Wywiad z prezesem Ośrodka KARTA Zbigniewem Gluzą („1968: kwiaty na polskich czołgach", „Rz" 22 sierpnia 2013) jest zasmucający. Powiela bowiem nieprawdziwe stereotypy na temat polskich reakcji na wkroczenie wojsk Układu Warszawskiego do naszego południowego sąsiada. Mówi o kwiatach wręczanych żołnierzom Ludowego Wojska Polskiego biorącym udział w inwazji, podatności polskiego społeczeństwa na komunistyczną propagandę. A nawet stwierdza, że „dziś mamy inną wizję tamtej Polski: niezłomnej, zwartej w oporze".
Problem polega na tym, że kwiaty wręczane żołnierzom w 1968 r. były tylko fragmentem ówczesnej rzeczywistości. Tak na marginesie warto się zastanowić, na ile spontanicznym, jak bowiem wynika z dokumentów, działania takie zlecano terenowym instancjom Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej... Z drugiej strony powszechne było porównanie udziału LWP w „interwencji" do zajęcia Zaolzia w 1938 r.
Mało tego, miała miejsce fala ataków słownych na żołnierzy, co prawda głównie radzieckich. Inna rzecz, że ich sprawcy byli najczęściej nietrzeźwi. Nie ma zresztą w tym nic dziwnego – otwarte wyrażenie swych poglądów groziło represjami: od wezwania przez Służbę Bezpieczeństwa na rozmowę ostrzegawczą aż po zwolnienie z pracy.
Co prawda nikt nie przeprowadzał wówczas sondażu na temat stosunku Polaków do inwazji, ale są powody, aby twierdzić, że w większości byli jej przeciwni. Tak przynajmniej wynika z listów nadesłanych do Polskiego Radia i Telewizji – ponad 70 proc. naszych rodaków było przeciwnych wkroczeniu do Czechosłowacji, a niespełna (pytanie: tylko czy aż?) 30 proc. ją popierało. Mało tego – skala i zróżnicowanie protestów były zaskakujące.
Po zdławieniu Praskiej Wiosny pojawiło się dwa razy więcej ulotek i „wrogich napisów" niż w marcu 1968 r.! A swoje poparcie dla Czechów i Słowaków Polacy wyrażali również na wiele innych sposobów, np. składając kwiaty pod ambasadą CSRS w Warszawie, próbowano (niestety bez powodzenia) organizować wiece protestacyjne. Nie tylko w kraju, ale też w Czechosłowacji. Wystarczy przypomnieć, że w Jiczinie – gdzie dwa tygodnie później doszło do najbardziej tragicznego incydentu z udziałem polskich żołnierzy (pijany wojskowy zastrzelił dwie osoby) – dwie Polki w imieniu rodaków pracujących w Czechosłowacji wzywały przez radio żołnierzy LWP, by nie brali udziału w inwazji.