A miało być tak pięknie – zarząd, związkowcy i samorządowcy ramię w ramię rozbierają mur i w imię solidarności, dla dobra dzieci i ratowania ich wakacji wrzucają hojnie pieniądze do skarbonki...

Mówiłam, zaczekajmy do środy. I co? Muru nie ma, fakt. Ale na wysokości zadania stanął uszczuplony o połowę z powodu roszad kadrowych zarząd spółki. Był i prezes Jarosław Zagórowski, była wiceprezes, w zasadzie była (bo odwołana za opcje tydzień temu przez WZA, czyli resort gospodarki) Grażyna Bula, byli nawet delegaci miejscowych radnych i prezydenta (bo politycy osobiście jakoś nie dotarli).

Tylko zabrakło związkowców. Owszem, dorzucili się do skarbonki, też przez pośredników. Ale akcji PR nie wykorzystali, by pokazać, że przecież też są gotowi do rozmów z zarządem (bo zawsze to podkreślali). Szkoda, że związkowcy nie podeszli do tego symbolicznego płotu, do którego mimo wszystko podszedł – wydawałoby się nieugięty – zarząd JSW.