To jeden z głównych celów związków zawodowych, więc trudno się dziwić, że konsekwentnie walczą o wzrost pensji. Firmy oczywiście nie zgadzają się na ich skalę. Argument jest niemal zawsze taki sam – firma planuje inwestycje.

 

Podobnie argumenty związkowców zbijają firmy wydobywcze i w zasadzie wszystkie, gdzie dochodzi do sporu zbiorowego o podwyżki. Nie można powiedzieć, że to tylko zasłona dymna. Faktycznie potrzeby inwestycyjne w tych branżach są duże. Z perspektywy ostatniego ogniwa w tym łańcuchu, czyli klientów płacących rachunki za gaz, prąd czy ogrzewanie, wydaje się, że i tak za wszystko zapłacą właśnie oni.

Firmy energetyczne mają zyski liczone w setkach milionów czy miliardach złotych. Ciągle chcą podnosić ceny energii – bo inwestują. Czy gdy zrealizują zapowiadane projekty, klienci zapłacą mniej? Raczej nie, bo pojawią się nowe priorytety, przejęcia czy jeszcze coś innego. Pracownicy tych branż i tak podwyżki dostaną, choć może niższe od oczekiwanych.

Ostatecznemu klientowi zostaje tylko zacisnąć zęby. Jeśli nie pracuje w branży, w której strajk wywołuje komplikacje i koszty, może tylko pomarzyć o corocznej podwyżce. Z coraz wyższymi rachunkami trzeba się pogodzić. I tak nie ma szansy na protest społeczny czy bojkot, który mógłby zmusić firmy do ich obniżenia.