Od porażki PiS w wyborach parlamentarnych w roku 2007 wśród polityków i publicystów toczy się dyskusja nad tym, co musiałoby się z tym ugrupowaniem stać, żeby odzyskało ono ster władzy. Przeważa rzecz jasna opinia, że problemem jest znalezienie pomysłu na poszerzenie elektoratu PiS, a więc przebicie szklanego sufitu około 30 procent poparcia społecznego dla tej formacji.
Władza demoralizuje
Również na łamach „Rzeczpospolitej" pojawiały się rozmaite rady dla partii Jarosława Kaczyńskiego. I tak Michał Szułdrzyński sugerował, że PiS na dobre wyszłaby rezygnacja z jałowego bicia piany na polu wojen kulturowych. Z kolei Marek Jurek i Jarosław Gowin – a więc liderzy małych formacji sprzymierzonych z ugrupowaniem Kaczyńskiego – zaapelowali o stworzenie szerokiego obozu prawicy, w którym znalazłoby się miejsce dla traktowanych dotąd przez tę partię po macoszemu drobnych przedsiębiorców i młodego pokolenia Polaków. Dalej Łukasz Warzecha wskazywał konieczność przezwyciężenia przez PiS trapiącego społeczeństwo polskie podziału plemiennego. Wreszcie Bartosz Marczuk przyznał rację Jurkowi i Gowinowi, tyle że wyraził pesymizm co do możliwości pogodzenia zgłaszanych przez nich deklaracji z narracją, którą serwuje Kaczyński.
Tego typu krytycznym głosom towarzyszy zazwyczaj konstatacja, że im dłużej PiS pozostaje w opozycji, tym bardziej się degeneruje. Chodzi bowiem o to, że z dala od struktur władzy państwowej ugrupowanie Kaczyńskiego traci poczucie odpowiedzialności za Polskę. A skoro tak, to nie potrafi konstruktywnie uczestniczyć w debacie publicznej, tylko brnie w radykalizm, który cementuje jego stały elektorat.
Problem polega na tym, że – jak twierdził XIX-wieczny liberalny myśliciel brytyjski John Acton – władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie. Można oczywiście pogląd ten uznać za nieuzasadnioną generalizację, niemniej warto zauważyć, że wielu polityków Platformy Obywatelskiej i PSL, piastując wysokie funkcje państwowe, wykazało się brakiem odpowiedzialności za Polskę, o czym świadczą kolejne afery (hazardowa, wokół katastrofy smoleńskiej, Amber Gold, infoafera, taśmowa), które od utworzenia pierwszego gabinetu Donalda Tuska przetoczyły się przez nasz kraj. Można nawet postawić tezę, że rośnie obojętność Polaków wobec skandalicznych zachowań ludzi ze świecznika, ponieważ z takimi zjawiskami i brakiem ich rozliczeń po prostu się oswoili.
Warto też zauważyć, że dwie formacje obecnej koalicji rządzącej właściwie sprawują władzę bez jakiejkolwiek linii politycznej. Uprawiają one politykę reaktywną – próbują rozwiązywać wyłącznie bieżące problemy, których pozostawienie nierozwiązanymi mogłoby wywołać niezadowolenie społeczne, a w dalszej perspektywie spowodować utratę przez PO i ludowców władzy. Tu można podać jako przykład porozumienie rządu Ewy Kopacz z górnikami.