Jedno z najbardziej rozpowszechnionych, a zarazem już oklepanych, haseł, którymi szermują polscy antyklerykałowie brzmi: „Księża na księżyc". Krystyna Kofta postanowiła wykorzystać ten semantyczny szablon i zamieściła na swoim blogu wpis zatytułowany „Elbanowscy na Elbę".
Proszę sobie wyobrazić, jaki szum byłby, gdyby ktoś w taki sposób dworował sobie z nazwiska któregoś z dyżurnych autorytetów „warszawki". Ale z nazwiska małżeństwa krnąbrnych społeczników, wojujących z rządem o jakość edukacji szkolnej i przedszkolnej, już jak najbardziej wypada. Szczególnie nestorce polskiego feminizmu, którą jest Kofta.
O co konkretnie pisarka ma pretensje do Karoliny i Tomasza Elbanowskich, będących twarzami kampanii na rzecz referendum w sprawie edukacji szkolnej dla sześciolatków? O to, „że mają mnóstwo dzieci, którym trzeba zapewnić wikt i opierunek. Mają tych dzieci tak dużo, bo są Polakami katolikami, jeśli to lubią, to ok, chwała im za wychowanie obywateli, którzy będą pracowali na ich emerytury". Kofta zarzuca Elbanowskim, że swoją działalność społeczną prowadzą tak naprawdę w celach zarobkowych, bo dzięki założonej przez siebie fundacji „Ratuj Maluchy" wypłacają sobie „całkiem niezłą pensję, (...) siedem patyków miesięcznie" (to wiedza przypuszczalnie z najnowszego wydania „Newsweeka").
Wreszcie felietonistka „Twojego Stylu" zdemaskowała polityczne uwikłania inicjatorów akcji referendalnej: popiera ich bowiem PiS, a poza tym deklarują, że gdy uda im się przeforsować aktualne postulaty, zajmą się kolejnymi tematami, takimi jak gender w szkołach i przedszkolach, które – sugeruje Kofta – są tematami zastępczymi. A przecież – jak twierdzi ona – są rzeczy ważniejsze. Choćby sytuacja dzieci z obszarów nędzy.
Tyle że zasadniczy zarzut Elbanowskich w sprawie obowiązku posyłania sześciolatków do szkół dotyczy tego, iż MEN, wprowadzając swoją reformę, nie zatroszczył się o to, żeby szkoły do tej zmiany przygotować. W związku z tym sytuacja dzieci z biednych rodzin od tego, że będą one posyłane o rok wcześniej do szkoły, się nie poprawi. Jeśli zaś chodzi o gender, to nie Elbanowscy zaczęli wprowadzać ten temat do szkół i przedszkoli, lecz próbują to robić państwowe instytucje, zapatrzone w realizowane na Zachodzie lewackie eksperymenty na psychice dzieci (na przykład w ramach edukacji „równościowej" w przedszkolu przebieranie chłopców w dziewczęce ciuszki i zachęcanie ich do dziewczęcych zabaw). Inicjatorzy akcji referendalnej jedynie reagują na coś, co może budzić konsternację rodziców.