Korwin-Mikke: Stwórzmy dwa ZUS-y – dla mężczyzn i kobiet

Obecnie nie warto mieć dzieci – bo na starość będzie przecież emerytura – przekonuje lider partii KORWiN Janusz Korwin-Mikke.

Aktualizacja: 08.07.2019 13:02 Publikacja: 08.07.2019 12:56

Korwin-Mikke: Stwórzmy dwa ZUS-y – dla mężczyzn i kobiet

Foto: EP/ Thierry ROGE

Przepisy prawne mają bezpośredni wpływ na bogactwo kraju. Zawsze ujemny – z wyjątkiem przypadków, gdy ustawa likwiduje „dylemat więźnia” (zakaz kradzieży, zakaz działania związków zawodowych itp.). Ujemny dlatego, że naruszają naturalne zachowania ludzkie – a ludzie starają się maksymalizować swoje bogactwo. Historia pełna jest ustaw uchwalanych w najlepszej wierze, które dały skutki odwrotne od zamierzonych – np. prohibicja.

Obecna władza pomnaża tę kolekcję potworków. Ostatnie przykłady: 500+, które spowodowało, że ludziom odechciało się pracować i 26 minus (zwolnienie z podatku PIT osób poniżej 26. roku życia), co spowoduje, że fachowcy już doświadczeni, będą w wieku 27 lat wyjeżdżać za granicę, bo nie wytrzymają konkurencji z tymi w wieku 25 lat, oferującymi usługi o 20 proc. taniej.

Rozpatrzmy przykład teoretyczny. Parlament uchwala, że ludzie urodzeni w roku parzystym będą za darmo jeździć pociągami, a urodzeni w nieparzystym: autobusami. Jest to oczywisty nonsens. Nie chodzi tylko o to, że ludzie będą jeździli okrężnie zamiast w linii prostej, będą nadużywali jazdy za darmo, fałszowali dokumenty i dobierali miejsce pracy w zależności od położenia przy linii komunikacyjnej. Spowoduje to też nadużywanie przejazdów – a więc dodatkowe obciążenia dla gospodarki. Oczywiście próba odebrania ludności tego przywileju spowodowałaby potężne protesty. „Związek Urodzonych w Roku Parzystym” oraz „Związek Urodzonych w Roku Nieparzystym” reprezentowałyby przecież całą ludność Polski – a broniłyby tego przywileju jak źrenicy oka, choćby dlatego, że nic innego nie miałyby do roboty.

Ten sam „dylemat więźnia” dotyczy związków zawodowych czy obecnych grup uprzywilejowywanych przez dobrotliwą Władzę.

W ostatnim przykładzie dochodzi jeszcze strata nie związana z parzystością. Samo wprowadzenie darmowych przejazdów kolejowych i/lub autobusowych spowodowałoby błędną alokację zasobów: ludzie wybieraliby miejsca pracy bardziej oddalone od domów niż wtedy, gdyby za przejazd płacili. Trudno się dziwić: mając błędne informacje. podejmowaliby decyzje optymalne w świetle tej informacji – czyli błędne. Efektem byłby tracony przez nich czas – i dodatkowe obciążenie linii komunikacyjnych, za co trzeba by zapłacić w podatkach.

Dlaczego dziś nie warto mieć dzieci?

Po tych treningowych rozważaniach przechodzę do tematu piekielnie poważnego.

Chodzi o ogólną strukturę zatrudnienia.

Ludzie podejmują decyzje o pracy kierując się optymalizacją korzyści – nie tylko finansowych. Ci bardziej przewidujący – najlepsza z punktu widzenia decyzyjnego część populacji – kierują się również korzyściami wynikającymi z systemu ubezpieczeń.

Przymus ubezpieczeń emerytalnych spowodował oczywiste śmiertelne zagrożenie dla krajów, w których obowiązuje. Można dokładnie pokazać, jak rozwój systemu emerytalnego szedł w parze ze spadkiem dzietności. Ludzie dawniej mieli dzieci po to, by ktoś utrzymywał ich na starość. Musieli nie tylko mieć dużo dzieci – ale też musieli dobrze je wychować, nie krzywdzić i zapewnić dobre wykształcenie, by dobrze zarabiały.

Obecnie nie warto mieć dzieci – bo na starość będzie przecież emerytura. Ludzie nie decydując się na dzieci postępowali racjonalnie (choć zapewne podświadomie) – bo byli absolutnie przekonani o trwałości systemu emerytalnego. Obecnie, gdy wiara w ten system się zachwiała, dzietność w wielu krajach nieco rośnie. Bardzo nieznacznie, ponieważ te decyzje podejmowane są podświadomie (mało kto świadomie mówi: płodzę dziecko, bo chce mieć opiekuna na starość!).

Tak czy owak, przymus emerytalny musi być zniesiony – bo to jest też sytuacja „dylematu więźnia”: każdy podejmuje decyzje licząc na pracę dzieci innych, ale ci inni rozumują tak samo. W efekcie wszyscy uzyskają niechciany przez nikogo stan rzeczy: zostaną na starość z głodowym zabezpieczeniem.

Na to nic nie da się poradzić – bo żyjemy w d***kracji i ludzie nie wyobrażają sobie życia bez „zapewnionej” emerytury. Nawet śp. Małgorzata Thatcherowa czy śp. Ronald Reagan nie odważyli się zaproponować likwidacji tego systemu; który, powtarzam, w sposób nieunikniony zniszczy naszą cywilizację.

ZUS: wyzysk mężczyzn na rzecz kobiet

Tu zajmę się innym, praktycznym, działaniem tego systemu.

Popatrzmy na niego z punktu widzenia mężczyzny. Mężczyzna pracuje średnio 40 lat płacąc składkę emerytalną 1360 (niedługo 1500) zł – a po przejściu na emeryturę żyje średnio 15 lat pobierając średnio 2200 zł.

Są to dane pokazujące nieprawdopodobny wręcz wyzysk. A trzeba jeszcze wspomnieć nie tylko o procentach od wpłacanych przez średnio 20 lat składek – ale i o tym, że prawie połowa mężczyzn umiera przed osiągnięciem wieku emerytalnego; ich pieniądze też „gdzieś” przepadają.

Gdzie one przepadają?

Część jest marnowana, część rozkradana (nie, nie tylko przez urzędników; a co z „wywalczonymi” emeryturami „przejściowymi” czy „pomostowymi”, które są przecież okradaniem normalnych emerytów?), część była (już nie jest) przejmowana przez budżet, część szła i idzie na utrzymanie ZUS-u. Jednak większość pieniędzy jest przelewanych na kobiety.

Kobiety wprawdzie otrzymują dwa razy niższą średnią emeryturę, ale płacą znacznie niższe składki, pracują znacznie krócej i – co najważniejsze – żyją znacznie dłużej.

W efekcie system emerytalny jest gigantyczną pompą przelewającą pieniądze od mężczyzn do kobiet. Co jest zgodne z obecnym neokomunistycznym systemem polegającym na odbieraniu władzy Białym Męskim Szowinistycznym Świniom i przekazywaniu jej kobietom. A władza po części pochodzi z pieniędzy.

Powoduje to oczywiste ujemne skutki społeczne – ale gospodarczo jest dość obojętne, czy pieniądze mają mężczyźni i dają je swoim kobietom, czy też otrzymują je kobiety za pośrednictwem aparatu państwowego. Natomiast nie jest obojętna gospodarczo błędna alokacja siły roboczej.

W wyniku działania tego systemu znacznie większej liczbie kobiet opłaca się pracować poza domem, niż opłacałoby się, gdyby tej pompy nie było.

Skutki tego są koszmarne. Przede wszystkim kobiety, licząc na emeryturę, godzą się pracować za niższe stawki - tym samym wypierając mężczyzn z rynku pracy. Jest to zresztą znów zgodne z ideą neokomunistycznego reżymu, który zakłada, że kobiety należy wyrwać z domów – po to, by państwo przejęło już całkowicie kontrolę nad wychowywaniem dzieci.

Twierdzę, że gdybyśmy żyli w normalnym państwie, w którym nie działałaby ta sztuczna pompa przekazująca pieniądze kobietom pracującym, znacznie mniej kobiet pracowałoby poza domem. Tym samym mamy obecnie złą, nienaturalną alokację siły roboczej – obrazowo: dwie kobiety pracują za jednego mężczyznę. Skutkiem jest nienaturalnie zmniejszona opieka kobiet nad dziećmi, co znów skutkuje złym wychowaniem dzieci i młodzieży.

Są też liczne inne ujemne tego skutki. Ujemne z normalnego punktu widzenia – bo, powtarzam, to wszystko jest zgodne z socjalistycznym dogmatem „równości kobiet” i postulatem wyrwania ich z domów. Dla komunistów są to zjawiska pozytywne. I świadomie zaplanowane.

Podzielmy ZUS wedle płci

Przejdźmy do konkretów. Systemu emerytalnego bez wprowadzenia silnej i inteligentnej dyktatury zlikwidować nie można. Natomiast można podzielić ZUS wedle płci – czyli stworzyć dwa systemy emerytalne: dla mężczyzn i dla kobiet.

Gdyby kobiety zobaczyły, jak wysoką składkę muszą płacić, by pokryć emeryturę wypłacaną o dziesięć lat dłużej, niż wypłaca się ją mężczyznom; gdyby nie było pokrywania (z ogólnej puli) urlopów chorobowych, macierzyńskich i innych – znaczna część niewiast zdecydowałaby się pracować na znacznie bardziej odpowiedzialnym i kreatywnym stanowisku: jako Pani Domu. Co spowodowałoby wzrost liczby urodzeń – bo to te kobiety, a nie zagonione i zapracowane roboty, mogą spokojnie rodzić dzieci i zajmować się nimi.

W efekcie spowodowałoby to zmniejszenie dopłat z budżetu do ZUS-u, co umożliwiłoby obniżkę podatków i szybki rozwój gospodarczy. Oraz zwiększenie zarobków – głównie mężczyzn, oczywiście.

To wszystko jest sprzeczne z panującym obecnie paradygmatem. Trzeba jednak z nim zerwać, bo skutki jego działania są widoczne nie tylko gołym okiem. Są odczuwalne bezpośrednio na naszej skórze – i w naszych portfelach.

Przepisy prawne mają bezpośredni wpływ na bogactwo kraju. Zawsze ujemny – z wyjątkiem przypadków, gdy ustawa likwiduje „dylemat więźnia” (zakaz kradzieży, zakaz działania związków zawodowych itp.). Ujemny dlatego, że naruszają naturalne zachowania ludzkie – a ludzie starają się maksymalizować swoje bogactwo. Historia pełna jest ustaw uchwalanych w najlepszej wierze, które dały skutki odwrotne od zamierzonych – np. prohibicja.

Obecna władza pomnaża tę kolekcję potworków. Ostatnie przykłady: 500+, które spowodowało, że ludziom odechciało się pracować i 26 minus (zwolnienie z podatku PIT osób poniżej 26. roku życia), co spowoduje, że fachowcy już doświadczeni, będą w wieku 27 lat wyjeżdżać za granicę, bo nie wytrzymają konkurencji z tymi w wieku 25 lat, oferującymi usługi o 20 proc. taniej.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę