Reklama

Filip Memches: Produkt platformopodobny

Partia Kaczyńskiego nie może się zmienić

Aktualizacja: 28.01.2015 07:49 Publikacja: 28.01.2015 01:00

Filip Memches: Produkt platformopodobny

Foto: Fotorzepa/Magda Starowieyska

Od porażki PiS w wyborach parlamentarnych w roku 2007 wśród polityków i publicystów toczy się dyskusja nad tym, co musiałoby się z tym ugrupowaniem stać, żeby odzyskało ono ster władzy. Przeważa rzecz jasna opinia, że problemem jest znalezienie pomysłu na poszerzenie elektoratu PiS, a więc przebicie szklanego sufitu około 30 procent poparcia społecznego dla tej formacji.

Władza demoralizuje

Również na łamach „Rzeczpospolitej" pojawiały się rozmaite rady dla partii Jarosława Kaczyńskiego. I tak Michał Szułdrzyński sugerował, że PiS na dobre wyszłaby rezygnacja z jałowego bicia piany na polu wojen kulturowych. Z kolei Marek Jurek i Jarosław Gowin – a więc liderzy małych formacji sprzymierzonych z ugrupowaniem Kaczyńskiego – zaapelowali o stworzenie szerokiego obozu prawicy, w którym znalazłoby się miejsce dla traktowanych dotąd przez tę partię po macoszemu drobnych przedsiębiorców i młodego pokolenia Polaków. Dalej Łukasz Warzecha wskazywał konieczność przezwyciężenia przez PiS trapiącego społeczeństwo polskie podziału plemiennego. Wreszcie Bartosz Marczuk przyznał rację Jurkowi i Gowinowi, tyle że wyraził pesymizm co do możliwości pogodzenia zgłaszanych przez nich deklaracji z narracją, którą serwuje Kaczyński.

Tego typu krytycznym głosom towarzyszy zazwyczaj konstatacja, że im dłużej PiS pozostaje w opozycji, tym bardziej się degeneruje. Chodzi bowiem o to, że z dala od struktur władzy państwowej ugrupowanie Kaczyńskiego traci poczucie odpowiedzialności za Polskę. A skoro tak, to nie potrafi konstruktywnie uczestniczyć w debacie publicznej, tylko brnie w radykalizm, który cementuje jego stały elektorat.

Problem polega na tym, że – jak twierdził XIX-wieczny liberalny myśliciel brytyjski John Acton – władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie. Można oczywiście pogląd ten uznać za nieuzasadnioną generalizację, niemniej warto zauważyć, że wielu polityków Platformy Obywatelskiej i PSL, piastując wysokie funkcje państwowe, wykazało się brakiem odpowiedzialności za Polskę, o czym świadczą kolejne afery (hazardowa, wokół katastrofy smoleńskiej, Amber Gold, infoafera, taśmowa), które od utworzenia pierwszego gabinetu Donalda Tuska przetoczyły się przez nasz kraj. Można nawet postawić tezę, że rośnie obojętność Polaków wobec skandalicznych zachowań ludzi ze świecznika, ponieważ z takimi zjawiskami i brakiem ich rozliczeń po prostu się oswoili.

Warto też zauważyć, że dwie formacje obecnej koalicji rządzącej właściwie sprawują władzę bez jakiejkolwiek linii politycznej. Uprawiają one politykę reaktywną – próbują rozwiązywać wyłącznie bieżące problemy, których pozostawienie nierozwiązanymi mogłoby wywołać niezadowolenie społeczne, a w dalszej perspektywie spowodować utratę przez PO i ludowców władzy. Tu można podać jako przykład porozumienie rządu Ewy Kopacz z górnikami.

Reklama
Reklama

Wieczna opozycja

Załóżmy zatem, że PiS, idąc za radami jego – wprawdzie życzliwych mu, ale jednak – krytyków, zrezygnowałoby z radykalizmu i poniekąd poszło w ślady Platformy i PSL, próbując swoim wizerunkiem i oficjalnym programem pozyskać jak najwięcej grup społecznych, bez względu na dzielące je sprzeczności. Partia Kaczyńskiego stanęłaby wtedy przed takimi samymi pokusami, którym uległy PO i ludowcy. Musiałaby grać centryzmem, umiarem, stonowaną retoryką, starać się być taką lepszą, bardziej wiarygodną Platformą. I szybko by się okazało, że może się stać wyłącznie produktem platformopodobnym, niezdolnym na dłuższą metę zatrzymać przy sobie ani pozyskanych byłych wyborców PO, PSL czy SLD, ani swojego  twardego elektoratu.

PiS nie przeprowadziłoby żadnych ambitnych reform. Chodzi tu zwłaszcza o te, które przysłużyłyby się sanacji państwa, bo przecież mogłyby one uderzyć we wpływowe politycznie i ekonomicznie środowiska. A te w roku 2007 za pośrednictwem internetu i największych mainstreamowych mediów zademonstrowały swoją siłę, oczerniając skutecznie ugrupowanie Kaczyńskiego w oczach Polaków, co skończyło się wyborczą klęską tej formacji. Jeśli zatem PiS chciałoby zdobyć i zachować władzę, nie mogłoby sobie pozwolić na jej utratę w podobnych okolicznościach.

Dlatego skoro nie ma teraz żadnej realnej alternatywy dla partii Kaczyńskiego, to nie należy oczekiwać od niej żadnych istotnych przemian. PiS nie może być innym ugrupowaniem, niż jest. A skoro tak, to jego rolą pozostaje trwanie w opozycji jako podmiot, który utrudnia życie politycznemu establishmentowi i stawia go w świetle niewygodnej dla niego prawdy. To, że społeczeństwo polskie nie wyciąga w kolejnych wyborach wniosków z tego, co się dzieje na naszej scenie politycznej, idzie również na jego konto, a nie tylko głównej formacji opozycyjnej.

Pisali w „Rzeczpospolitej"

Bartosz Marczuk

PiS bez siły i bez pomysłu

21.01.2015

Reklama
Reklama

Marek Jurek, Jarosław Gowin,

Być jak Ronald Reagan

7.01.2015

Łukasz Warzecha

Czy opozycja jest bezsilna

7.01.2015

Reklama
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Nowa hierarchia politycznych celów USA
felietony
Zuzanna Dąbrowska: Norki wygrały z psami
analizy
Rusłan Szoszyn: Rozmowy pokojowe i ofensywa propagandowa Władimira Putina
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Dlaczego nie ma już tej Ameryki, którą pamiętamy?
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Analiza
Jędrzej Bielecki: Donald Tusk zawstydza Niemców
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama