Jeśli frontmen niemałej partii nie chce sobie niczego ucinać na pierwsze skinienie mediów, to dla zwykłego elektoratu jest to, mimo wszystko, dość zrozumiałe. Jednak, o co chodzi z tą jakby polityką, to już niekoniecznie. Gość Dominiki Wielowieyskiej wyliczał bez ogródek: ma być u nas Europa od razu Plus, związki partnerskie, wolne konopie – stawiał na pewniaki, najbardziej biorące punkty swojego strategicznego programu. Żebyż tylko to! W toku wywiadu wyszła na jaw kolejna koncepcja polityczna pana Rozenka. Triumwirat: Rozenek na prezydenta Warszawy, Kalisz na prezydenta Polski, Palikot na premiera. Niestety, na koniec okazało się, że to wszystko – jakby. A już się cieszyliśmy.
Znaczy - Palikot to jednak „jakby polityk"... Czyżby coś podobnego było na rzeczy? W ostatnich tygodniach w telewizorze Palikota istotnie nie uświadczysz ani na lekarstwo. Niczym Urszulka Kochanowska, gdzieś pewnie „jest, a jakoby go nie było". Stąd i Rozenka dostatek. Jakoby im mniej polityka albo też Palikota, to tym chcielibyśmy go więcej. Całkiem jak w hipermarkecie. Jakby taki marketing. Bo też adepci Machiavellego ponoć szpakami są karmieni. Tylko, jakiż skutek z obfitości Rozenka?
W ubiegłym tygodniu Rozenek argumentował ze swadą podczas konferencji prasowej, że nasz kraj „To nie jest kraj afrykański, to jest kraj w środku Europy i powinniśmy troszeczkę poważniej podchodzić do energetyki.". Ciekawe, czy poseł Godson czuje się wystarczająco poważny? Istnieją poważne przesłanki, że zbytek europejskiej pychy, to był tylko taki sobie jakby żart. Inaczej być nie może. W polityce.