, bo przecież nie wszystkim, wydawało się wtedy, że możliwe jest osiągnięcie w ówczesnych warunkach wyższego poziomu życia. Po sześciu latach rządów Gierka stało się jasne, że krótkotrwała stabilizacja zaczyna się sypać i żadnego dobrobytu nie będzie.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?