Jest powieleniem wcześniejszych propozycji, w wielu punktach zbieżny z tym, co proponuje dzisiaj rząd Tuska, a zarazem w całości nierealny – tak można by streścić zarzuty Jarosława Makowskiego i Konrada Niklewicza wobec nowego programu Prawa i Sprawiedliwości zawarte w tekście „Nowy program, stare pomysły". Oprócz tego są jeszcze drobne obserwacje (czasem trafne) i złośliwości.
Niespójny front wrogów
Mamy do czynienia z odporem dawanym przez ludzi otwarcie związanych z konkurencją, czyli z obozem rządowym. Co nie jest zarzutem, ale co ważne dla tej dyskusji.
To, że Makowski i Niklewicz starają się wykazać wtórność wielu propozycji PiS wobec tego, co już robi PO, warto odnotować, bo to element nowy. Pokazuje to, jak personalnie niespójny jest obóz oponentów Jarosława Kaczyńskiego prezentowanego niezmiennie jako wielkie zagrożenie dla polskiej demokracji i rozwoju, ale krytykowanego z diametralnie odmiennych pozycji.
W czasie gdy inni krytycy starają się przedstawić PiS jako siłę totalnie antyliberalną, zagrażającą wolnemu rynkowi, samorządowi i prawom obywatelskim, rzecznicy rządowej polityki, owszem, epizodycznie odwołują się i do tego stereotypu, ale per saldo przyznają, że potrzebna jest Polsce wielka aktywność państwa w generowaniu rozwoju ekonomicznego, w popychaniu do przodu modernizacji. Ale może wytłumaczycie to jeszcze panowie waszym najgorliwszym sojusznikom: tygodnikowi „Polityka", Witoldowi Gadomskiemu z „Gazety Wyborczej", Wojciechowi Maziarskiemu i innym, bo oni nie są do tej prawdy ani trochę przekonani.
A skoro i wy, i oni tworzycie na co dzień dość zwarty blok, mocny nie wspólnym programem, lecz hałaśliwością, skierowany przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu i PiS, warto postawić pytanie: co jest w tym starciu najważniejsze? Co dzieli te dwa obozy tak definitywnie, że wszelkie różnice między wywodzącym się z „Krytyki Politycznej" Makowskim a dogmatycznie liberalnymi publicystami tygodnika „Polityka" tracą znaczenie? Zacznijmy może od tego.