Muszę przyznać, że to był udany rok. Wielu, w tym ja, nie doceniało siły polskiej gospodarki, obawiając się, że po 2018 r., który uraczył nas ok. 5-proc. tempem wzrostu PKB, kolejny przyniesie bolesne hamowanie. Skończyło się na bardzo przyzwoitym wzroście o ponad 4 proc. – to fakt pierwszy. Drugi: na dobre wróciła inflacja, szczególnie bolesna w przypadku żywności. Na szczęście – to po trzecie – nadal dość mocno rosły płace, łagodząc powrót drożyzny. Przyznaję, łagodziło je też – to po czwarte – rozszerzenie programu 500+ i 13. emerytura. To jednak drogi i źle adresowany sposób udzielania pomocy socjalnej i – nazwijmy to po imieniu – kupowania głosów wyborczych.