Pieniądze miałyby trafić na remonty rozpadających się dworców. Płacić mają państwowe InterCity, samorządowe Przewozy Regionalne czy Koleje Mazowieckie, prywatna Arriva i kto tam jeszcze zacznie jeździć po Polsce. Oczywiście w końcowym rachunku wysupła je z kieszeni podróżny. Tylko czy to źle?

W jednej z piosenek zespół Kult śpiewał o dworcu w Kutnie, na którym jest „tak brudno, że pękają oczy". To ponura rzeczywistość większości stacji. Co gorsza, aby się ratować, zarządzający dworcami starają się komercjalizować zbędne powierzchnie, przez co wypełniają je skleconymi byle jak budami, w których często handluje się mocno podejrzanym towarem. I nawet jeśli pozyskane w ten sposób pieniądze pozwalają zarobić na bieżące utrzymanie dworca, to na remonty już nie starcza.

Stąd opłata dworcowa może być jedynym sposobem na pozyskanie pieniędzy, bo budżet temu wyzwaniu nie podoła, a PKP tym bardziej. Nawet jeśli przejdą ostrą kurację restrukturyzacyjną. Ale warunki są dwa: myto nie może wpłynąć znacząco na cenę biletów, a zebrane pieniądze muszą na pewno trafić na remonty i modernizację dworców.

Podobnie jak idea płatnych dróg ma służyć dalszemu rozwijaniu ich sieci, tak dopłata na podniesienie standardu podróżowania powinna zyskać zrozumienie, choć idea, że to państwo powinno płacić za wszystko, na pewno będzie się przewijać w dyskusji. Ale chętnych do budżetowych środków jest zbyt wielu, a dworce – jak widać są na szarym końcu. Dlatego może warto się zrzucić, by już więcej nie pękały nam oczy?