Wiadomo, że suwerenny lud nie może się mylić jedynie przy wyborze swoich przedstawicieli (no, chyba że się jednak czasami pomyli), a między wyborami nie jest w stanie przeczytać etykietki na produktach żywnościowych, więc jego przedstawiciele odpowiednio mu tę żywność oznaczą w ramach polityki F2F (Farm to Fork – „od pola do stołu").
Francuzi promują system Nutri-Score. Nikt nie ukrywa, że to kolejny projekt z zakresu inżynierii społecznej. Przy pomocy kolorów i literek „przedstawiciele ludu" będą sugerowali ludowi, co ma jeść. Najlepiej, żeby jadł to, co oznaczą literką A na ciemnozielonym tle. Ma się natomiast zniechęcić do jedzenia produktów oznaczonych literką E na czerwonym tle. O kolorze i literce decydować będzie algorytm. Ale algorytm ktoś musi napisać. Jak – za przeproszeniem – Google'a czy Facebooka. Jest więc oczywiste, że niektóre „treści" będą promowane.
Najszybciej zorientowali się Włosi i Hiszpanie. Oliwa z oliwek, szynki parmeńska, iberico i serrano. Dlatego Włosi promują system Nutrinform – ma on być „lepszy". Jak w przypadku pokazywania kreskami poziomu naładowana baterii system ten przy pomocy jednego niebieskiego koloru pokazuje procent energii, tłuszczu, cukru i soli w danym produkcie w proporcji do ich dziennej ilości zalecanej przez Komisję Europejską.
Takie logo „baterii" – zdaniem zwolenników systemu francuskiego – nie jest skuteczne, gdyż nie używając kolorów i odnosząc się jedynie do wartości odżywczych porcji, powoduje, że „konsumenci nie mają natychmiastowego narzędzia do porównania produktów i mogą nie być w stanie zidentyfikować nienormalnych wartości odżywczych".
Nawet w polskiej prasie zaczęto o tym pisać, bo przyjęcie systemu francuskiego spowoduje „napiętnowanie" na czerwono kabanosów i nawet tradycyjnych zakopiańskich oscypków.