Jednak wszystko wskazuje na to, że ten wzrost jest nieuchronny. Węgiel i inne surowce energetyczne - choćby ropa - drożeją na całym świecie. Polska nie może być tu wyjątkiem. I tak mamy szczęście, bo dzięki silnej złotówce i taniemu dolarowi wzrost cen ropy u nas nie jest tak duży jak na światowych rynkach.
Jednak wzrost cen węgla nie musi być taki szybki. Wiadomo, że napędzają go wydatki kopalń na maszyny oraz rosnące płace górników. Tu jednak musi pojawić się pytanie: czy deficytowe kopalnie rzeczywiście powinny obiecywać wszystkim pracownikom podwyżki sięgające 10 procent?
Rocznica tragedii w Halembie przypomina, jak ryzykowny jest zawód górnika. Ale czy naprawdę za niebezpieczeństwo w kopalniach musi płacić całe społeczeństwo? Czy nie lepiej po prostu zamknąć najbardziej niebezpieczne wyrobiska i te, z których na powierzchnię wydobywa się tyle samo kamienia co węgla? Wszak w górnictwie także brakuje rąk do pracy.
Nie chodzi oczywiście o to, aby szybko i bez rozwagi zamknąć z dnia na dzień wiele kopalń. Trzeba robić to stopniowo, z pełną świadomością, że dzięki węglowi (i to nie tylko śląskiemu) Polska jest w stanie sama zaopatrzyć się w energię.
Ale też trzeba pamiętać, że nie będzie tak zawsze. Surowców energetycznych będzie coraz mniej i będą coraz trudniej dostępne – a więc także coraz droższe. Dlatego konieczna jest długofalowa polityka państwa pozyskiwania energii z nowych źródeł. A więc przede wszystkim trzeba przeprosić się z elektrowniami atomowymi, równocześnie dbając o inne niekonwencjonalne źródła. Bo tradycyjne metody pozyskiwania energii łączą się z wydzielaniem dwutlenku węgla. A dziś także za to trzeba płacić.