I to przeszłości nie byle jakiej, bo sprzed dwóch i pół tysiąca lat – do bitwy pod Salaminą, w wyniku której starożytni Grecy pobili na głowę dwukrotnie liczniejszą flotę perskiego króla Kserksesa i obronili niepodległość swojego kraju.
Ponieważ premier przemawiał na wiecu politycznym, nic dziwnego, że eksponował polityczny wymiar greckiego triumfu. Podkreślał, że konsekwencją zwycięstwa był rozwój demokracji i wolności słowa. Złośliwcy mogą się czepiać, że wodzem Greków nie był wcale pochodzący z demokratycznych Aten wódz Temistokles, ale spartański arystokrata Eurybiades (ale w końcu premier też pochodzi z kręgów bankowych, a nie z wyzyskiwanego ludu). Jeszcze inni przypomną, że pod Salaminą zjednoczeni Grecy walczyli z obcymi agresorami, a nie pomiędzy sobą (no tak, ale pomiędzy sobą też zaczęli walczyć pół wieku później, w czasie wojny peloponeskiej – skutecznie rujnując Grecję i kończąc okres jej świetności). Ale najważniejsze jest to, by zawstydzona opozycja wreszcie zrozumiała że stoi dziś tam, gdzie kiedyś stał Kserkses, a sam premier stoi tam, gdzie kiedyś stał Temistokles.
Ponieważ jednak moje felietony poświęcone są gospodarce, skoncentruję się raczej na lekcjach natury ekonomicznej, które można wyciągnąć z historii bitwy pod Salaminą. A są to lekcje bardzo ważne, bowiem losy bitwy nie rozstrzygnęły się wcale na polu walki, ale kilka lat wcześniej – i to właśnie na polu finansowym.
Do decydującego starcia doszło dekadę przed perskim najazdem, kiedy Ateńczycy odkryli nowe, wielkie pokłady srebra w górach Laurion. W demokracji – jak to w demokracji – rozgorzał zaraz zażarty spór o to, w jaki sposób wykorzystać nagły i niespodziewany zastrzyk gotówki do państwowej kasy. Po jednej stronie barykady stanął cieszący się zasłużoną popularnością polityk Arystydes Sprawiedliwy. Jego koncepcja była prosta: pieniądze należy po równo rozdać między Ateńczyków, tak by wszyscy mogli się cieszyć owocami wolności i rozwoju gospodarczego. Po drugiej stronie stanął jednak Temistokles i zaczął przekonywać, że wobec rosnącego zagrożenia należy wszystkie pieniądze zainwestować w budowę floty wojennej. Jakim cudem zdołał do tego przekonać głosujących w ateńskim Zgromadzeniu Ludowym wyborców? Do końca nie wiadomo, ale jednak to właśnie forsowana przez Temistoklesa „strategia odpowiedzialnego rozwoju" floty ateńskiej zwyciężyła nad programem „500+ drachm dla każdego" Arystydesa. I to właśnie dzięki temu za pochodzące z kopalni srebra pieniądze państwo ateńskie zbudowało 180 nowych okrętów, które zadecydowały o zwycięstwie pod Salaminą.
Finansowa lekcja płynąca z historii Salaminy jest jasna. W momentach kluczowych dla bezpieczeństwa i rozwoju demokratycznego kraju trzeba umieć powściągnąć populizm i przekonać obywateli do tego, by dokonali niezbędnych inwestycji, a nie popierali troszczących się tylko o swą popularność Arystydesów. Ciekawe, czy w tej sprawie premier również stoi tam, gdzie kiedyś stał Temistokles?