Naftowa karuzela

Gospodarka skorzystałaby na spadku cen ropy – mówi Peter Voser, prezes Royal Dutch Shell

Publikacja: 20.03.2011 19:20

Naftowa karuzela

Foto: Bloomberg

Rz: Jak pana zdaniem na światowy rynek energetyczny wpłynie sytuacja po trzęsieniu ziemi w Japonii?

Peter Voser:

Trudno jest dzisiaj to oceniać, bo tragiczne wydarzenia są zbyt świeże. Wiem tylko jedno, że jeśli mówimy o tak potężnym kraju, jakim jest Japonia, odbudowa po katastrofach naturalnych będzie znacznie szybsza, niż wszyscy sądzą. Tak już wielokrotnie było w przeszłości. Ale naturalnie musimy oczekiwać, że ten wpływ będzie odczuwalny. Ważne jest przy tym jeszcze, jak będzie wyglądała sytuacja na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej oraz jak szybko będą się rozwijały Chiny. Widać także, jak bardzo rozchwiany jest ten rynek. Bo sama informacja o trzęsieniu ziemi w Japonii spowodowała spadek cen ropy o 10 dolarów na baryłce.

Czy pana zdaniem czynnik bliskowschodni długo będzie utrzymywał ceny ropy na tak wysokim poziomie jak dotychczas?

Nie mam wątpliwości, że kraje OPEC mają wystarczające możliwości, żeby uzupełnić wydobycie utracone w Libii. Dlatego oczekuję, że w dłuższym terminie uda się ustabilizować ceny. Przynajmniej na razie nie wygląda na to, żeby ceny miały jeszcze rosnąć. Jako sygnał do ruchów cen znacznie silniejsze są informacje o możliwym spadku popytu niż o demonstracjach w kolejnym kraju. Musimy jednak być przygotowani na duże rozchwianie cen. 15 – 20 lat temu zmiana ceny ropy o dolara na baryłce była poważnym wydarzeniem. Dzisiaj ropa drożeje lub tanieje o 10 dolarów i mówi się, że ceny się "wahają". Naturalnie jest to bardzo duża niedogodność dla wszystkich graczy na rynku.

No, może poza funduszami spekulującymi na rynku ropy...

Tyle że regulacje dotyczące transakcji spekulacyjnych, o których coraz częściej wspominają kraje G20, a zwłaszcza Francja, jeśli nie zostaną bardzo starannie przygotowane, zrobią na tym rynku znacznie więcej szkód, niż przyniosą korzyści. Ale chcę być dobrze zrozumiany: dla nas stabilne ceny też są korzystniejsze, bo przekładają się na stabilizację cen, po jakich oferujemy swoje produkty – np. liniom lotniczym czy innym firmom. W każdym razie OPEC mówi, że jest w stanie sprowadzić ceny ropy do 80 – 90 dolarów za baryłkę, i nie sądzę, aby miał z tym jakiś problem, bo posiada wszystkie niezbędne instrumenty, aby to zrobić. To byłoby bardzo korzystne dla światowej gospodarki.

Ile jest dzisiaj ryzyka w cenie ropy, która wynosi ponad  100 dolarów za baryłkę?

Trudno powiedzieć, ile w dzisiejszych 105 dolarach za baryłkę Brenta jest "zasługą" pana Kaddafiego, ile spekulacji. Sądzę, że jest to ok.  20 dolarów. Ale to moje zdanie, niepoparte jakimikolwiek badaniami.

Czy doświadczenia z Libii, skąd musieliście ewakuować pracowników, nie zmienią strategii inwestycyjnej Shella?

Inwestujemy tam, gdzie mamy zapewniony zysk.  60 – 70 proc. naszych inwestycji, które wynoszą ok. 100 mld dolarów rocznie, lokujemy w krajach OECD, gdzie ryzyko polityczne jest bardzo niskie. Taka strategia zapewnia nam stabilne wpływy. Pozostałe 30 – 40 procent – tam, gdzie takie decyzje są obciążone ryzykiem. Może być to ryzyko technologiczne, może być polityczne. W tej grupie mieszczą się kraje takie jak Irak, Nigeria, Rosja.  I nie zamierzamy tych proporcji zmieniać.

Shell jest obecny w Chinach  i stał się największym zagranicznym graczem na tym rynku. Czy osiągnięcie takiej pozycji to duży wysiłek?

W Chinach mamy wielkie plany. Tak w wydobyciu, jak  i w przetwarzaniu ropy naftowej i gazu. Współpracujemy blisko z trzema chińskimi koncernami naftowymi, przede wszystkim z PetroChiną i Sinopekiem, i to zarówno w samych Chinach, jak i na świecie. Na rynku wielu produktów naszej branży Shell stał się największym graczem, a w niektórych prowincjach mamy największą sieć stacji benzynowych. Trzeba pamiętać, że w najbliższych latach ok. 90 proc. wzrostu popytu na energię przyjdzie z krajów rozwijających się. Z tych  90 proc. połowa to wzrost popytu w Chinach.

Wygląda na to, że nie mieliście problemów także z porozumieniem się z Gazpromem. Jak pan ocenia interesy Shella w Rosji?

Jak najbardziej pozytywnie. Często spotykam się z prezesem Gazpromu, rozpoczęliśmy już wspólne projekty. Mamy wspólne interesy na Syberii, nie wykluczamy także projektów zagranicznych tak z samym Gazpromem, jak i z Gazpromnieftem. To prawda, w przeszłości były problemy. Ale człowiek w moim wieku wie, że nie warto pamiętać tego, czego się nie dało zrobić, i trzeba iść do przodu. Tak właśnie robimy. Zresztą naszego partnerstwa w Rosji nie ograniczamy do Gazpromu.

W Europie dużo dzisiaj się mówi o przyszłości gazu łupkowego. Jakie są pana oczekiwania wobec tego źródła energii?

Jeśli spojrzymy na Europę, widać, że geologicznie jest bardzo podobna do Ameryki Północnej, gdzie gazu łupkowego jest w bród. Jest go jednak mniej, bo i tereny są mniejsze, co nie zmienia faktu, że to ilości znaczące. Inna sprawa jest z jego wydobyciem. Europa jest gęściej zaludniona niż USA czy Kanada. To problem, bo do wiercenia trzeba przestrzeni. Drugi problem to pozwolenia. Kupując prawo do wiercenia, nie ma się prawa do własności tego, co się pod tą ziemią znajdzie. Mimo to prowadzimy już wiercenia w takich krajach jak Szwecja i Niemcy. Wiadomo również, że bardzo obiecujące są poszukiwania w takich krajach jak Polska i Ukraina, tyle że nie można mówić o wielkościach takich jak w USA.

Możliwości eksploatacji złóż widzimy również w Chinach, gdzie złoża wyglądają bardzo obiecująco. Podobnie jest ze złożami metanu, które istnieją w Indiach, Chinach, Wietnamie, wszędzie tam, gdzie jest węgiel. Łącznie wszystkie złoża gazu, konwencjonalnego i pochodzącego z niekonwencjonalnych źródeł, takie jak gaz łupkowy, pokazują, że na świecie mamy rezerwy wystarczające przynajmniej na 250 lat.

Czy uwierzyłby pan w to, że w Polsce można wydobyć tyle gazu łupkowego i że Polska mogłaby się uniezależnić od importu z Rosji?

Nie mam co do tego wątpliwości, że w Polsce gaz ze źródeł niekonwencjonalnych będzie wykorzystywany. I z pewnością będzie wykorzystywany dla zaspokojenia popytu wewnętrznego, w ten sposób z pewnością dojdzie do pewnego uniezależnienia się od importu. Czy to pozwoli uniezależnić się od dostaw Gazpromu? To decyzja rządu polskiego i nie będę się na ten temat wypowiadał.

W każdym razie uważnie przyglądamy się sytuacji w Polsce. Czy ostatecznie wejdziemy w ten rodzaj działalności, będzie zależało od tego, czy zyski będą obiecujące. A do tego trzeba odpowiedniej skali. Gaz ze źródeł niekonwencjonalnych jest zupełnie inny niż wydobycie ropy i gazu. W tym przypadku koszty operacyjne muszą być bardzo niskie, więc sprawa skali przedsięwzięcia jest bardzo ważna. Ale Polska jest na naszej liście, uważnie się przyglądamy temu, co się u was dzieje. Jest jednak zbyt wcześnie, żebym mógł coś powiedzieć na temat tego zaangażowania. Do takich inwestycji niezbędne jest przyjazne otoczenie. Jedyne, czego nam trzeba, to stabilne otoczenie polityczne i podatkowe. Żeby nie zmieniano warunków dla inwestorów. Zawsze przydają się zachęty, żeby ułatwić wydawanie pieniędzy na początku.

 

CV

Peter Voser (53 l.) jest Szwajcarem, absolwentem Politechniki w Zurychu. Prezesem Royal Dutch Shell został 1 lipca 2009 r. Wcześniej (od 1999 do 2009 r.) był wiceprezesem ds. finansowych Shella. Swoją karierę zawodową w 1982 r. zaczął od Shella, pracował dla koncernu w Argentynie, Chile i Wielkiej Brytanii. Pracował też w UBS, ABB oraz farmaceutycznym gigancie Roche.

Rz: Jak pana zdaniem na światowy rynek energetyczny wpłynie sytuacja po trzęsieniu ziemi w Japonii?

Peter Voser:

Pozostało 99% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację