Musiał być w tym głębszy sens, którego człowiek o prostym umyśle pojąć nie potrafi. Tak jak w noszeniu maseczek na dworze, choć wszelkie badania wskazują, że na świeżym powietrzu w zasadzie zakazić się nie da. Podobnie jak na basenie, gdzie łatwiej się pośliznąć, niż złapać wirusa. I pewnie dlatego zamknięto pływalnie na wiele miesięcy.
Wprowadzanie i znoszenie covidowych obostrzeń jest w naszym kraju doskonale przemyślane. W związku z tym na koncerty plenerowe wpuszcza się 250 osób, a na stadiony piłkarskie nawet 10 tysięcy, jak na niedawny finał Ligi Europy. W zasadzie nie mam w tej kwestii żadnych wątpliwości poza jedną. Dlaczego wywiadów na antenie rozmaitych telewizji regularnie udziela człowiek w masce? Co to za człowiek? – spyta ktoś. Trudno powiedzieć. Podpisy się zmieniają, ale maska pozostaje.
Ponieważ do wszystkiego można przywyknąć, nigdy bym na człowieka w masce nie zwrócił uwagi, gdyby nie afera z wiceministrem sprawiedliwości. Otóż jako kandydat na prezydenta Rzeszowa ogłaszał swój program w plenerze i bez maseczki. Stąd wiemy, że był to właśnie Marcin Warchoł. Potem zrobiła się z tego afera, a Warchoł przeprosił. To znaczy, mówiąc precyzyjnie, przepraszał jakiś człowiek w masce. Od tego czasu z uwagą zacząłem śledzić kolejne publiczne wypowiedzi ludzi podpisywanych jako premier, prezydent, minister, poseł czy senator. Wszyscy, w zasadzie bez wyjątków, wywiadów udzielają w maskach. Bez względu na to, czy rozmowa odbywa się w plenerze czy w studiu.
Tak się składa, że sam współpracuję z telewizją i regularnie zdarza mi się prowadzić rozmaite programy. O dziwo, gośćmi są zawsze ludzie bez masek. No ale oni nie są politykami.
Jaki ma sens zakładanie masek przez polityków do wywiadów telewizyjnych? Raczej nie chodzi w tym o to, żeby polityków lepiej było widać i słychać. To jaki jest tego sens? Pewnie taki sam jak w przypadku zamknięcia lasów. Chodzi o końcowy efekt. Żeby na przykład polski dzik nie złapał koronawirusa. A przecież mogłoby tak być, gdyby człowiek pogryzł dzika.