Kei Nishikori wywołał spore zamieszanie w tegorocznym tenisowym turnieju US Open. Miało być przewidywalnie, w końcu w męskim tenisie trudno o niespodzianki, w finale miał grać co najmniej jeden pan z wielkiej trójki (Nadal, Djoković, Federer), a w rezultacie okazało się, że o ostatni wielkoszlemowy tytuł w tym roku powalczą Japończyk i Chorwat Marin Čilić.
Mógł zadzwonić premier
Nishikori dokonał sztuki, która nie udała się do tej pory żadnemu z Japończyków. Do tej pory dwóch dochodziło do półfinałów najważniejszych turniejów, ale jeszcze żaden nie grał w finale. Trzymała za niego kciuki cała Japonia, szef gabinetu premiera Shinzo Abe, Yoshihide Suga mówił, że jego zwycięstwo byłoby ogromną wygraną nie tylko dla kraju, ale dla całej Azji, spodziewano się, że po wygranej do Nishikoriego zadzwoni nawet sam premier. Szykowała się specjalna nagroda od firmy Nissin Food Products, zajmującej się produkcją makaronów instant (w przeszłości na rynku pojawiła się specjalna sygnowana przez NIshikoriego), ludzie wykupywali w ostatniej chwili abonamenty operatora satelitarnego WOWOW, żeby tylko móc obejrzeć finałowy mecz US Open na własnych telewizorach. Japonię ogarnęła Nishikori-mania.
Fala popularności
Japończyk finał przegrał 0:3 w setach, ale z pewnością ten turniej US Open wygrała japońska firma odzieżowa Uniqlo. Zarówno Nishikori jak i jego półfinałowy, o wiele bardziej utytułowany rywal Novak Djoković, są twarzami serii sportowych ubrań. W Japonii koszulki, w których grał Japończyk „Dry Ex" biją rekordy sprzedaży, a szef koncernu Tadashi Yanai, od lat zajmujący miejsce najbogatszego Japończyka, obiecał tenisiście sporą nagrodę. Za zasługi dla promocji marki Nishikori otrzyma od samego szefa i firmy Uniqlo po 50 mln jenów, czyli łącznie 100 mln jenów premii (blisko milion dolarów).
Tenisista na pewno może liczyć na korzystniejsze oferty współpracy od dotychczasowych marek, które reklamuje jak Delta Air Lines, LVMH, czy Tag Heuer. Historyczny sukces Japończyka na pewno przełoży się na jeszcze większą popularność tenisa w kraju. Co więcej to, że do finału prestiżowego turnieju doszedł zawodnik nie dysponujący warunkami porównywalnymi do przedstawicieli wspominanej wielkiej trójki, daje nadzieję większości pozostałych zawodników. Nishikori nie jest wysokim „wieżowcem" jak Djoković (188 cm), atletą jak Nadal, czy maszyną do gry w tenisa jak Federer. Przez lata zmagał się z kontuzjami, sinusoidalną formą i doskonaleniem techniki. Od początku roku trenuje ze znanym przed laty amerykańskim tenisistą Michaelem Changiem. Być może nowe podejście trenera zaowocuje dalszymi sukcesami Nishikoriego.
Jak na razie szykuje się fala sympatii dla młodego tenisisty. Japończycy lubią podążać za trendami, więc jest duża szansa, że po Nishikorim pojawią się kolejni zdolni tenisiści z Kraju Kwitnącej Wiśni.