Kiedy ateista patrzy na Polskę, nie może się nadziwić, do jakiego stopnia demokratyczne państwo jest zaangażowane w utrzymywanie za własne pieniądze niechętnej jego autonomii instytucji, która bez skrupułów pasożytuje na zasobach tego państwa i wychowuje legion przekonanych, że prawo boskie jest zawsze ponad stanowionym, a krzyż zawsze ponad godłem.
Religie są procesami społecznymi, a kościoły i związki wyznaniowe – organizacjami, wokół których te procesy się skupiają. Przekonanie wiernych, że istnieje jakiś bóg, nie miałoby dla ateistów znaczenia, gdyby nie to, że kościoły i związki wyznaniowe angażują się politycznie w sprawy publiczne. Ateiści uważają, że w ustroju demokratycznym życie publiczne powinno być organizowane wyłącznie według zasad, które dają się ująć w ramach debaty społecznej. Niechętni są temu, żeby mocno wpływał na tę sferę żywioł religijny, w którym sprawy zasadnicze są kwestią dogmatyki – a zatem poza dyskusją.
Wymierne straty
Ludzie wiary przywołują argument, że religie są źródłem moralności, że nie ma etyki bez boga. Istnieje jednak bogata literatura filozoficzna (Gianni Vattimo, Jan Woleński, Richard Brand, Kai Nielsen, Helena Eilstein, Ronald Dworkin, Luc Ferry etc.), w której przekonująco argumentuje się przeciwko istnieniu dającego się etycznie obronić związku między religijnością a moralnością. Ateiści nie widzą zatem podstaw do uznania uprzywilejowanej roli kościołów i związków wyznaniowych w debatach na tematy etyczne, chociaż one same najchętniej widziałyby siebie w roli arbitrów takich dyskusji.
Ateiści nie uważają zbawienia – ani w wymiarze indywidualnym, ani powszechnym – za cel, który powinien mieć charakter państwowy. Dostrzegają za to, że kościoły i związki wyznaniowe starają się przedstawiać swoją działalność jako przynoszącą powszechne korzyści, a przez to zasługującą na przyjazne nastawienie państwa i jego pomoc w ważnych sprawach.
Być może w oczach wiernych wszyscy jesteśmy beneficjentami kościelnych przedsięwzięć, lecz ateiści nie widzą tu oczywistości. Wręcz przeciwnie – historia pokazuje, że podobnie jak w przypadku każdej innej ludzkiej aktywności działalność kościołów i związków wyznaniowych w pewnych sytuacjach przynosi państwom i narodom określone korzyści, a w innych wywołuje bardzo wymierne straty.